niedziela, 28 lutego 2016

Lutowe podsumowanie i nowe nabytki książkowe.




           Jeszcze jutro i 29 dniowy luty przestępnego 2016 ustąpi miejsca marcowi a z nim nadejdzie wiosna, bo wiosna zawsze przychodzi przed Wielkanocą. Chociaż pamiętam, że przez ostatnie dwa lata była ona ze śniegiem. Ale takie nastały nam teraz czasy, że w zimie nie ma zimy a wczesną wiosną ona się pojawia.

           I co ja w lutym przeczytałam? Przeczytałam przede wszystkim o dwie książki więcej niż w styczniu, bo aż pięć, a były nimi :



Milczenie
Nasze szczęśliwe czasy








 



sobota, 27 lutego 2016

"To zdumiewające, ale mam wrażenie, że chce się pan żenić" - Kai bohater "Przystanku na horyzoncie " na rozdrożu.


źródło



 

Kai patrzył przez okno. Dwie motorówki właśnie opuszczały port w Monako - niewielki, w kształcie prostokąta, trochę jak dla zabawek. Chciał się od Fioli dowiedzieć  czegoś o nieznajomej z salonu gier i myślał, od czego by tu zacząć. Jakiś wstyd nie pozwalał mu zapytać wprost. Wpadł w zadumę i coraz głębiej się w nie pogrążał.
                 Fiola wyrwał go z niej. :
              - Daleko odbiegł pan myślami.
              Kai drgnął zaskoczony. Właśnie zamierzał sprecyzować pytanie i naraz stanęły mu przed oczami obrazy z przeszłości. Światło spotęgowało nastrój, owa stonowana połyskliwa szarość, na której tle nawet odległe sprawy udawało się zrozumieć. Myślał o młodej Barbarze i o tym, jak pochylała się ku niemu w stajni, mając za sobą końskie boki i ciemność, a w oczach przebłyski budzącej się dopiero kobiecości. Obraz był niezwykle wyraźny, Kai widział go wciąż równie ostro jak rozświetlone okno, krzesła, gazety i swego rozmówcę. Chwilami, choć nie bez oporów, obraz ten się rozmywał, zawsze jednak gotów był wrócić. 
              - Robi pan nadzwyczajne koktajle - odezwał się w zamyśleniu do Fioli. Właśnie się zastanawiam, czy życie bez celu to nie za mało. Zapewne byłoby lepiej gdzieś osiąść, do czegoś się zabrać, wytyczyć sobie jakieś granice. Czegoś takiego chce się dopiero w pewnym wieku, może takie jest prawo natury.
              - Niewątpliwie. Ale nie sądzę, by to odpowiadało każdemu.
              - Gonimy bez tchu od jednej sprawy do drugiej, wirujemy jak kula niesiona wartkim nurtem ku kolejnej kipieli, żądni jedynie doznań zaspokajających  nasze "ja". Nieraz mi się wydaje, że stoję na rozstajach : z jednej strony, jak dotychczas, mam do czynienia ze swoim ego, dla którego nadrzędnym celem jest coraz to głębsze przezywanie samego siebie, często pełne zwątpienia, z drugiej zaś życie wsparte na trwałych podstawach i rozumie, ugruntowane i zakotwiczone, ożywione mądrością i wolą.
                Fiola wstał.
                - To zdumiewające, ale mam wrażenie, że chce się pan żenić.
                Kai milczał. Odpowiedział dopiero po chwili : 
                - Rzeczywiście, tego nie można wykluczyć. - Potrząsnął głową. Właściwie chciałem z panem mówić o czymś całkiem innym. 
        


Czy Kai się ożenił dowiecie się jak przeczytacie "Przystanek na horyzoncie" Ericha Marii Remarque'a, o którym pisałam tutaj


 _____________________________________  

Erich M. Remarque,Przystanek na horyzoncie, Rebis, 1999 r, str.63-65

piątek, 26 lutego 2016

W wielkopostnym klimacie.....poezja ks. Jana Twardowskiego na piątek .


           Wczoraj wieczorem sięgnęłam na półkę, na której stoją sobie prawie wszystkie ksiązki religijne jakie posiadam



 i wyciągnął mi się tomik poezji ks. Jana Twardowskiego "Posłaniec nadziei".


A on otwarł mi się na  wierszu  Spotkanie piątkowe
Wierszem tym, jak to u ks. Jana,  prostym w swej konstrukcji a jakże wymownym trafia on chyba do każdego chyba, nie tylko cierpiącego serca.



Spotkanie piątkowe

 W któryś piątek, gdy płakało serce,
wszedłeś nagle zamkniętymi drzwiami - 
i złożyłeś mi ręce na głowie, ręce swoje ranami pokryte.

To, Ty, Jezu, co się z Tobą stało?
krzyż rzuciłeś w pobliskich kasztanach - 
cierpień ziemskich mi teraz zbyt mało,ukrytemu nagle w ramionach Twoich.

A co będzie, gdy odejdziesz nocą?
ból powróci, smutek, niepokoje...


słyszę jeszcze, choć brzozy trzepocą - 
szept jak potok - Rany moje kochaj.



środa, 24 lutego 2016

Dla miłośników kryminałów i powieści sensacyjnych.......taniocha....



