sobota, 31 grudnia 2016

Jak zrealizowałam wyzwanie "mini czelendż 2016".......czyli o przeczytanych książkach hurtem.....


             Wiele osób już robi podsumowania roku 2016 a ja zostawię to sobie na początek stycznia. A dzisiejszym postem podsumuję wyzwanie ejotek, do którego przystąpiłam na początku roku, a które w sumie czytelniczo zrealizowałam. Brakuje mi "tylko" opinii, które w tym roku są na moim blogu prawdziwą rzadkością. Po prostu się mi w mijającym roku nie pisało. 

         W wyzwaniu  Mini czelendż 2016, bo o nim tu mowa zobowiązałam się przeczytać : 

1/ Książka pożyczona - "Wiwisekcja" Patrick White
2/ Książka nieznanego mi autora - "Mr. Pebble i Gruda - Mariusz Ziomecki
3/ Książka z kiepską okładką - "A właśnie tak" - Justyna Szymańska
4/ Książka będąca pierwszym tomem trylogii - "Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet" - Stieg Larsson
5/ Książka 3-letnia - "Dworzec ZOO - David Downing


i przeczytałam. Aby jednak uznać go za zrealizowane dzisiaj potraktuję cztery książki zbiorczo, ale o każdej coś napiszę oczywiście oddzielnie. Przy czym muszę się posłużyć opisami 
fabuły książek z ich okładek.




              Mariusz Ziomecki to zupełnie do tej pory nieznany mi autor. Do kupienia sobie tej książki zainspirował mnie post Beznadziejnie zacofanego w lekturze i muszę przyznać, że nie żałuję. Jestem z tego samego pokolenia co bohater książki i jego przyjaciele więc z zainteresowaniem wczytywałam się w jej wielowątkową treść, w której bogate w wydarzenia intrygujące wątki współczesne przeplatają się z równie bogatymi wspomnieniami bohatera dotyczącymi lat od 50 do 80-tych ubiegłego wieku. Jan Kamyk, uznany już w kraju poeta, po samobójczej śmierci żony, która nastąpiła wskutek ostracyzmu jakim niesłusznie została dotknięta przez przyjaciół i środowisko opozycyjne, emigruje wraz z synkiem do USA i zrywa wszelkie kontakty z rodziną, przyjaciółmi i krajem. Tam zmienia nazwisko na John Pebble a jego poezja powstaje w języku angielskim. Po ponad dziesięciu latach z niechęcią, ale jednak, powraca, by spotkać się z przyjaciółmi, którzy podjęli próbę wyjaśnienia winnych zdrady, która zaprowadziła grupę opozycjonistów z ich paczki do więzień a później po raz drugi, gdy dowiaduje się, że umierający jest jego ojciec. Tym razem przylatuje z synem Antonim, który dzięki temu poznaje rodzinę swego ojca i matki a sam w pewnym sensie ma wpływ na to, że Jan zaczyna się odnajdywać w klanie Kamyków, z którym nie czuł się uczuciowo związany.
             "Mr. Pebble i Gruda" to prawdziwa cegła, prawie 900 stron pisane dość drobnym drukiem więc czytałam ją cały grudzień, ale nie dlatego żeby mnie  nudziła, lecz z braku czasu, który nie pozwalał mi ją mimo objętości szybko pochłonąć i zatopić się w nurcie snutej przez Autora sagi rodu Kamyków na przestrzeni wielu dziesięcioleci. W powieści bardzo dużo się dzieje, bo też szeroki jest zakres czasowy jej akcji a wątki współczesne powiązane są mocno ze wspomnieniowymi, gdyż przeszłość jest tu bardzo istotnym czynnikiem, determinującym postępowanie głównego bohatera, który wolałby nie powracać do bolesnych spraw, które zaważyły nawet na wieloletnich przyjaźniach. Autor  prawdopodobnie wykorzystał w powieści sporo własnych doświadczeń i wspomnień ...był opozycjonistą, emigrował i wyprowadza  czytelnika również poza Warszawę w dolinę Drwęcy, gdzie sam czuje się tak dobrze, jak bohaterowie jego książki. I dlatego jest ona taka prawdziwa......chociaż momentami czyta się ją jak powieść sensacyjną. A mimo woli w trakcie czytania nasuwają się pytania pytania : kto być może nawet ze znanych osób kryje się za postaciami występującymi w książce? 
            Mimo stylu w jakim napisana jest książka, wydawało by się lekkim, potoczystym jak nurt Drwęcy, która jest jedną z jej bohaterek, nie do końca jest to łatwa lektura. Zawiera bowiem ona również sporą dozę wiedzy historycznej, która wymaga od czytającego przynajmniej minimum własnej wiedzy w tym względzie, gdyż cofnie się aż do początków II Rzeczpospolitej. 
          "Mr. Pebble i Gruda" ma wiele atutów natury literackiej, a jednym z nich są liryczne wiersze Jana Kamyka rozpoczynające każdy rozdział a także fakt, że czuje się iż ta proza była pisana przez kogoś komu poezja w duszy gra. A poza tym jest to książka o różnych odmianach miłości i trudnych relacjach rodzinnych, które szczególnie doskwierają, gdy jest się nadwrażliwcem, jak Jan Kamyk. Również o tym, że warto wychodzić sobie naprzeciw, warto wybaczać i warto nie rezygnować z uczuć.

