poniedziałek, 12 maja 2014

Wałęsa. Człowiek z teczki - Sławomir Cenckiewicz.


Zysk i Spółka-Wydawnictwo - Poznań 2013 rok
           Swego czasu, chyba tak już po połowie lat 90-tych poznałam przeora jednego z klasztorów franciszkanów. Był on niezwykle zafascynowany osobą Lecha Wałęsy. Po niedzielnej mszy szybciutko wychodził przed kościół, by o nim i sytuacji w kraju rozmawiać ze swymi parafianami. To od niego słyszałam, że Wałęsa jest tylko "jeden". Nie wiem jakie dzisiaj ma on zdanie o Lechu Wałęsie, czy takie samo, czy też go zmienił po publikacjach na jego temat, ale już się niestety nie  dowiem, gdyż od dawna nie mam z nim kontaktu. A byłabym niezmiernie ciekawa tego czy Lech Wałęsa jest dla niego nadal tym samym Lechem Wałęsą co przed laty.

         Do czasu sięgnięcia po  książkę Sławomira Cenckiewicza, "Lech Wałęsa. Człowiek z teczki",  nie czytałam  innych opracowań na temat byłego Prezydenta,  toteż nie mogę robić żadnych porównań. Sławomir Cenckiewicz nie ukrywa, że jego książka tym razem jest repliką na film Andrzeja Wajdy "Wałęsa. Człowiek nadziei". Filmu nie widziałam, wiem tylko tyle co o nim słyszałam, więc głosu  na jego temat zabierać nie będę. Cenckiewicz jednakże, jako  historyk, który zapoznał się z mnóstwem materiałów na temat życia i działalności Lecha Wałęsy, na podstawie, których mógł wywnioskować, jaki wpływ miało to kim był Wałęsa na to, jaki przebieg miała transformacja ustrojowa i gospodarcza w Polsce po obaleniu komunizmu, stwierdził, że nie może  przejść obojętnie  obok tego, jak  reżyser przedstawił postać Lecha Wałęsy. I stąd ta książka, która jest tym razem pełną biografią legendarnego przywódcy "Solidarności", ukazującą jego życie począwszy w zasadzie od poczęcia go przez rodziców.

         Trochę obawiałam się tej książki, ale przyciągała mnie do niej nie tak jej, jak to wydawca prezentuje, demaskatorska treść, gdyż o tym, że Lech Wałęsa okazał się być współpracownikiem SB i to od lat 70-tych można było się dowiedzieć, ponieważ było o niej głośno przy wcześniejszych publikacjach to ujawniających, ale wiedza, której spodziewałam się otrzymać, wiedza szersza niż tylko biografia samego bohatera książki, a stanowiąca ważny kontekst polityczno społeczny tej publikacji. A obawiałam się nie tak jej czytania, jak pisania o niej recenzji, gdyż w przypadku takiej lektury potrzebne jest zaufanie do piszącego, by oceniać czy to co napisał jest prawdą obiektywną, czy też subiektywną prezentacją człowieka, do którego być może nie ma się sympatii, a  raczej traktuje się go z antypatią, która jest konsekwencją informacji jakie się na jego temat  posiadło, a którymi  koniecznie chce się podzielić z innymi, by prawdzie stało się zadość.  Obawiałam się ponadto, że będzie napisana trudnym językiem, ale nie, język jej jest przystępny, zrozumiały więc czytało mi się ją dobrze, tym bardziej, że tematyka jej, czyli biografia Lecha Wałęsy, jak i cały kontekst historyczno - polityczny  tej opowieści o ikonie "Solidarności" to bardzo wciągająca i intrygująca  lektura, a ponadto, co w jej przypadku jest najbardziej istotne, dająca konkretną wiedzę na temat przeszłości bohatera, przy czym ta wiedza jest doskonale udokumentowana,  czy to dowodami źródłowymi, czy też kopiami takich dowodów. A to daje nam, czytającym jasny i wyraźny obraz uwikłania się Lecha Wałęsy we współpracę z SB oraz  konsekwencji z niego wynikających dla niego samego a przede wszystkim dla naszego kraju, który zamiast wolnym, demokratycznym stał się krajem postkomunistycznym, w którym funkcjonariusze byłego aparatu ucisku nie tylko nie zostali pociągnięci do odpowiedzialności za swoje czyny, ale jeszcze  rozgrabili majątek narodowy. I tu muszę stwierdzić, że nie mam podstaw, by nie wierzyć, że Sławomir Cenckiewicz napisał tę książkę w sposób obiektywny odbrązawiając postać Lecha Wałęsy.

