poniedziałek, 18 kwietnia 2016

Co to było skończyć dobrą pensję......


źródło
                             

                 Jestem w trakcie pisania posta o książce Krzysztofa Kąkolewskiego i jak zwykle w takiej sytuacji szukam w sieci różnych miejsc, w których mogę pogłębić swoją nikłą wiedzę o autorze. Tak jest i tym razem,  a ja wczytując się w życiorys pisarza na portalu Culture.pl wyczytałam coś co mi się ogromnie spodobało i z czym chcę się podzielić. Autorka tego artykułu czy też wpisu w dwu zdaniach wspomina rodziców Kąkolewskiego i o matce pisze tak przytaczając wypowiedź samego pisarza:


"Matka skończyła dobrą pensję. Świetnie znała języki, literaturę francuską czytała w oryginale".

"Nie musiała czekać aż Boy-Żeleński coś przetłumaczy".


Tak mi się po prostu skojarzyło z postem u guciamal o Boy'u.

       Dobra pensja dla panienek, bez potrzeby studiów filologicznych, pozwalała czytać w oryginale. A jak to dzisiaj wygląda, gdy jesteśmy po maturze.

21 komentarzy:

  1. Niby takie zwykłe pensje dla dziewcząt, a jednak niezwykłe kobiety je kończyły.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że nie tak znów niezwykłe jak świetnie przygotowane do swych przyszłych ról życiowych, które zazwyczaj kojarzone były wyłącznie z prowadzeniem domu. Niemniej kładziono w nich nacisk na ogólną ogładę. Czego dzisiejsze szkoły nie czynią.

      Usuń
  2. A jeszcze zapewne popołudniami pięknie grała na fortepianie i rysowała:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak miała takie talenty to pewno też....ale tego nie wyczytałam.

      Usuń
  3. Na takich pensjach panny otrzymywały wszechstronne wykształcenie; oprócz języków obcych, w młodszych klasach uczyły się szyć, haftować i gotować. Grać na fortepianie... z pewnością i malować akwarelki :) Świetny temat!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I stąd brała się ta "klasa", którą teraz rzadko która kobieta się odznacza. Chyba, że ma ją wrodzoną.

      Usuń
  4. Tak na jeden dzień przenieść się w czasie :)

    OdpowiedzUsuń
  5. No wlasnie, teraz latami uczymy sie jezykow w szkolach i chyba niewiele z tego jest umiemy, czekam z niecierpliwoscia na Twoj post, pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzisiaj jest może inaczej, bo jednak młodzi ludzie wyjeżdżają za granicę więc te języki im są potrzebne. Dlatego jednak je szlifują, ale głównie angielski.
      A za moich czasów, gdy możliwość wyjazdu nie dla każdego była osiągalna uczyliśmy się, by szybko później nie używając go zapomnieć.
      A z tym postem troszkę potrwa.

      Usuń
  6. Myślę, że i dzisiaj za odpowiednie pieniądze znajdą się podobne szkoły. Jest też kilka (a może więcej) liceów, w których języki są na wyśrubowanym poziomie. Nie jest tak źle.;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prywatne....tak. Oczywiście, że w liceach już przywiązuje się wagę do j.obcych, bo ich znajomość przecież jest obecnie w zasadzie bezwzględnie potrzebna. Ale ile osób, które uczyły się danego języka przez ileś tam lat szkoły potrafi czytać w oryginale.

      Usuń
    2. Pensje też nie były dla wszystkich.
      Na początek zapytałabym, ile osób w ogóle ma potrzebę czytania w oryginale. Znam kilka osób, które mogłyby czytać po angielsku lub niemiecku, ale tego nie robią. A skoro u nas w ogóle mało się czyta, nie należy oczekiwać, że ktoś będzie czytał w oryginale. Zwłaszcza że te zagraniczne książki są na ogół b. drogie.

      Usuń
    3. Zgadzam się. W zasadzie odpowiadając Ci też pomyślałam o tym dla ilu osób czytanie w oryginale byłoby frajdą. Ja żałuję, że pozostawiłam obydwa języki, których się uczyłam odłogiem i nigdy nie pomyślałam nawet o tym by w nich czytać. I tak już pozostanie.

      Usuń
  7. Pensja pensją, ale świetną znajomość języków obcych często osiągano prostym zabiegiem - rozmowami przy stole w danym języku i zatrudnianiu guwernantek-cudzoziemek. Oczywiście to sposoby dostępne dla bardziej zamożnych rodziców,czyli znowu pieniądze... pieniądze.

    Ja bardzo żałuję swojej edukacji w tym zakresie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo też konwersacja to podstawa przy nauce języka obcego. My się uczyliśmy, ale nie rozmawialiśmy w tym języku, ja we francuskim, bo nie mieliśmy z kim a niestety nie przypominam sobie, by nasza "francuzica" podsuwała nam lektury do czytania oprócz tekstów książkowych.
      A człowiek był młody i głupi, bez perspektyw na ewentualny wyjazd i uważał, że to się mu na nic nie przyda....a teraz żal.

      Usuń
  8. Nie jest źle, jeżdżę codziennie tramwajem do pracy i widok osoby czytającej angielską książkę nie jest niczym nadzwyczajnym.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moja córa też mówi i czyta w j. angielskim, ale to już sama osiągnęła poprzez słuchanie piosenek i oglądanie filmów bez tłumaczenia. Po liceum niestety niewiele potrafiła. Dopiero wyjazdy na wakacyjne zarobkowanie w trakcie studiów zmusiło ją do szlifowania angielskiego.

      Usuń
  9. Tak. Języki to podstawa.
    Ale chciałam o czymś innym. Jak udało Ci się wsadzić kota na półkę?!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mój kot sam sobie tam wchodzi...nie ma wysoko, żeby wyskoczyć.
      Jakiś czas tam będzie spał a później znów bedzie szukał nowego miejsca, by się zaszyć....

      Usuń
    2. Kot na poziomie.
      Odnośnie czytania w oryginale to wydaje mi się, że młodzieży często się nie chce. Jak uczyłam angielskiego to za własną kasę kupowałam książeczki, wierszyki, bajki ułatwiane, bo większość wydawnictw pedagogicznych to ma w ofercie (Oxford nawet ma serię lektur w komiksach dla 4-6), ale im się nie chce.
      A dla mnie takie czytanie w oryginale to wygoda i możliwość porównania, a czasami przeczytania książki, której nie przetłumaczono. Na przykład 'Podróże z owocem granatu' czytałam 4 lata temu.
      Kiedyś znałam dobre miejsce z takimi tanimi angielskimi książkami. Martwię się, bo ostatnio nie chce mi się czytać po angielsku.

      Usuń

Każdy pozostawiony komentarz to balsam na moją duszę. Toteż za każdy serdecznie dziękuję i zapewniam, że czytam je z uwagą i staram się nie pozostawiać ich bez odpowiedzi.