              W trakcie czytania "Mr.Pebble i Grudy" również niestety mi dwukrotnie zazgrzytało. Szkoda wielka, że Autor tak zohydził wizerunek księży jakiejś parafii warszawskiej i to z czasu, gdy kościoły stały otworem dla opozycjonistów. I zastanawiam się ile mogło by być prawdy w tym co nam Pan Ziomecki nie zawahał się napisać......, bo czyż faktycznie mogło być tak, że jeden z księży, stary proboszcz, molestował bohatera w trakcie nauk przedmałżeńskich  a drugi pijany w sztok dawał mu ślub? Muszę przyznać, że zostałam tą sytuacją niemile zaskoczona i to zepsuło mi odbiór książki. 
Także wątek kresowy, w którym teść bohatera, Żyd, wspomina jakieś spalenie przez miejscowych Polaków Żydów w synagodze wzbudził we mnie mieszane uczucia, gdyż nigdzie nie znalazłam jakiejkolwiek wzmianki o tym, by Polacy na Kresach w czasie niemieckiej okupacji takich aktów dokonywali.
Nie wszystko da się traktować jak li tylko fikcję literacką.....szczególnie, gdy może to negatywnie rzutować na mniejszą czy też większą grupę społeczną.




          "A właśnie, że tak" to druga po "Grze o miłość" książka Justyny Szymańskiej jaką przeczytałam. Jak i poprzednia ta również opowiada o kobietach z różnych pokoleń. I podobnie jak w tamtej najbardziej odważną jest najstarsza z nich.....to ona potrafi się już w pełni  cieszyć życiem i tym próbuje zarazić młodsze motywując je do działania. Okazuje się, że warto marzyć i nie rezygnować z tych marzeń, a gdy nadarzy się okazja, by coś w swoim życiu zmienić nie bać się tych zmian, bez względu na wiek i stan, tylko odważnie wychodzić im na przeciw.  A wtedy, gdy my stajemy się szczęśliwi to i wszystko wokół nabiera innych wymiarów. "A właśnie, że tak" to ciepła opowieść o perypetiach życiowych, o niespełnionych marzeniach i wynikającego z tego zgorzknienia, które dopada nas na różnych etapach życia i bez względu na wiek, o stagnacji, którą ciężko przełamać mimo popadania w frustrację. Ale przede wszystkim o tym, że to od nas zależy jak żyjemy, czy się poddajemy i wiecznie narzekamy, czy jednak staramy się o siebie zawalczyć nawet z najbliższymi, którzy w zasadzie nie mają wyjścia....muszą postarać się zaakceptować nowe i zobaczyć w nas nie przedmioty a osoby.

Autorka swych bohaterek i ich perypetii nie traktuje lekko, ale jednak z pewną dozą humoru co sprawia, że jest to lektura nieskomplikowana, w trakcie której kibicuje się z sympatią  każdej z nich :
-  Alinie, która wreszcie da - poprzez catering - upust swemu kulinarnemu zacięciu i postanowi wyjechać, mimo niezadowolenia męża, do sanatorium,
- Jolce, która wreszcie zacznie się realizować jako fotograf , ale zrozumie również kto jest ważny w jej życiu,
- Irenie, która pojmie, że w jej wieku jeszcze można ułożyć sobie życie, i że to żaden wstyd nie być wieczną wdową,
- Klarze, która w końcu zrozumie, że mąż nigdy do niej nie wróci i że traci tylko czas próbując nakłonić go do powrotu.








    

"Dziennikarz i wydawca magazynu Millenium" Mikael Blomkvist ma przyjrzeć się starej sprawie kryminalnej sprzed czterdziestu lat, kiedy zniknęła bez śladu Harriet Vanger.
Do pomocy dostaje Lisbeth Salander, młodą, intrygującą outsiderkę i genialną researcherkę. Blomkvist i Salander tworzą niezwykły team. Wspólnie szybko wpadają na trop mrocznej i krwawej historii rodzinnej". 