          "Kto w drobnej rzeczy jest wierny, ten i w wielkiej będzie wierny; a kto w drobnej rzeczy jest nieuczciwy, ten i w wielkiej nieuczciwy będzie."[Łk.10,11].  W jakimś sensie tak  bym podsumowała to jak zaprezentował Sławomir Cenckiewicz Lecha Wałęsę w swej książce "Wałęsa. Człowiek z teczki". To z jakiego środowiska wyszedł, czym nasiąkał jako młody człowiek, jakie wartości prezentował ; czy to jako uczeń, żołnierz czy też pracownik POM-u, jaki miał stosunek do własności społecznej, i to jak potraktował matkę swego kawalerskiego dziecka, gdy uciekł od odpowiedzialności, a później jego grób, to daje asumpt autorowi do wysunięcia tezy, że ktoś, kto jako młody człowiek kierował się raczej niskimi instynktami i pobudkami łatwo da manipulować swoją osobą i raczej nie będzie się kierował w przyszłości wyższymi racjami. A że to niestety się w przypadku Lecha Wałęsy potwierdziło Cenckiewicz w sposób sugestywny i  poparty szeroko zaprezentowanym materiałem dowodowym oraz  przekonująco uzasadnił w swej książce.

       Książkę Sławomira Cenckiewicza "Lech Wałęsa. Człowiek z teczki" osobiście uważam za dobrze napisaną i dającą  czytelnikowi rzetelną oraz obszerną wiedzę już historyczną na temat Lecha Wałęsy, jego postawy życiowej od młodości aż do czasów obecnych a co dodatkowo podnosi walory książki : czasów i ludzi z którymi ten współpracował, a w których przyszło mu żyć i "działać". To dobra lekcja historii współczesnej naszego kraju, do której każdy powinien sięgnąć, tym bardziej, że historię tę przekłamuje się na wiele sposobów.


               Za książkę dziękuję  wydawnictwu Zysk i S-ka.


_________________________________

 Książkę przeczytałam w ramach wyzwania Polacy nie gęsi....
        

21 komentarzy:

  1. Książka nie łapie się do moich zainteresowaŃ :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale mimo to, by wiedzieć więcej czasem trzeba czytać to co nawet nie interesuje.

      Usuń
  2. Filmu podobnie jak Ty nie oglądałem, bo Wałęsa nie jest bohaterem z mojej bajki ale książką Cenckiewicza byłem zniesmaczony. Moim zdaniem chodzi w niej nie o prawdę a o to by przywalić Wałęsie na wszelki możliwy sposób (snując np. rozważania na temat treści dokumentów, których nie widział na oczy), czasami żenujący. Cenckiewicz rozbawił mnie "odkryciem", że Wałęsa stawał przed radą pedagogiczną za ... palenie papierosów. Nie wiem czy zarzutem jest to, że palił (pewnie jak wszyscy - w toalecie), czy dał się przyłapać. Ale nie jest już śmiesznie kiedy pisze o lumpenproletariackiej mentalności jego żony - co przecież nijak się ma do oceny politycznych działań Wałęsy. Podobnie absurdalne są pretensje (?) do jego syna, że nie odwiedza grobu przyrodniego brata, który zmarł przed jego urodzeniem, choć ma rację że zachowanie Wałęsy w tej materii pozostawia wiele do życzenia podobnie zresztą jak matki tego chłopca. No i jeszcze jednak rzecz, Cenckiewicz albo wydawnictwo obrażają inteligencję czytelników stosując podkreślenia, tak jakby zakładali, że czytelnicy nie są w stanie sami zrozumieć co czytają i zwrócić uwagę na to co jest ważne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czytałam Twoją recenzję i pamiętam Twoje zdanie o książce. I np. spodobało mi się w niej to, co napisałeś o tym, że Cenckiewicz chciał w niej udowodnić, że Wałęsa wpierw był współpracownikiem SB, a później był na ich pasku. Ty mu to zarzuciłeś, a ja przeciwnie uważam, że tak dokładnie było.
      A jeżeli chodzi o to co teraz podkreślasz, też uważam, że część książki ma trochę charakter "brukowy", pierwszej jej części, ale nie wytykałam tego, gdyż nie uważam tego za jakąś ogromną wadę. Dzisiejsze społeczeństwo z uwielbieniem czyta brukowce typu "Fakt".
      Ty jednak nie odnosisz się do meritum sprawy, do wartości jaką książka mimo swych wad prezentuje, bo ukazuje fakty i zdarzenia a li tylko i wyłącznie podkreślasz jej mankamenty.
      To książka nie jest pisana dla historyków lecz dla przeciętnego czytelnika choćby takiego jak ja.
      Wyżółcenia w tekście mnie też z początku raziły, ale później jednak stwierdziłam, że w ten sposób łatwiej czytelnik wychwytuje to co istotne i nie uważam, żeby Cenckiewicz chciał mnie w ten sposób traktować jak osobę pozbawioną zupełnie inteligencji.