                      Wielką fanką kryminałów wprawdzie nie jestem, ale gdy zajrzałam do Taniej książki.pl  zauważyłam, że miłośnicy kryminałów i sensacji mogą tu pobuszować już nawet za 8 zł. Jak zwykle dobierając przykładowe książki kierowałam się przede wszystkim ciekawą okładką, lecz jak sądzę za tymi okładkami kryją się nie tylko mroczne, ale i intrygujące  opowieści. O tym jakby świadczą wprowadzające do treści opisy.







W zimie 1881 młody architekt John Stannard wyjeżdża na dobrowolne wygnanie do odległej angielskiej wsi, gdzie przeprowadza naprawy parafialnego kościoła. Arogancki i nieczuły na potrzeby innych, wkrótce zaczyna wyrządzać poważne szkody trzynastowiecznemu budynkowi i poznawanym ludziom. Prawdziwe jego problemy zaczynają się jednak dopiero, gdy przyciąga uwagę pięknej i ambitnej młodej miejscowej dziewczyny Ann Rosewell. Kiedy mieszkańcy osady robią się agresywni, a żądza prowadzi Stannarda na manowce, mężczyzna z całych sił stara się zachować zdrowie psychiczne. To, co zaczęło się jako niewinny romans, wkrótce zmieni się koszmarną podróż.
Osadzona w barwnie przedstawionym krajobrazie, powieść Kłaniając się cieniom przeciwstawia prawdę fikcji, głowę sercu, a postępowi zachowawczość. Przede wszystkim jednak opowiada o konstruowaniu złudzeń i naszej zdolności do oszukiwania nie tylko innych, lecz także samych siebie. 





W grobowej ciszy opuszczonego kamieniołomu w Connecticut ktoś ukrywa swoje brudne tajemnice, które odsłaniają głębię ludzkiej deprawacji. Tajemnice, które przypadkiem wychodzą na jaw.

Agentka specjalna Maggie O’Dell właśnie miała rozpocząć zasłużone wakacje, gdy zadzwoniła do niej przyjaciółka, psycholog Gwen Patterson. Jedna z pacjentek pani doktor, Joan Begley, zaginęła podczas podróży do Connecticut. Czy Maggie mogłaby wyjaśnić, co się stało z Joan?

Maggie początkowo lekceważy niepokój przyjaciółki. Kiedy jednak w kamieniołomie w Connecticut przypadkowo zostaje odkopana beczka ze zwłokami kobiety, agentka postanawia sprawdzić, czy istnieje związek między zniknięciem pacjentki Gwen Patterson a koszmarnym znaleziskiem. Wkrótce okazuje się, że w opuszczonym kamieniołomie jest więcej beczek z ludzkimi zwłokami.




 




Lesio to jedna z najdowcipniejszych i najczęściej wznawianych sensacyjno-humorystycznych powieści Joanny Chmielewskiej. Autorka mistrzowsko nakreśliła realia życia w Polsce początku lat 70. I stworzyła postać prześmiesznego tytułowego bohatera – architekta pracującego w biurze projektów, który wplątuje się w serię niezwykłych, zabawnych przygód. Królowa polskiego kryminału to unikatowa seria obejmująca 50 najlepszych i najchętniej czytanych książek Joanny Chmielewskiej. Miłośnicy dowcipnie napisanych powieści sensacyjnych będą mogli stworzyć jedyną w swoim rodzaju kolekcję. Te wyjątkowe publikacje ukażą się w niezwykłej szacie graficznej – wszystkie okładki projektuje Andrzej Pągowski. 



Współczesny Sopot, zbrodnia, romans i bardzo ekstrawagancki detektyw w XI tomie Polskiej Kolekcji Kryminalnej
Doktor Figlon, wybitny specjalista w dziedzinie metateorii, za namową przyjaciela, inspektora Van Graafa, postanawia spędzić urlop w modnym nadmorskim kurorcie. Nie wie, że proponujący mu wyjazd do Sopotu policjant ma w tym własny cel. Figlon będzie musiał zmierzyć się z najtrudniejszą zagadką kryminalną w swojej karierze policyjnego konsultanta.

Ubertowski łączy w Inspektorze Van Graafie najważniejsze cechy klasycznego kryminału. Detaliczny opis współczesnego Sopotu, czuły, a jednocześnie brutalnie prawdziwy, przywodzi na myśl arcydzieła czarnego kryminału. Dedukcyjny charakter pracy śledczego przypomina powieści spod znaku Sherlocka Holmesa. Jedynie bohater nikogo nie przypomina. Gdyż takiego bohatera jeszcze nie było.









  Ta powieść rozpoczyna cykl utworów o jednym z najbardziej znanych detektywów na świecie. Dzięki niej dowiadujemy się, w jakich okolicznościach doktor John Watson ? weteran wojenny ? poznał ekscentrycznego Sherlocka Holmesa. Gdy obaj panowie rozpoczynają śledztwo dotyczące dwóch zbrodni dokonanych w Londynie, odkrywają, że ślady prowadzą do… Ameryki i mormonów. 





