"Śmierć w Breslau" to pierwsza z książek Marka Krajewskiego, których bohaterem jest pracujący w policji kryminalnej Wrocławia, w latach 30 - tych ubiegłego stulecia, Eberhard Mock. To również moje pierwsze spotkanie z Markiem Krajewskim
źródło |
Książka wydana przez Wydawnictwo Śląskie w 2006 roku pochodzi z mojego zbioru bibliotecznego. Jej okładka intryguje swym wyglądem doskonale wpisując się w tematykę tego kryminału. Znajdujemy na niej zachęcające do sięgnięcia po " Śmierć w Breslau" informacje typu :"Lata trzydzieste we Wrocławiu: mroczny erotyzm, faszyzm, zbrodnie." czy też : "Śmierć w Breslau" łączy w sobie elementy "czarnego kryminału" i horroru." I to jest prawdą. W książce tej mamy bowiem, jak w klasycznym czarnym kryminale, do czynienia z bardzo realistycznie, a nawet brutalnie ukazanym obrazem rzeczywistości lat 30 - tych we Wrocławiu, a wynikających z dojścia do władzy Hitlera co sprawia, że sytuacja polityczna w mieście ulega pełnej grozy zmianie wraz z obejmowaniem stanowisk przez funkcjonariuszy SS i nikt czuć się bezpieczny nie może. Realia te są równie ważne, jak sama intryga kryminalna, gdyż mają zasadniczy wpływ na postępowanie głównego bohatera. Jej akcja zaś rozgrywa się w dwuznacznej atmosferze podejrzanych, a co za tym idzie niebezpiecznych dzielnic miasta, domów uciech czy też knajp, ale również w rezydencjach zdegenerowanych arystokratów, jak i wysokich funkcjonariuszy partyjnych SA i jest niezwykle zagmatwana oraz mroczna.
Główny bohater kryminału, Eberhard Mock, którego poznajemy już jako radcę kryminalnego, mającego chrapkę na stanowisko szefa policji kryminalnej we Wrocławiu, to człowiek nie wzbudzający sympatii. Mason, należący do jednej z trzech wrocławskich lóż masońskich, co prawda świetny w swej pracy, ale obrzydliwy koniunkturalista kierujący się wyłącznie własnym interesem, a przy tym pozbawiony skrupułów i nie gardzący nie mającymi nic wspólnego z etyką metodami, które pozwalają mu awansować. Bystry obserwator środowiska, w którym pracuje, a także w którym zażywa uciech, zdobywa kompromitujące informacje o swoich współpracownikach, a także innych osobach, które w odpowiednim dla siebie momencie wykorzystuje w celach zawodowych czy też osobistych.I tak, oprócz wyników w pracy, awans na radcę kryminalnego zdobywa przy wydatnej pomocy zastosowanego szantażu, natomiast do awansu na szefa policji pomaga mu prowadzone i zakończone z budzącym wątpliwości rezultatem w maju 1933 roku śledztwo w sprawie zgwałconej i w sposób makabryczny zamordowanej córki jednego z jego znajomych, należącego do tej samej loży, masona, barona von der Maltena.
Śledztwo to, wznowione w lipcu 1934 przez sprowadzonego, przez barona - z Berlina, Herberta Anwaldta, stanowi główną kanwę kryminału. Herbert Anwaldt to równie mało sympatyczna choć intrygująca postać. Wychowany w sierocińcu, obsesyjnie bojący się wszelakiego robactwa i nadużywający alkoholu, ale będący świetnym policjantem kryminalnym okazuje się być nieślubnym synem von der Maltena, a co za tym idzie narażonym również na zemstę dziwnej sekty jezydów, której się kiedyś naraził prapraprzodek Maltenów, a której jak wspólnie z Mockiem odkryli padła jego przyrodnia siostra.
Oprócz obydwu prowadzących śledztwo przez kryminał przewija się cała plejada świetnie nakreślonych postaci, mniej lub bardziej zdegenerowanych, zarówno mężczyzn, jak i kobiet, jak to w półświatku bywa. To sprawia, że powieść posiada specyficzną, mroczną nie pozbawioną grozy atmosferę.
Dużym walorem książki jest przedwojenny Wrocław ze swoim dekadenckim klimatem okresu międzywojennego, po którego wielu ulicach czytelnik wędruje wraz z jeżdżącym swym adlerem Mockiem, a także rozgrywająca się w dużym tempie akcja, która wciąga i zaskakuje częstymi zwrotami by w końcu zadziwić niespodziewanym sposobem rozwiązania intrygi kryminalnej - dopiero w roku 1951.