      Usuń
    2. Natanno, to że Cenckiewicz po raz kolejny udowadnia w książce, że Wałęsa był na pasku bezpieki na pewno nie jest z mojej strony zarzutem. To temat tak długo wałkowany, że nie jest już żadną sensacją ani nowością. I od tej strony Cenckiewicz nie wychodzi przecież poza rzeczy znane. Moje zarzuty generalnie dotyczą w większości formy a nie treści.
      Oczywiście Cenckiewicz może pisać książkę, jak to ujęłaś, o "brukowym" charakterze bo czytelnicy lubią takie książki, chociaż jeśli coś takiego wychodzi spod pióra poważnego historyka mam mieszane uczucia. Zwłaszcza, że Cenckiewicz często odchodzi od tej stylistyki na rzecz piętrowych wywodów, o których trudno powiedzieć, że są adresowane do przeciętnego czytelnika, jakim i ja jestem.
      Myślę, że gdyby było mniej tej zapiekłej złości a książka pisana byłaby po to by przekonać a nie tylko dla już przekonanych, którzy są w stanie przymknąć oko, na jakby to powiedział Poeta, kwestię smaku, to mogłaby być na prawdę ciekawa książka, a na porządną, krytyczną biografię Wałęsy, pisaną sine ira et studio, wypada jeszcze poczekać.

      Usuń
    3. Marlow, nie oszukujmy się. Nie jesteś przeciętnym czytelnikiem. Jeśli bierzesz na warsztat książkę, nad którą rozpętuje się dyskusja, to - jak zauważa Ania - omijasz meritum. Wałęsa jest żałosny i TY jako inteligentny człowiek o tym wiesz. Dlaczego jednak sprawy takie jak stosunek do pierworodnego mają być zamiatane pod dywan? Gdyby np. rzecz dotyczyła zachodniego prezydenta, opinia publiczna by go zlinczowała. Obama czy inny kandydat na prezydenta jest "prześwietlany" kilka pokoleń wstecz i nikt nie zarzuca dziennikarzom, że grzebią w życiorysach. Czy to nie kłódka na usta demokracji i wolności słowa? (choć demokratycznie to Jezusa ukrzyżowano). Nie czytuję brukowców, ale takie informacje prawym obywatelom się należą. Mam prawo wiedzieć, jakim człowiekiem jest osoba mająca władzę. Ten fakt go kompromituje, podobnie jak "wygrane w totka", dzięki którym urządzał mieszkanie i wiele, wiele innych...