 Mała fińska wioska położona malowniczo nad brzegiem jeziora stanie się miejscem prawdziwego dramatu. Pewnego mroźnego, śnieżnego dnia szesnastoletni Mikko Matias Hiltunen wychodzi z domu i już nie wraca. Mijają kolejne dni, tygodnie i miesiące... Jego zniknięcie raz na zawsze zmienia życie pozostałych członków rodziny - matki, ojca i dwu sióstr 5-letniej Lotty i 18-letniej Hanny. Po niedowierzaniu nadchodzi dla bliskich czas bólu i strachu, a w końcu nadziei, że odnalezione zostanie choćby ciało chłopca. Tiainen z niezwykłym wyczuciem i precyzją przedstawiła psychologiczny portret rodziny naznaczonej tragedią, a trzymający do ostatniej strony w napięciu wątek detektywistyczny sprawia, że książkę czyta się z zapartym tchem. To jedna z tych powieści, do których ma się ochotę wracać. 







Do Krakowa – miasta magicznego – przyjeżdża superglina, by wykonać proste zadanie. Jednak to, co gdzie indziej wydaje się łatwe, tutaj staje się początkiem niezwykłej i obfitującej w nieprawdopodobne wydarzenia historii. Czy wystarczy mu umiejętności, aby rozwiązać kryminalną zagadkę, gdy sam staje się podejrzanym? Czy gorące uczucie do pięknej aktorki nie uwikła go jeszcze bardziej w zaskakujące zdarzenia? W książce życie miesza się z grą, a prawda ze złudzeniem. Na pewno jednak wejście w świat „Kra-kra” gwarantuje Czytelnikowi niebanalną przygodę i dobrą zabawę w mieście polskich królów. 




Coś Wam się spodobało?, bo ja nawet chętnie bym  się zagłębiła w pierwsza i dwie ostatnie. Ale najbardziej zaciekawia mnie ta fińskiego pisarza, może dlatego, że nie znam nic fińskiego.




I jeszcze kolaż z dzisiejszego spaceru.........jeszcze trochę trzeba poczekać na pełną wielorakich barw wiosnę....

poniedziałek, 22 lutego 2016

Na początek tygodnia o kocie...... z Franciszkiem Klimkiem.









Niemal założyć się jestem gotów,
bo wątpliwości moich to nie budzi,
że gdzie jest dom szczęśliwych kotów,
tam jest i dom szczęśliwych ludzi.






Bo koty są dobre na wszystko.
Na wszystko, co życie nam niesie.
Bo koty, to czułość i bliskość
na wiosnę, na lato, na jesień.

A zimą – gdy dzień już zbyt krótki
i chłodnym ogarnia nas cieniem,
to k o t - Twój przyjaciel malutki
otuli Cię ciepłym mruczeniem.

 







Wiem niewiele, lecz powiem, co wiem,
choć nie będzie to pewnie myśl złota:
Najpiękniejszą muzyką przed snem,
jest mruczenie szczęśliwego kota.







        Kot jest nasz, domowy. Już się zorientował, że  sobie może na wiele pozwolić, bo jest prawie najważniejszy w domu. Było ich dwa, ale ten który Was wita po wejściu na blog niestety 1 listopada ub. roku wyszedł i więcej nie powrócił. Nie udało się nam dociec co się stało. Pozostał nam po nim tylko smutek i zdjęcia, które im obu i jemu samemu robiłam.




A wierszyki napisał  krakowski poeta, wielki miłośnik kotów - Franciszek Klimek.

sobota, 20 lutego 2016

Rzymskie reminiscencje....



           Nie mam kompletnie weny do pisania. Przeczytane książki odkładam na półki i nie mogę się w żaden sposób zmobilizować do napisania postów o nich. A chciałabym się podzielić przynajmniej tymi, które uważam za tego warte. Jak choćby "Milczenie" Suzaku Endo, które co dopiero skończyłam czytać. Liczę więc na jej przypływ a dzisiaj wrzucam kilka zdjęć z Rzymu, który odwiedziłam już prawie dwa lata temu, i do którego wracam z sentymentem, mimo iż były to mordercze trzy dni z bólem nóg włącznie, które odmawiały posłuszeństwa a tyle jeszcze chciało się zobaczyć. Ale co to jest trzy dni na tak ogromne miasto na dodatek z taką liczbą zachowanych zabytków od najwcześniejszych wieków.

           Tym razem jest to widok na Forum Trajana i kościół Najświętszego Imienia Marii.





 Tu można zobaczyć Forum Romanum, na które w tym samym dniu popatrzyłam, ale tylko z góry.


Miłego zapiątku życzę wszystkim. U mnie wreszcie zaświeciło słoneczko....




piątek, 19 lutego 2016

Na piątek.....ks. Jan Twardowski.





                                  Krzyż

Józef Chełmoński

   Krzyż - realna rzecz. Kloc z drewna.
    Krzyż to twoje zawody, upokorzenia, twoje serce nigdy   nienasycone, twoje zmęczenie od rana do nocy.
To jest twój krzyż. Nie można uciekać krętymi drogami od swojego krzyża, bo każdy krzyż daje nam Bóg.
    Kiedy uciekamy od jednego krzyża, zwykle wpadamy na drugi. Jeżeli unikamy krzyża miłości, zaczyna nas przygniatać krzyż egoizmu. Zamieniamy jeden krzyż na drugi.





