czwartek, 18 maja 2017

"Rozdzielone" Katrin Behr i Petera Hartla, czyli oblicze NRD jakiego nie znali jego obywatele


          Gdyby nie wyzwanie łów słów to pewno ta książka jeszcze czekałaby na czytanie sporo czasu. Chociaż ostatnio coraz chętniej sięgam po literaturę wspomnieniową. A tak nie tylko mam ją już za sobą, ale na dodatek zdobyłam sporo wiedzy o państwie byłego bloku socjalistycznego, którego właściwie nie znałam, mimo że połowę swojego życia przeżyłam w dobie socjalizmu. W sumie NRD jawiło mi się głównie jako państwo bogatsze od naszego i lepiej zaopatrzonego, do którego Polacy jeździli na handel.                       
           Wspomnienia Katrin Behr bardzo wzbogaciły moją powierzchowną wiedzę o tym, od lat nie istniejącym już, państwie o dramatyczne a zarazem głęboko i skutecznie skrywane prawdy, przed narodem,  który wychowywany był od wczesnego dzieciństwa w duchu głębokiego socjalizmu.



          W 1972 roku Katrin Behr była nieświadomym niczego cztero i pół letnim dzieckiem, które w brutalny sposób zostało pozbawione, na oczach obcych ludzi, matki. Wraz ze starszym bratem trafiła wówczas do domu dziecka a następnie rozłączona również z nim i pozbawiona kontaktów z babcią oddana do adopcji.  Jak pisze w książce : Z punktu widzenia partii adopcje były cenne nie tylko z punktu widzenia pedagogiki społecznej - tacy jak ja mieli w przyszłości tworzyć elity socjalistycznego państwa. Jak to znacznie później wyczytałam w pewnym dokumencie, moi nowi rodzice zobowiązywali się wychować mnie tak, "jak tego oczekuje nasze państwo".[*]
Nauczycielka, sprawująca dodatkowo funkcję w partii, była zatem osobą wręcz predestynowaną do tego, by mnie adoptować. Jeśli jej się nie uda odwieść mnie od  dąsów i wreszcie włączyć do społeczeństwa socjalistycznego, mnie córkę buntowniczki i przeciwniczki państwa, komuż innemu to by się udało?[**]
           Adopcja dla Katrin, w sytuacji, gdy nie spełniała się nadzieja  na powrót matki,  była jedynym dobrym wyjściem, gdyż dawała jej możliwość wyrwania się ze znienawidzonego Domu Dziecka toteż później starała się ogromnie, by nie dać powodów do ewentualnego jej oddania co już się jej wcześniej przytrafiło. Początki w nowym domu wspomina ona dobrze, ale z czasem coraz bardziej brakowało jej matczynych uczuć; Christel, jej nowa matka była osobą zapracowaną a na dodatek oschłą i bardzo wymagającą a ojciec, który był jej przeciwieństwem nie potrafił się jej sprzeciwić, by występować w obronie małej dziewczynki, na barki której z czasem spadało coraz więcej domowych obowiązków. Mimo to Katrin nie buntowała się aż do czasu, gdy weszła w okres dojrzewania i jedyną nadzieję zaczęła pokładać w szybkim usamodzielnieniu się i odejściu z domu, w którym  czuła się ograniczana i nie traktowana jak córka. Pozycja matki w szkole i w partii sprawiała, że Katrin była osamotniona w szkole, gdzie nie nawiązała żadnych przyjaźni, gdyż dzieci jej nie ufały,  bo jej przybrana matka opiniowała uczniów przed partią, gdy ci podejmowali decyzję o dalszej drodze w zdobywaniu zawodu. I od tego czy uczeń wykazywał się zapałem socjalistycznym zależała zgoda na podjęcie przez niego nauki w obranym kierunku.