      Usuń
    4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    5. Książkowcu, odnoszę się książki a nie jej bohatera, tak jak nie odnoszę się też do jej autora. Tak jak już napisałem to co mi się w niej nie podoba to forma, a nie treść (poza kilkoma wyjątkami, które jak wspomniałem dotyczą bardziej smaku niż faktów). Zachowanie Wałęsy w kwestii pierworodnego syna i jego grobu pozostawia wiele do życzenia, podobnie zresztą jak i postawa matki. I nikt tu nie mówi o zamiataniu tego ani innych faktów pod dywan. Tyle tylko, że Cenckiewicz często obraca się w sferze własnych wyobrażeń a nie faktów, do czego oczywiście ma prawo. Tyle tylko, że nie na wszystkich to działa.
      PS.
      Kwestię przeciętności pozostawmy na boku.

      Usuń
    6. Marlow. Trudno, żeby w tej książce nie ukazał kolejny raz tego wodzenia, bo to przecież biografia. A nie wszyscy czytelnicy tej książki, wśród których i ja się mieszczę, znali wcześniejsze opracowania.
      Czy pokazywanie faktów z życia, nawet jeżeli w przejaskrawionej formie np. kilkakrotnych powrotów do tematu świadczy o zapiekłości Cenckiewicza. Nie powiedziałabym. Tym razem to nie jest opracowanie naukowe tylko powieść biograficzna, nawet jeżeli na etapie późniejszym niż pokazywana młodość Wałęsy jest już o wiele trudniejsza w odbiorze i wymaga skupienia się na tym co się czyta i jak to się ma do tego o czym się wie, a czego się nie wiedziało.
      Dlatego nie skupiałabym się tak na jej formie a na treści, czyli tym co Cenckiewicz pisze, a nie jak to robi.

      Usuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie tak on uważał, czyli , że jest tak wielki.
      Mario nie umiem pisać jak Ty, z ikrą, niestety, A po za tym bałam się, że się na czymś wyłożę i będzie śmieszno, bo też to pisałam to z pozycji "kury domowej", a jeszcze poza tym nie oceniałam Wałęsy, to każdy niech zrobi sam po przeczytaniu. Ja swoje zdanie dzięki Cenckiewiczowi sobie utwierdziłam.

      Usuń
  4. Zacznę przekornie od złotej myśli Hrabala: "Bez przerwy pić się nie da, więc się dokształcam".
    Pamiętam dobrze ten dzień, gdy po strajkach ustrzyckich Wałęsa przyjechał gasić strajki rzeszowskie. Stałam na placu przed Domem Kolejarza. Tłum śpiewał "Boże, coś Polskę" i skandował nazwisko Wałęsy. Wreszcie ten pojawił się w oknie i przemówił. A ja biłam brawo. Teraz po latach wiem, że byłam oszukana. Jaką przeszłam drogę? Dokształcam się. I tyle. Jeśli ktoś dziś nie wie nic o współpracy Wałęsy albo go broni, to znaczy, że jest betonem i go nie skruszysz. Książka jest dla przekonanych i nikogo odpornego na wiedzę nie przekona. Jeśli Cenckiewicz dorzuca mało znane fakty z życia byłego prezydenta, to dobrze. Potwierdzają one moją tezę, że jaki człowiek, takie jego dzieło. Bohater książki zawsze był mały i wstydziłam się, że mnie jako Polaka reprezentuje. Mogę potwierdzić twoje słowa: "Ja swoje zdanie dzięki Cenckiewiczowi sobie utwierdziłam."

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I ja się wciąż dokształcam, by zrozumieć.
      Ja znam Wałęsę tylko z obrazków telewizyjnych, jeszcze z tych czarno-białych. Pamiętam ten sierpień 1980 roku i transmisje z podpisywania porozumień, ale np. nic nie wiedziałam o tym, że Wałęsa przerwał strajki, że tylko dzięki Annie Walentynowicz, o której nawet po jej śmierci nie potrafi powiedzieć dobrego słowa ten strajk zakończył się po spełnieniu wszystkich żądań stoczniowców. Jest tej mojej niewiedzy znacznie więcej toteż ta książka spełniła moje oczekiwania, tym bardziej, że nie podchodziłam do niej z emocjami.
      Mnie jakoś nigdy osobowość byłego Przewodniczącego "Solidarności" i Prezydenta nie przypadła do serca. I nie dlatego, że wtedy w gorący sierpniowy czas nie potrafił się nawet poprawnie wyrażać.
      To prawda, że nie przekonanych trudno przekonać, ale nigdy nie wiadomo czy, by im się w tych nie przekonanych łepetynach nie rozjaśniło, gdyby po książkę sięgnęli.
      Przecież to nie chodzi o sądzenie go, ale o wiedzę o tym, jak trafił na piedestał, z którego tak trudno go strącić..