___________________________________________________

Ks. Jan Twardowski,Utwory Zebrane,Tom 11,Któryś za nas cierpiał rany,Na drodze krzyża,Wyd. M,2003 r.,str.113




środa, 17 lutego 2016

Krótko o Henryku Sienkiewiczu......






             Przeczytałam w ubiegłą niedzielę cały krótki rys  biograficzny Henryka Sienkiewicza zawarty w "Polskich gniazdach literackich" Marka Boruckiego. Muszę się przyznać, że dzięki tej lekturze nie tyle odnowiłam swą nikłą wiedzę o polskim Nobliście, jaką przyswoiłam w latach 60-tych ubiegłego stulecia w liceum, co ją w zasadzie ponownie już bardziej poszerzoną nabyłam. Marek Borucki bowiem przy okazji prezentacji Oblęgorka, jedynego


 stałego domu piszącego "ku pokrzepieniu serc" pisarza, jaki otrzymał od narodu z okazji 25 - lecia swej twórczości,  przybliżył czytelnikowi jego biografię.
 
źródło
        A zatem dowiedziałam się, że  niedoszły, ku niezadowoleniu rodziców, lekarz  pierwsze kroki jako literat stawiał już w czasie studiów. Jednak zadebiutował dopiero jako 25 - latek utworem "Na marne" który pozytywnie zostało oceniony przez Józefa Kraszewskiego.  Nie przypominam sobie bym akurat ten jego utwór poznała....chyba będę musieć to nadrobić.

        Z tekstu Boruckiego wynika, że Henryk Sienkiewicz był  uzdolnionym i błyskotliwym felietonistą. A na dodatek pracowitym, gdyż już jako jeszcze młody człowiek pod pseudonimem Litwos współpracował z czterema czasopismami. Jego felietony cieszyły się dużą poczytnością toteż redaktor naczelny  "Gazety Polskiej"  wysłał go do Stanów Zjednoczonych. "Listy Litwosa z podróży", które przysyłał do "Gazety" zostały wydane w postaci "Listów z podróży do Ameryki". Ten pobyt zaowocował po powrocie wieloma opowiadaniami.
Wyczytałam również, że nasz wielki pisarz lubił podróżować i podróżował wiele. Z Ameryki wracał przez Paryż, Lwów, Huculszczyznę, Tarnopol, Szczawnicę, Krynicę a nawet zahaczył o Wenecję i Rzym. W późniejszym życiu odbywał podróże nie tylko po Europie. Odbył bowiem podróż na Bliski Wschód i do Afryki, gdzie, chociaż z powodu choroby musiał pobyt tam skrócić, czas spędzany wykorzystał na zdobycie wiedzy o tym kontynencie jak i ludach go zamieszkujących, która pozwoliła mu napisać cykl reportaży Listy z Afryki i   dała podwaliny do napisania mojej ulubionej z dzieciństwa książki czyli "W pustyni i w puszczy".
          Nasz Noblista trzy razy wstępował w związek z małżeński.Wszystkie jego wybranki miały na imię Maria. Pierwsza z nich, Maria Szetkiewiczówna, zmarła po czterech latach udanego i szczęśliwego małżeństwa na gruźlicę, osieracając dwójkę dzieci. Druga, Maria Wołodkowiczówna, wycofała się już po ślubie a ich nieskonsumowany związek został rozwiązany. Trzecią została Maria Babska i ta towarzyszyła mu aż do jego śmierci.
            Lata najowocniejszej pracy Henryka Sienkiewicza, jak wynika z tego krótkiego rysu biograficznego Marka Boruckiego, przypadają na ostatnie dwie dekady wieku, w którym się urodził i przeżył większość swego interesującego i pełnego pracy twórczej, ale nie tylko, życia. Wówczas bowiem powstały największe jego powieści historyczne, które przyniosły mu wielką popularność, sławę i pozwoliły osiągać znaczne dochody. 
Uznanie międzynarodowe jakie przyniosła mu "Trylogia" ugruntował powieściami "Bez dogmatu" i "Rodzina Połanieckich", które to powieści lepiej przyjęto poza granicami kraju niż w nim samym. Dziełem natomiast, które sprawiło, że stał się najbardziej popularnym pisarzem na świecie było "Quo vadis", przetłumaczone z czasem na czterdzieści języków.
              Oblęgorek, w którym Henryk Sienkiewicz złożył pierwszą wizytę w 1901 roku, a który objął , ze względu na jego remont, w faktyczne posiadanie dopiero latem następnego roku stał się faktycznie pierwszym stałym miejscem zamieszkania rodziny Sienkiewiczów, która żyjąc w Warszawie często zmieniała adresy: Rynek Starego Miasta, Nowy Świat,  Aleje Jerozolimskie, Niecała, Chmielna, Marszałkowska, znów Aleje Jerozolimskie, Wspólna, Hoża i Szopena. 

