niedziela, 1 czerwca 2014
Ja też kiedyś byłam dzieckiem, chociaż prawie o tym zapomniałam.
Dzisiaj, gdy wszystkie dzieci, taką mam nadzieję i czego z całego serca im życzę, cieszą się miłością swoich bliskich i są obdarowywane prezentami sama chciałam sobie przypomnieć, że i ja kiedyś byłam dzieckiem. Wprawdzie nie przypominam już sobie, by u nas w domu obchodzony był Dzień Dziecka w czasie, gdy ja nim byłam, ale gdy nim była młodsza ode mnie o 18 lat siostra już się go obchodziło i z pewnością otrzymywała również od mnie prezenty i to były na pewno książeczki, które jej również czytałam. Jednakże książeczka, którą dzisiaj przypominam na blogu nie kojarzy się z Dniem Dziecka.Ta pełna uroku a zarazem zabawna i pouczająca opowiastka M. Kowalewskiej o przygodach dwóch małych bobrów, Fiku i Myku nie była prezentem z okazji Dnia Dziecka. Była to pierwsza nagroda w rozpoczętej przeze mnie w 1959 roku "kariery" szkolnej. Z różnych przyczyn ona jedna się zachowała i kolejnych nagród, jakie zdobywałam już sobie nie przypominam czego bardzo dzisiaj żałuję. Niech ta książeczka, w której zachował się podpis mojej ukochanej wychowawczyni ze szkoły podstawowej zaświadczy, że ja też kiedyś byłam dzieckiem.
W pierwszym rozdziale książeczki poznajemy małe bobry, które się okażą wielkimi psotnikami, skorymi głównie do zabawy szczególnie wtedy, gdy mama i tata ich potrzebują.
Bobry dzisiaj traktuje się jako szkodniki i może tak jest, że swymi w trudzie budowanymi tamami przyczyniają się do wyrządzania wielkich szkód, ale mam nadzieję, że mądrzy ludzie znajdą sposób na to by mogły je nadal budować i nie szkodzić szczególnie rolnikom.
Ten post dedykuję wszystkim polskim dzieciom, szczególnie tym, których Dzień Dziecka nie będzie z różnych powodów radosny.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Z ogromną czułością podchodzę do tych pierwszych lektur:) Tylko nie wiem, czy one naprawdę były takie dobre, czy to czar dzieciństwa. W każdym razie te dzisiejsze pstrokate i byle jak wydane bajki sygnowane wszystkie Disneyem itp., to klęska na rynku czytelniczym.
OdpowiedzUsuńOczywiście, że wtedy odbieraliśmy je inaczej, gdyż emocjonalnie. Ale moja, jak sobie ją poczytałam znów, nie zestarzała się nic a nic.
UsuńPiękna taka pamiątka ;)
OdpowiedzUsuńTym bardziej, że jedyna taka.
UsuńCudowna pamiątka! Swoje książki mam rozrzucone w trzech miejscach. Może nie wszystkie nagrody szkolne się zachowały, ale pewnie co nie co bym znalazła w domu rodzinnym. :) Pozdrawiam w ten piękny dzień!
OdpowiedzUsuńI ja pozdrawiam.
UsuńTeż na półce mam swoją pierwszą nagrodę z bardzo dobre wyniki w nauce i darzę ją szczególnym sentymentem. Niech się święci! W końcu każdy z nas jest dzieckiem niezależnie od metryki... dzieckiem swoich rodziców! :)
OdpowiedzUsuńNiech się święci.
UsuńSuper, po jej zaczytaniu widać, że to Ci się podobała :-) Moje szkolne nagrody książkowe gdzieś tam stoją niesłusznie zapomniane bo okazuje się, że wbrew pozorom wiele książek z dzieciństwa przetrwało próbę czasu.
OdpowiedzUsuńMoja i wiele innych z pewnością warto czytać dzisiaj dzieciom.
UsuńUwielbiam takie książki. Sama mam kilka ukochanych staroci. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńDziękuję za odwiedziny i również pozdrawiam.
UsuńTakie książki z czułością się przegląda. To część naszego życia. Miłej niedzieli:)
OdpowiedzUsuńJa tej książeczki nie znam. Gdy tak wspominamy lektury dzieciństwa, a gdy jeszcze znajdziemy w nich stare dedykacje, to dajemy sobie nostalgiczny zastrzyk ciepła.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam w deszczowy poniedziałek :)
Deszczowy i chłodny niestety.
UsuńAle udało się nam wyzbierać truskawki między deszczem.
Załączam serdeczności.
Cudna pamiątka. A ja Fika i Myka jakoś nie pamiętam z dzieciństwa. Może nie było wznowień?
OdpowiedzUsuńByć może, bo też się nigdy juz z nią nie spotkałam. A szkoda, bo to świetna książeczka.
UsuńJej! Ale piękna pamiątka! Mocno zniszczona, stąd wniosek, że wiele razy czytana:)Temat książeczki adekwatny do moich zmagań z tymi zwierzątkami:)
OdpowiedzUsuńp.s.Bloger dopiero dziś pokazał mi Twój komentarz:) Pozdrawiam, Ania.