Kilka dni temu skończyłam czytać
W książce tej znajdują się między innymi fragmenty mówiące o tym co działo się na Wołyniu w 1943 roku. Chciałabym o tej książce napisać post ....może mi się uda, a dzisiaj by zwrócić uwagę na to, że 11 lipca jest dniem, w którym szczególnie przypominamy tamten czas, by to co się wydarzyło nie poszło w zapomnienie, cytuję krótki fragment, który nie zawiera drastycznych opisów, lecz wiele mówi o atmosferze tamtych dni.....
Marfa miała rację, że nie chciała dłużej zostać.
I nie było sensu jej zatrzymywać.
Wiktoria objęła ją, ucałowała, wynagrodziła, czym mogła, podziękowała za dotychczasową służbę i życzyła, by ją Bóg błogosławił. Marfa rzuciła się do całowania rąk Wiktorii. Rozstały się w zgodzie. Trudno jednak było odgadnąć, co tak naprawdę myślała Marfa, gdyż odchodząc zapytała :
- Pani...A jakby tak...no, jakby się co stało, to czy ja mohu prijmati zierkało z sałona?
Wiktorii mróz przeszedł po kościach, ale odparła :
- Tak, niech Marfa weźmie.
- I te korale. Czerwone, co wiszą w sypialni.
- Tak, i te korale.
- Marfa zaczęła się rozglądać, co by tu jeszcze wziąć w razie czego, ale Wiktoria zirytowana powiedziała :
- Niech Marfa już idzie. Jak mnie zabiją, to niech Marfa bierze, co chce. Nic mi już wtedy nie będzie potrzebne.
Marfa ukłoniła się nisko, przeżegnała prawosławnym krzyżem i poszła, oglądając się co parę kroków.
To rozstanie pozostawiło w Wiktorii niesmak i żal. Tyle dobroci, tyle serca okazanego Marfie i jej rodzinie nie liczyło się w ostatecznym rozrachunku. Ważne było lustro i korale. I przekonanie, że Wiktoria i jej dom tak czy inaczej skazane są na zagładę.
Myślała o tym kilka dni, nie mogąc się zdecydować, co robić. Żal jej było wyjeżdżać, ale też i nie miała dokąd.
Aleksander mieszkał kątem we Lwowie pod obcym nazwiskiem. Nie mógł jej zapewnić żadnej pomocy. Stefan z rodziną ukrywał się i zamierzał przedostać na Lubelszczyznę, a potem do Warszawy, byle dalej od spływających krwią Kresów. Postanowiła zostać. Nie zrobiła w końcu nikomu nic złego, z miejscowymi żyła w zgodzie i zawsze pomagała im, gdy tej pomocy potrzebowali.
____________________________________
______________________________________
Joanna Lustyk,Nad rzeką niepamięci,Wyd.Damidos,2013 r.,str.147-147
Nie wolno nam pozostać obojętnym.
OdpowiedzUsuńNie wolno...
UsuńMiałam tę książkę w rękach w czasie ostatniej wymiany książek w bibliotece. Przejrzałam na miejscu, ale jednak nie mogę o tym czytać. Przyjęłam już sporą dawkę tej przerażającej wiedzy i dalsze czytanie przekracza moją psychiczną wytrzymałość. Za bardzo to przeżywam.
OdpowiedzUsuńByć może jeszcze kiedyś to się zmieni, ale na razie odkładam na bok.
A ja coś o niej wcześnie czytałam i wzięłam ...i nie żałuję...chociaż faktycznie opowiada o bardzo trudnych i złożonych losach rodu bohatera.
UsuńAle rozumiem Twoje uczucia....
Czytałam tę jak również inne o tej tematyce,oglądałam "Wołyń"-staram się nie "uciekać" od tych tematów,chociaż szczerze przyznaję ,że w niektórych chwilach na filmie musiałam zamknąć oczy,ale później i tak długo siedziało mi w głowie to co "człowiek człowiekowi potrafi czynić"....
OdpowiedzUsuńO tej książce nie słyszałam.
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńNie znam książki ani imienia Marfa. Trochę mi się z moim kojarzy.
OdpowiedzUsuńCzytając literaturę rosyjską można to imię spotkać A oto co znalazłam....http://www.znaczenie-imion.net/m/marta.html
UsuńAż mnie zaciekawiłaś, co będzie dalej... Mogę się tylko domyślać. Wołyń obejrzałam w kinie i teraz w tv, ale czytać o tym nie dam rady.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko.:))
Akurat Wiktoria...ciotka bohatera książki przeżyła pogrom....opuściła wieś...
UsuńJa czytałam " opowiadania Stanisława Srokowskiego na podstawie, których powstał "Wołyń" a sam film oglądałam, ale z przerwami.
Natomiast w tej książce, z której pochodzi fragment jest o Wołyniu, ale nie jest to główny wątek książki.