              Z tego co pisze Borucki wynika, że w wygodnym  gabinecie, który pisarz urządził sobie na parterze pałacyku powstało niewiele utworów, gdyż pisarz największe dzieła swego życia miał już za sobą. Tu jednak zaczął pisać "W pustyni i w puszczy" a w całości w Oblęgorku powstały "Dwie łąki", i tu również pracował nad powieściami historycznymi Na polu chwały i Legiony, których jednakże nie zdążył ukończyć.
       Ze względu na  to iż Oblęgorek, mimo wyposażenia w nowoczesne urządzenia techniczne, okazał się kiepsko ogrzewanym Sienkiewicz traktował go jako letnią rezydencję. A zimy spędzał z rodziną w Zakopanem lub za granicą. Utrzymanie Oblęgorka sporo kosztowało i pisarz narzekał, że pożera jego dochody, ale z czasem bywał tu coraz częściej. I tu zastała go wspaniała wiadomość iż został "za całokształt osiągnięć w sztuce epickiej" uhonorowany literacką Nagroda Nobla.
Nagroda Nobla pozwoliła pisarzowi, który sporo swego czasu poświęcał działalności społecznej, a od czasu osiedlenia się w Oblęgorku również  charytatywnej,  na rozszerzenie działalności na obu tych niwach. W Oblęgorku zbudował kaplicę, by sąsiadujący z nim wieśniacy mieli bliżej do kościoła, otworzył ochronkę dla dzieci, wspierał budowę szkoły w Chełmcach, wystąpił z inicjatywą konserwacji ruin w Chęcinach.
               Był człowiekiem wielkiego serca i nic czym został obdarowany nie zatrzymywał wyłącznie dla siebie. Przykładem na to, o czym wspomina Borucki, był dar jaki pisarz otrzymał od anonimowego wielbiciela jego twórczości w niebagatelnej wysokości, bo 15-tu tysięcy rubli, a którą to kwotę przeznaczył w całości na utworzenie stypendiów przy Akademii Umiejętności w Krakowie.
           Wybuch I wojny światowej spowodował, że Henryk Sienkiewicz zdecydował się dla bezpieczeństwa swojego i rodziny wyemigrować do Szwajcarii. Tam włączył się od razu w działalność polityczno-społeczną i wzywał, jako prezes Szwajcarskiego Komitetu Generalnego Pomocy Ofiarom Wojny w Polsce, do udzielania pomocy rodakom. Między innymi zorganizował zbiórkę pieniędzy na na tę pomoc a zebraną kwotę, gdy już dotarła do potrzebujących potraktował jako wypłacenie się za Oblęgorek.
Polski już, ten wielki patriota,  nigdy nie zobaczył. Zmarł w w 1916 roku w hotelu Au Lac w Vevey, gdzie mieszkał. Do kraju sprowadzono trumnę z jego zwłokami w 1924 roku i odtąd spoczywa w katedrze św. Jana w Warszawie.




Post ten, który przede wszystkim pozwala mnie samej utrwalić cokolwiek więcej wiedzy na temat naszego wielkiego pisarza, to taki mój niewielki wkład w obchodzony Rok Henryka Sienkiewicza.

______________________

Zdjęcia pochodzą z mojej książki.
         

sobota, 13 lutego 2016

Poezje wybrane - Leopolda Staffa szukają miejsca w nowej biblioteczce...............




        Kiedyś, całe lata temu, nastąpiło połączenie nie tylko dwu serc i rąk, ale również dwu bibliotek. W tej wspólnej sporo książek okazało się być  w podwójnych egzemplarzach więc porozdawaliśmy. Ale przy pracach porządkowych, jakie ostatnio w biblioteczce wykonywałam, okazało się, że jest jeszcze podwójny egzemplarz "Poezji wybranych " Leopolda Staffa.  To wydanie PIW z 1978 nabyte zostało już chyba w antykwariacie stąd nosi spore ślady czytania. Sama okładka nie jest w najgorszym stanie, tylko niestety odkleiła się  co pokazuję. Środek tomiku jest kompletny i jeszcze nie porozklejany.





Gdyby znalazł się ktoś kto nie ma a chciałby ten tomik mieć chętnie oddam ....na własny koszt.
Jeżeli będzie więcej chętnych oddam sprawę w ręce losu.

 A to próbka poezji mistrza liryki w interpretacji Grzegorza Turnau.


Czekam do jutra na ewentualne zgłoszenia.... a w poniedziałek zdecyduję o losie tomiku.

czwartek, 11 lutego 2016

Dzieci w Afryce potrzebują naszej pomocy.........





             