      Usuń
  5. Dobrze, że powstają takie lektury. Prawda powinna zawsze ujrzeć światło dzienne. A groźby ze strony Lecha Wałęsy tylko utwierdzają mnie, że autor niczego nie zataił. Koniecznie muszę ją przeczytać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Należy ja przeczytać, chyba tylko po to, aby samemu wyrobić sobie zdanie. I o Autorze, i o Bohaterze. Jak pisał Klasyk "Prawdziwa cnota krytyk sie nie boi", więc niech się borni - i jedni, i drudzy. Osobiście mam po lekturze chaos...

      Usuń
    2. Aga CM też tak uważam. Dobrze, że powstają, bo dają konkretną wiedzę i zmuszają do myślenia.

      Usuń
    3. Karol Narocz. Czekam na Twa opinię, bo właśnie wizytując Twój blog widziałam, że książka przeczytana. Pokaż te burzę myśli jaką u Ciebie wywołała. Będzie interesująco.

      Usuń
  6. Dla mnie Wałęsa to zwykły mitoman i megaloman. Wmówiono mu że jest bohaterem i właściwie tyle. Jego prywatne sprawy właściwie mnie nie interesują, ich wywlekanie trąci nieco taniochą. - w prawdziwych opracowaniach naukowych takie wątki to margines, a tu jakieś pseudo skandale mają być lokomotywą, która pociągnie sprzedaż.
    Zresztą, Wałęsa sam się najlepiej kompromituje, nie potrzebuje do tego Cenckiewicza i jego tez o uwikłaniu, bo uwikłani byli w jakimś stopniu wszyscy z opozycji. To proste - wchodzisz do gry czyli polityki - jesteś zamieszany i nie ma innej możliwości.
    Ale byłam na przedstawieniu Jandy i tam rzeczywiście pada informacja o tym, że Lech miał niezwykłego farta i wielokrotnie wygrywał w lotka. Sala po prostu ryczała ze śmiechu. Więc ta świadomość "uwikłania" w społeczeństwie jest, tylko że nie jest to oceniane negatywnie i nie bulwersuje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeżeli nie poznasz człowieka od podszewki nie będziesz w stanie zrozumieć jego posunięć.
      A zatem trudno się dziwić, że Cenckiewicz sięgnął po młodość Wałęsy. Kto nie pamięta tak jak ja czasów socjalistycznych nie bardzo sobie uświadamia, że tamte czasy wykolejały ludzkie sumienia i to nie tylko na górze, ale szczególnie na dołach. Takie POM-y, Kółka rolnicze GS-y, Społem-y a i inne zakłady pracy, zresztą cały system kształtował młodych ludzi na cwaniaków, krętaczy a nawet złodziei i to za przyzwoleniem społecznym.
      To przyzwolenie zresztą niestety nadal trwa, tyle że jest inaczej opakowane i właśnie realizowane poprzez kabaretowy śmiech.

      Usuń
  7. Skuszę się. A film oglądałam, T też obejrzyj, bo jest całkiem dobry. :)

    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Książka do łatwych nie należy...ja żyłam w tamtych czasach więc mnie było łatwiej zrozumieć to co Cenckiewicz chciał w niej pokazać....i potraktowałam ją jak dokument historyczny....
      Natomiast film miał być pomnikiem dla Lecha Wałęsy "postawionym" mu przez Wajdę za życia...a ja nie lubię czytać biografii ani oglądać filmów biograficznych o osobach, które znałam chociaż nie osobiście....

      Usuń

Każdy pozostawiony komentarz to balsam na moją duszę. Toteż za każdy serdecznie dziękuję i zapewniam, że czytam je z uwagą i staram się nie pozostawiać ich bez odpowiedzi.