"Śmierć w Breslau " Marka Krajewskiego to świetny, błyskotliwy kryminał w swoim gatunku. Posiada wciągającą intrygę, której rozwikłaniem zajmuje się wprawdzie nie wzbudzający sympatii, zgorzkniały i pozbawiony zasad moralnych osobnik, który jednak mimo wszystko robi to w sposób inteligentny chociaż często brutalny, a nawet niezgodny z prawem. Zadziwiająca jest jego niebywała umiejętność adaptacji do politycznych zmian, jakie zachodzą w latach 1933 do 1951, w jakich osadzona jest akcja książki, by móc realizować zamierzone cele co dodatkowo sprawia, że kryminał jest dla czytelnika atrakcyjny.
Czytałam tę książkę Marka Krajewskiego z dużym zainteresowaniem toteż z przyjemnością sięgnę po kolejne książki opowiadające o Eberhardzie Mocku, które na to czekają na półce mojej biblioteczki.
"Śmierć w Breslau" przeczytałam w ramach wyzwań czytelniczych :
Baza recenzji ZwB.
Dosyc dlugo zbieralam cala serie, ale juz mam i moge czytac:) Ciekawe, czy podziele Twoja opinie. Seria o Lwowie podobala mi sie.
OdpowiedzUsuńCzytałam kilka recenzji i były różne. Nie wszystkim odpowiada przede wszystkim osoba Mocka.Większość czytających lubi bohaterów, którzy wzbudzają sympatię, a Mock, chociaż jest bardzo ciekawie prowadzoną postacią do takich niestety nie należy.Ale to jest jednak bohater czarnego kryminału i odbierając książkę jako całość uważam, że jest interesująca i warta jest czytania. A poza tym taki styl pisania, jaki prezentuje Krajewski mi osobiście odpowiada.)
UsuńKsiążki Krajewskiego jak dla mnie epatują wprost złem... niemniej jednak świetnie się je czyta :)
OdpowiedzUsuńTo prawda, ale myślę, że tego zła musiało jednak również i w tamtych czasach w środowiskach, o których pisze być dużo. I czyta się go świetnie.)
UsuńKrajewski faktycznie warsztat formalny ma bez zarzutu. Podoba mi się jego pióro, ale niestety nigdy nie zdołał mnie porwać na tyle, bym zaraz po jednej jego powieści brał się za drugą. Śmierć w Breslau też mnie do końca nie przekonała.
OdpowiedzUsuńJa pewno też nie od razu po nie sięgnę choćby z powodów czasowych i planów wobec innych książek, ale ciekawi mnie jakie sprawy i jak Mock rozwiązywał w kolejnych książkach.)
Usuń:) Ja też nie wykluczam, że mi się jeszcze kiedyś przytrafi :)
UsuńJeszcze nie czytałem książek Krajewskiego, ale trzeba będzie to nadrobić... W końcu sam jestem Wrocławianinem ;D
OdpowiedzUsuńTo znakomity powód. Ciekawa bardzo byłabym recenzji i tego jak odebrałbyś tamten Wrocław z niemieckimi nazwami ulic. Dla mnie samej było to dziwne doświadczenie.)
UsuńJa tam Krajewskiego lubię, choć cykl lwowski trochę bardziej mi się podoba. I jakby na to nie patrzeć, to jeden z bardzo nielicznych polskich kryminalistów, których doceniono za Odrą - wyszło już sześć (!) jego książek:-)
OdpowiedzUsuńJa dopiero zaczynam go poznawać i po tej książce wiem, że będę czytać więcej. )
UsuńNie czytałam nic Krajewskiego, ale czuję, że to błąd, więc mam wielką ochotę nadrobić zaległości.
OdpowiedzUsuńAle dużo wyzwań przy tej recenzji :) Recenzja mi się podoba, zawiera inne informacje niż ja zawarłam w swojej. Tylko wg mnie zdradza odrobinkę za dużo, bo wskazujesz to, co jest dużym plusem podczas czytania - mocny element zaskoczenia z Anwaldtem.Co prawda sam początem nieco nakierowuje, ale jednak zaskoczenie podczas czytania podnosi jej ocenę. Czasami jednak trudno jest fajnie i zachęcająco coś opisać, gdy tak trudno ominąć ważne wątki i trzeba myśleć o niezdradzaniu za wiele. Zawsze mam z tym problem przy sagach, trylogiach itd.
OdpowiedzUsuńW trakcie pisania zastanawiałam się czy ujawnić Anwaldta, czy tez nie. Ale trudno było się oprzeć.
UsuńKrajewski w książce zaskakiwał jednak nie raz.
Genialna książka :) Nie mogę się doczekać kiedy sięgnę po inne tego autora! Polecam! I zapraszam na http://sto65cm.blog.pl/ - tam kilka słów ode mnie na temat książki :)
OdpowiedzUsuń