         Zastanawiałam się wczoraj patrząc na swoje półki z książkami  co wybrać do przeczytania w najbliższym czasie, co mieściłoby się w klimacie wielkopostnym, a nie byłoby książką stricte religijną. I mój wzrok padł na stojącą w biblioteczce "Adannę" Toma Davisa, którą już kilka lat temu nabyłam sobie w Edycji Św. Pawła. Zaczęłam więc ją czytać wczoraj wieczór i wsiąkłam. Książka wciąga swą niesamowicie wzruszajacą historią afrykańskiej 12 - sto latki, historią jej nędzy, głodu i ciągłego strachu oraz walki o przetrwanie swoje i swojego rodzeństwa.  To historia oparta na autentycznych zdarzeniach, jakie miały miejsce w 2007 roku w Suazi. Ale czy w Afryce coś się w ostatnich latach zmieniło na lepsze......wciąż jest nękana, wojnami, głodem i chorobami, które w straszliwy sposób dotykają dorosłych a przede wszystkim  dzieci.
A my na to patrzymy z pozycji osób sytych a może i przesyconych o czym świadczą choćby choroby cywilizacyjne, które nas nękają. Nie lubimy pościć....a słowo post źle się nam kojarzy. A słowo wyrzeczenia jeszcze gorzej.  Owszem, bierzemy udział w różnych akcjach charytatywnych, które bywają nakierowane również na pomoc misjonarzom niosącym pomoc między innymi afrykańskim dzieciom. Sama od kilku lat biorę udział w akcji Wyślij pączka do Afryki organizowanej przez Fundacje Kapucynów i chociaż jest to akcja karnawałowa, zapustowa, to rzuciłam okiem na jej stronę  i zauważyłam, że jeszcze brakuje Kapucynom trochę, by zrealizować min. projekt dożywiania osieroconych dzieci w  Parafii Ndim liczącej 18 wiosek, a położonej  w Republice Środkowoafrykańskiej.

 Może tym wpisem zachęcę kogoś do wzięcia udziału w tej akcji :

Potrzebujemy 250 000 zł aby zrealizować projekty misjonarzy.

ZEBRALIŚMY JUŻ
226 256,05 ZŁ

                                                         90%



Dzięki Tobie możemy zebrać całą kwotę i pomóc misjonarzom.

Dołącz do nas! Wyślij pączka do Afryki! 

Cena pączka ....to tak niewiele. 

środa, 10 lutego 2016

Posypmy głowy popiołem.......







Popielec


Tyle popiołu w tym kościele  
gdzie tylko spojrzysz
– proch się ściele
płyną nawami przyszli zmarli
co jeszcze dzisiaj się wydarli
śmierci – spod kosy kół czy raka
choć mieli szansę się załapać
jeszcze są żywi jeszcze idą
ich blade widma ciągle widać
kości przykryte makijażem
peruki szczęki tatuaże
garnitur mięśni suknia skóry –
śpiewają ziemskich prochów
chóry
i płynie pył z ich ust otwartych
i tłum się wzbija na proch starty
pod szczyt kostnicy sufit nieba
martwy czy żywy – z nimi
śpiewasz
z prochu powstałeś – jeszcze
trochę –
nim się obrócisz będziesz
prochem
nim coś z istnieniem zdołasz
zrobić
pif-paf – pył proch –
i już po tobie
popiół imieniem jest człowieka
nawróć się – uwierz –
kochaj – czekaj –
                                                                               Szymon Babuchowski (ur. 15 maja 1977) – katowicki poeta, dziennikarz, wokalista w zespole Dobre Ludzie - wiersz pochodzi ze strony.

 _____________________________________________
                   
     Znak posypywania popiołem oznacza przyznanie się do własnej ułomności, potrzebującej Bożego miłosierdzia dla zbawienia. Popiół jest też znakiem spalania. Człowiek wyniszcza swą widzialną powłokę istnienia. Odbija blaskiem swych czynów miłosierdzie Boga i sam staje się prochem, zdanym na moc odrodzenia zapisaną w miłosiernej pamięci Boga./Wielkopostne strumienie./

poniedziałek, 8 lutego 2016

Krótka zimowa fotorelacja ..........



           

               Zima jak do tej pory tylko delikatnie zaznaczała swą obecność śniegową bielą  i trzeba, by jej uroku zaznać,  wybierać się za nią na tereny wyżej położone. Ja wprawdzie za zimą nie przepadam, ale biel zimową lubię. Gdy śnieg wokół to jest  jaśniej a co za tym idzie jednak radośniej,  a jeszcze gdy zaświeci słońce, jak to było w piątek ubiegłego tygodnia. Miałam okazję przejechać w tym dniu przez takie właśnie, wyżej niż moja miejscowość położone okolice, w których najwcześniej pojawia się śnieg i najpóźniej znika. Wprawdzie podczas tegorocznej zimy i tam go mało to jednak trochę zdjęć lekko zaśnieżonego krajobrazu udało mi się zrobić, wypróbowując przy okazji mojego pierwszego w życiu smartfona. Okazało się, że zdjęcia są może nawet ciekawsze niż te, które robię swym aparatem. 



          A trasa, na której robiłam zdjęcia -  z samochodu oczywiście - biegnie w obrębie gminy Pleśna  / powiat tarnowski /:  od Janowic przez położony 526 m n.p.m., a znajdujący się w obrębie Pogórza Rożnowskiego,  Lichwin, z którego zjechaliśmy przez Rychwałd
 

i  Meszną Opacką do rodzinnego miejsca mojej drugiej połowy czyli na Garbek stanowiący przysiółek Tuchowa, gdzie krajobraz zupełnie jesienny. 






              A ponieważ karnawał jeszcze trwa to zakończę rytmami tanecznymi. Można tańczyć, można tylko posłuchać...

niedziela, 7 lutego 2016

"Poprawianie katlei, to będzie wykład o poprawianiu katlei........fragment opowiadania "Pod murem" Włodzimierza Odojewskiego.