       Wspomnienia Katrin Behr są przepełnione psychicznym bólem, jakiego doświadczała przez całe swe życie w związku z pozbawieniem jej naturalnej rodziny a także ze względu na brak tożsamości; Katrin długie lata nie wiedziała kim była jej matka i dlaczego zostały rozdzielone, jak również co z nią się dzieje. To była dla niej ogromna trauma, która zaważyła na całym jej dorosłym już życiu, gdyż szczególnie negatywnie odbiła się na jej psychice, co utrudniało jej kontakty z innymi osobami, których nigdy nie potrafiła obdarzyć pełnym zaufaniem. Powrót do normalności wymagał od niej wiele wysiłku nakierowanego na przełamywanie wewnętrznych oporów  przed powracaniem do przeszłości.
       Ciekawym elementem tych wspomnień jest to czego dowiadujemy się od Katrin o systemie wychowawczym w NRD, który sprawił, że przybrany dom i szkoła ukształtowały ją na prawomyślną obywatelkę reżimowego państwa, dla której to państwo było największą wartością. Toteż, gdy po dwudziestu latach od rozstania spotkała się ze swoją matką nie dała wiary temu co ta próbowała jej przekazać na temat tego jak to państwo traktowało nieprawomyślnych obywateli, jakich dopuszczało się okrucieństw. Dopiero, gdy po upadku NRD umożliwiono jej wgląd w swoje dokumenty i poznała całą historię swej matki, której NRD-owskie państwo nie tylko zabrało dzieci, ale również bez jej zgody /decyzję o adopcji podjął sąd na zaocznej rozprawie/ oddało ją, Katrin, do przymusowej adopcji - pozbawiając jej matkę praw rodzicielskich -  przekonała się, że wszystko co matka mówiła o systemie, w jakim przyszło im obu żyć po tak różnych jego stronach było dramatyczną prawdą.
         Katrin poświęciła wiele czasu na poznanie swej i matki historii a przekonawszy się przy tej  okazji o tym jak wiele rodzin tak zostało potraktowanych przez reżimowy system NRD wykorzystała i nadal wykorzystuje swą wiedzę dla pomocy tym rodzinom w odnajdywaniu odebranych im przez państwo dzieci.

        "Rozdzielone" to bardzo dobra i dobrze czytająca się lektura wspomnieniowa, która nie tylko porusza serce i wzrusza losem Katrin szczerze oraz wnikliwie ukazanym, ale ponadto wprowadza czytelnika w realia zakłamanego państwa totalitarnego, w którym najważniejsza była partia i jej przedstawiciele kierujący się ściśle "Katechizmem socjalizmu", jaki stworzył Wielki Brat ze wschodu. A jak było to państwo taktowane przez naród ? Katrin pisze : Dorastaliśmy w państwie, które dla nas było całkiem normalne i oczywiste, i dla którego nie było alternatywy, Rozumiało się samo prze się, że społeczeństwo może istnieć tylko w takim kształcie. 
Gdy jednak z biegiem lat państwo zaczynało przybierać dla nas konkretniejsze kształty, stawało się tak samo oczywistym elementem życia codziennego jak domowe meble. Nigdy nawet przez myśl mi nie przeszło, aby owemu abstrakcyjnemu tworowi przypisywać odpowiedzialność za mój los czy tym bardziej obciążać winą za zniknięcie matki. A przecież tak właśnie było. [***]
        
        Szczerze polecam te wspomnienia spisane przez Katrin Behr i Petera Hartla......       
   
       
Książka bierze udział w wyzwaniu łów słów

___________________________________________________________
*Katrin Behr Peter Hartl,"Rozdzielone. Dzień, w którym NRD zabrała mi matkę.",fabryka faktu,2012 r.str.67
** tamże, str.66-67
***tamże,str.87

10 komentarzy:

  1. Jeśli chodzi i adopcje czy domy dziecka w tamtych latach, to u nas było niewiele lepiej😢

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czytając książkę zastanawiałam się jak to u nas było. Do tej pory nie ntatrafiłam jednak, by tego typu...tak bezwzględną adopcję u nas również stosowano. Adopcja adopcji nierówna. Chyba u nas jednak tak systemowego działania w latach 70-tych nie było. I chyba nawet w czasie stanu wojennego do takich aktów jakie opisuje Katrin Behr nie dochodziło. Mam przynajmniej taką nadzieję.

      Usuń
    2. U nas jednak było o wiele lepiej, jeśli w ogóle można tak powiedzieć o domach dziecka.
      Nie było tego całego systemu odbierania dzieci rodzicom ze względów politycznych - może zdarzyły się jakieś pojedyncze przypadki w okresie stalinowskim (nie znam dobrze tematu, więc wolę się nie wypowiadać szczegółowo).

      Cały system totalitarny w NRD był o wiele gorszy dla ludzi niż socjalizm w PRL .