     Właśnie skończyłam czytać


                 W książce tej pt. " W stepie, ostach i burzanie i inne opowiadania" zawarto kilka opowiadań Włodzimierza Odojewskiego traktujących w poruszający sposób o dramatycznych losach Polaków przebywających na terenach ZSRR po 1939 roku. Te opowiadania o uwłaczających godności ludzkiej warunkach pobytu i niewolniczej pracy, o poniżającym do granic wytrzymałości, nieludzkim,  traktowaniu przesiedleńców  oraz jeńców wojennych, poraziły mnie swą wymową wpędzając  w nastrój  przygnębienia,  ale równocześnie przybliżyły mi ogrom tego strasznego zła jakiego nasi rodacy tam, na wschodzie doświadczali.
                  
                     Bohaterem a zarazem narratorem jednego z opowiadań o tytule "Pod murem" jest jeniec obozu jenieckiego Starobielsk I, malarz, którego myśli, w czasie słuchania wiadomości płynących z głośnika na słupie, biegną ku Proustowi :

           "Jednakże uwaga chudego malarza natychmiast wyłącza się jak automat i , sam zaskoczony, raptem myśli o Pruście. Dlaczego o Prouście? - odtrąca tamte myśli nowa myśl. Aha, C. chciał, żebym zrobił wykład o Prouście, o jego problematyce miłosnej. Mój Boże, właśnie miłosnej?, myśli i przypomina sobie nagle, jak Swann w rozmowie z Odettą  nalega, aby dowiedzieć się, czy katleje mają zapach, czy nie: "Doprawdy, nie robi to pani przykrości" A jeśli je powącham - aby się przekonać, czy pachną, czy też nie? Nigdy ich nie wąchałem, czy można? Niech pani powie szczerze?...Wolno spróbować, czy nie pachną bardziej od tamtych?"[*]

           "Wraca. Mżawka ustała, chwyta przymrozek, wiatr jest ostrzejszy. Przenikając szynel, ściska lodowatymi kleszczami. Wstrząsają nim dreszcze. Kiedy wsuwa się do sieni, ogarnia go ona znowu całego swą piwniczna wonią, która kiedy tylko otwiera drzwi do sali służącej im ostatnio za kwaterę, wchodząc między prycze, stęża się i gęstnieje zatęchłym zapachem niedopranej bielizny, niedomytych ciał, nędzy, głodu i upadku. A choć jeszcze niektórzy nie śpią, ale siedząc w pobliżu światła, obierają odzież z robactwa albo rozmawiają, i widzi skierowane ku sobie pytające spojrzenia, nie mówi nic, bo jego płuca dławią się z braku powietrza. Rzuca się na swoją pryczę pomiędzy tam leżącymi i okrywa połą szynela głowę, wciąż oddychając z wysiłkiem, upokorzony ta wonią do głębi, gdyż jest to i jego woń, teraz tylko wyraźniejsza. Potem, uświadamiając sobie, że to woń ludzi, którzy jak i on sam nie żyją już wśród żywych, będąca jak gdyby zwiastunem grobu, stara się jak najprędzej oddalić z tego miejsca i przez chwilę jeszcze z przymusem słucha odzywających się w pobliżu na pryczach głosów, choć wie, że oddalając się, już nie może ich zrozumieć. I na przekór temu drugiemu "ja" w sobie i sytuacji, w jakiej się znajduje, myśli : Poprawianie katlei, to będzie wykład o poprawianiu katlei. I znowu z dna pamięci zaczyna płynąć strumieniem tamta proza Prousta, przynosząc obrazy zamglone, lecz fascynujące, i myśli : Kwiat, tak, kwiat właśnie symbolizuje tam miłość fizyczną we wzajemnych związkach dwu różnych par : Swanna i Odetty oraz barona de Charlus i Jupiena; miłość tych dwu par nie jest uczuciem doskonałym; miłość Swanna jest zawsze przyćmiona wątpliwościami i zazdrością, toteż Swannowi nigdy nie uda się zdobyć psychicznej władzy nad Odettą; Charlusa i Jupiena łączy miłość inwertystów, a więc miłość jałowa; stąd oryginalne wyrażenie "kochać katleję", używane przez Swanna zamiast "kochać się", i wizyta trzmiela u orchidei, służąca wytłumaczeniu stosunków między Charlusem i Jupienem...
             Teraz znów jest w nim spokój, prawie cisza, myśl pracuje niespiesznie, równomiernie, niemal chłodno, dobywając na powierzchnię świadomości fakty, detale, sądy, o których zdawało mu się, że nie ma pojęcia, a przecież były gdzieś w zwojach mózgowych, zmagazynowane przez lata, dobrze zakodowane, i teraz wiążą się w organiczną całość : Proust wybiera kwiat dla symbolizowania aktu miłosnego, w którym Swann wyobraża sobie możliwość posiadania Odetty; kwiat to niezwykle rzadki, bo Swann myśli, że tylko on pozyskał jej względy; rzadkość tego kwiatu podkreśla jeszcze to, że spełnienie pragnienia następuje po długim, rozpaczliwym poszukiwaniu Odetty; wszystkie perypetie tego poszukiwania są opisane i pozwalają nam wyobrazić sobie  człowieka ginącego z pożądania; to wszystko służy przygotowaniu nas do nadchodzącej chwili, w której Swann posiądzie Odettę, ale opisu tej chwili nie znajdujemy, gdyż jak mówi autor, jest to chwila, " w której zresztą nie posiada się nic"; nie akt więc miłosny jest najważniejszy w stosunku Odetty i Swanna, lecz właśnie cały rytuał, którym Swann go otacza, rytuał, który ma uczynić ten akt czymś bardziej zmysłowym, czułym, tajemniczym i egzotycznym, tak jak kwiatki katlei, że " posiadanie tej kobiety wyłoni się z szerokich płatków lila..."
                Aż w końcu ten odzyskany w ten sposób spokój pozwala mu powrócić do rzeczywistości sali, do stężonym mrokiem okrytych prycz, do skulonych pod derkami i płaszczami ciał spowitych szczelnie we własne ścinające  się lodowato w powietrzu oddechy, w chrapanie, kaszel, jęki, westchnienia, w szepty i krzyki przez sen".[**]