      Usuń
    3. Dziękuję za Twój głos Elu. Myślałam, że zrobię jakieś porównanie PRL do NRD, ale zrezygnowałam, by jakichś durnot nie pisać. Fajnie by było, gdyby ktoś chciał podyskutować, ale raczej się na to nie zanosi.
      Zgadzam się z Tobą, że mimo wszystko u nas było inaczej. I zastanawiałam się również dlaczego inaczej ten czas wyglądał u nas niż w innych państwach bloku, które co by nie powiedzieć zostały bardziej zindokrynowane. Pewno niewielu by się ze mną zgodziło, ale ja uważam, że tamtym narodom zabrano definitywnie Boga. Niemcom już Hitler a Rosji bolszewicy.Nasz naród był w większości przeciwny nowemu "Katechizmowi" jak to określiła Katarina Behr i to chyba zawdzięczamy wierze i silnemu Kościołow Katolickiemu.

      Usuń
    4. Nie czytałam, więc dyskutować nie mogę :) Wiem, że w Związku Radzieckim w latach osiemdziesiątych dzieci już od przedszkola były szkolone na "dobrych" bolszewików. Musztry i pranie mózgu na porządku dziennym.Znam osobę, która to przechodziła. U nas na pewno tak nie było. Ja byłam w domu dziecka w 1978 roku i mówię Ci, to było coś strasznego:(

      Usuń
    5. Domy Dziecka to z pewnością nie były dobre miejsca dla dzieci. Również i u nas.
      Z opowieści Katrin Behr nie wynika, by Domy Dziecka były w NRD jakimiś strasznymi miejscami. To ona ten Dom tak odbierała i to przez jedną z wychowawczyń. Natomiast warunki bytowe były tam dobre...tylko samotność ogromna.
      Ja mam świadomość, że nasze domy dziecka pod względem warunków z pewnością odbiegały od tych niemieckich.

      Usuń
    6. Gosiu - mówimy tu o dwóch różnych sprawach. Domy dziecka to jedno, a odbieranie dzieci rodzicom z powodów politycznych i przydzielanie do nowych rodzin to drugie. Obie złe.

      "Bolszewizacja" dzieci, o której piszesz to nie tylko lata 80-te, to cały czas ZSRR od rewolucji.
      A podobne działania u nas również wprowadzano, na szczęście dość krótko, w czasach stalinowskich. Dobrze to pokazuje film "Dreszcze" (właśnie go powtarzają na kanale KinoPolska)

      Aniu - Polacy nie dali się pokonać kolejnemu zaborcy właśnie przez pamięć niedawnych zaborów. Zmuszano nas do przyjaźni polsko-radzieckiej, kazano kochać człowieka radzieckiego, a dla Polaka to był zawsze "ruski, kacap, odwieczny wróg" i żadna propaganda tego nie zmieniła - chyba do dziś.
      A drugi powód, jak słusznie zauważyłaś, to religijność Polaków, ich przywiązanie do Kościoła i odwiecznych tradycji.
      Do tego dodałabym jeszcze nasze cechy narodowe, które zawsze nas wyróżniały spośród innych nacji.
      Dlatego nie daliśmy się tak zniszczyć i to przecież u nas zaczęła się walka z tym systemem.

      A jeśli chodzi o porównanie NRD i PRL to właśnie od cech obu narodów należałoby wyjść i postawić pytanie: dlaczego Niemcy tak pokornie przyjęli nowy reżim?
      Ano tak samo jak pokornie poddali się Hitlerowi - w myśl haseł "Befehl ist befehl" i "Ordnung mus sein".
      Do tego należy dodać o wiele większą niż u nas liczbę żołnierzy radzieckich, których masa dosłownie przydeptała zgnębione przegraną wojną Niemcy.
      I jeszcze partyjni władcy o wiele bardziej bezwzględni niż u nas, bo podparci wszechobecnymi agentami STASI. Tam nikt nikomu nie wierzył, bo każdy na każdego donosił.


      Usuń
    7. Dobrze to Elu wyłożyłaś.....zgadzam się ze wszystkim co napisałaś.
      Mimo wszystko możemy się cieszyć, że tu się urodziliśmy i tu przyszło nam żyć.

      Usuń
  2. Twoja recenzja robi już silne wrażenie, wyobrażam sobie przemyślenia z lektury... Jakoś nigdy nie trafiłam na wspomnienia ludzi z tego okresu pochodzące od naszych najbliższych sąsiadów...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To też moja pierwsza taka lektura. W swej opiniiie może zbyt mało uwypukliłam problem adopcji przymusowej, która była wymuszana na matkach nawet poprzez tortury, a gdy matki nie złamano sąd zaocznie jej praw do dzieci pozbawiał.

      Usuń

Każdy pozostawiony komentarz to balsam na moją duszę. Toteż za każdy serdecznie dziękuję i zapewniam, że czytam je z uwagą i staram się nie pozostawiać ich bez odpowiedzi.