__________________________________
* Wł. Odojewski, "W stepie, ostach i burzanie i inne opowiadania", Świat Książki, 2009 r.,str.94-95
**tamże, str.98-99

                

piątek, 5 lutego 2016

Troszkę humoru........na zaokienną ponurość .



                              Moje ciśnienie nie nadąża za tym co za oknem i  też jestem od rana taka ziewająca....A może to wczorajsze pączkowanie tak na mnie wpłynęło.


https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/originals/03/7b/43/037b43df679f4048c9d0a9fc22281d3d.gif
źródło



Wprawdzie to nie mój kocurek, ale mój identycznie ziewa, tyle, że nie potrafię jego ziewania zaanimować. 


Miłej zapowiedzi zapiątku Wam życzę.....i dobrego karnawałowego nastroju.

czwartek, 4 lutego 2016

Pączek - T. Śliwiak............... na tłusty czwartek.......



karnawał, tłusty czwartek, pączki
źródło

           Smacznych pączków.....smażonych w domu jak ja to robię :




jak i tych kupionych życzę Wam i sobie. I niech dzisiaj - raz w roku - nie idą nam w talię bez względu na to ile ich zjemy.

wtorek, 2 lutego 2016

A ona wspiera mnie dzień po dniu - Andrea Bocelli o swojej wierze.




                  " - Moja wiara zrodziła się w dorosłym życiu, kiedy niektóre pytania egzystencjalne stały się naglące. Zdałem sobie sprawę, że dokonując każdego wyboru, stoimy na skrzyżowaniu dróg idących w przeciwnym kierunkach - jedna prowadzi w stronę dobra, druga - w stronę zła. Żyć w przekonaniu, że życiem kieruje przypadek, jest nie tylko mało stosowne, ale również nie bardzo logiczne i nierozsądne. Jest to elementarne rozumowanie, które pozwala podjąć właściwą decyzję, a pierwszy fundamentalny wybór, którego musimy dokonać, to: wierzyć czy nie wierzyć.Wybrałem drogę, która wydawała mi się bardziej logiczna, którą moja inteligencja, choć ograniczona, zidentyfikowała jako drogę bez alternatywy. Wiara jest naprawdę bezcennym darem, który staram się zachować i pogłębić, a ona wspiera mnie dzień po dniu. Nie sądzę, że  jest ona sprzeczna z rozumem".




____________________________

  Cytat pochodzi z wywiadu zamieszczonego na łamach tygodnika  "Niedziela" Nr 5/2016.

poniedziałek, 1 lutego 2016

Czytałam w styczniu i powiększyłam domową bibliotekę.....





                            Styczeń pod względem ilości przeczytanych w nim książek rewelacyjny dla mnie nie był, gdyż udało mi się przeczytać tylko :

             
  1./ Solo - Sonia Raduńska
  2./ Wiwisekcja - Patrick White
 3./Opowieści małżeńskie - Edith Wharton,


ale być może tłumaczy mnie fakt, że "Wiwisekcja" Patricka White'a ma, jakby nie było, 731 stron zadrukowanych drobnym drukiem.
Istotnym jednak jest tu raczej to, że książki  nie zawiodły moich oczekiwań. Były interesujące i warte czasu im poświęconego.

       Styczeń zaowocował, mimo narzuconych sobie ograniczeń w  zakresie powiększania domowej biblioteczki,  czterema nabytkami .



Czuję się jednak rozgrzeszona, bo jeżeli chodzi o :

"Pod skórą" Doris Lessing /miałam drugi tom więc to kompletowanie/ i "Z dala od zgiełku" Thomasa Hardye'go to były tak wyjątkowe okazje, tak prawdziwie wyjątkowe, że niezwykle trudno byłoby im nie ulec.
I  to dzięki dwóm blogerkom : Anecie i Magdzie  


Natomiast "Wnuczka Raquela" Krzysztofa Koehlera trafiła do mnie jako prezent więc nie przyjąć jej?...tak zdeterminowana w ograniczaniu to aż nie jestem.

 A "13 załączników"  Bogdana Zalewskiego  to książka, która po obejrzeniu tego spotkania 

 

wzbudziła  takie ogromne zainteresowanie zarówno z mojej  strony, jak i męża, że po prostu musiałam ją  kupić.