          Tej książki chyba specjalnie nie muszę rekomendować. Miłośnicy kryminałów z pewnością mają całą trylogię za sobą już bardzo dawno a i sporo innych czytelników też być może ją poznało, gdyż to chyba najgłośniejsza skandynawska seria kryminalna. 
          Całą serię Millenium podarowałam kilka lat temu córze w prezencie pod choinkę. Ona przeczytała ją od razu a ja dopiero pierwszy tom w tym roku. Nie znam kryminałów skandynawskich, bo też i kryminały czytam niezmiernie rzadko, ale muszę przyznać, że "Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet" mnie pozytywnie zaskoczyli. Powieść wciąga mocno swą treścią a wszystkie jej wątki, czyli zarówno ten dotyczący afer gospodarczych, o które potknęło się wydawnictwo Millenium, jak i kryminalne, które przychodzi rozwiązywać bohaterom I tomu są tak emocjonujące i intrygujące, że pochłaniałam  tę powieść ze wzrastającym zainteresowaniem czekając z napięciem na finał jej mrocznej, pełnej nowych zagadek fabuły. To doskonała literatura kryminalna, która od początku do końca trzyma w napięciu i nie pozwala czytelnikowi ochłonąć z silnych wrażeń, jakich mu dostarcza. Dzisiaj, po jedenastu latach kiedy powieść powstała, już wiele zmieniło się  na polu informatyki, która poprzez osobę Lisbeth jest w książce bardzo mocno eksponowana i wykorzystywana w fabule. Dla mnie to wszystko czarna magia i dzisiaj, ale byłam pod wrażeniem tego jak szeroko można było już wtedy wiedzę i umiejętności informatyczne wykorzystywać. 
               Ale ta powieść to nie tylko doskonały kryminał. Stieg Larsson, który sam był dziennikarzem, zwrócił w niej uwagę na społeczne patologie nękające Szwecję. Afery gospodarcze, korupcja i problem ogromnej przemocy stosowanej wobec kobiet, co mnie osobiście ogromnie zaskoczyło. Ale biorąc pod uwagę jakim społeczeństwem jest Szwecja fakt ten jednak niezbyt dziwi. Jego bohater jednak, Mikael Blomkvist, odbija na tle tego wizerunku bardzo pozytywnie i może dlatego również z przyjemnością sięgnę po kolejny tom...jak sobie go dokupię, bo niestety pożyczyłam go i do mnie nie wrócił.







            Jak przeczytałam na skrzydełku okładki : " Dworzec ZOO to fikcyjna opowieść, jednak dołożono wszelkich starań, aby utrzymać ją w ramach historycznego prawdopodobieństwa. Wzmianki o planowanym przez nazistów wymordowaniu osób upośledzonych umysłowo zostały oparte głównie na wyczerpującej pracy historycznej Michaela Burleigha Death and Deliverance, i nawet najbardziej nieprawdopodobne sytuacje wzmiankowane w książce są przygnębiająco autentyczne". 

A zatem książka oprócz interesującej sensacyjnej fabuły posiada również w pewnym stopniu walory poznawcze. Należy do nich także sytuacja, której świadkiem staje się bohater powieści, John Russel, w wolnym mieście Gdańsku w nocy z 31 grudnia 1938 na 1 stycznia 1939 roku. A był to wstrząsający, obraz w którym uczestniczyli Niemcy i żydowskie rodziny, których dzieci zgodziła się po Kryształowej Nocy przyjąć Wielka Brytania. Rozpacz matek, krzyk wylęknionych, pakowanych do pociągu dzieci, które nie rozumiały dlaczego muszą opuszczać rodziców i bezwzględne, pełne okrucieństwa, postępowanie Brunatnych Koszul poruszyło do głębi angielskiego dziennikarza, który stawał się świadkiem zła, jakie opanowało hitlerowskie Niemcy. 
            John, który nosił w sobie jeszcze, jako były żołnierz, obraz okrucieństwa I wojny światowej uważał, że wszyscy, którzy brali w niej udział zostali trwale naznaczeni jej doświadczeniem. Według niego wojna pozostawia po sobie niezatarte ślady w psychice i już nigdy nie jest się tym samym człowiekiem, jakim się było przed jej doświadczeniem. Dlatego z rosnącym przerażeniem obserwował parcie Niemiec do nowej wojny i gdyby nie to, że nie chciał tracić kontaktu ze swym synem, który mieszkał w Berlinie z matką a także ze swą przyjaciółką piękną Effi Koenen, z którą był w juz w dłuższym związku, opuściłby ten kraj jak najszybciej. Z tych dwu powodów zostaje.
Nie będzie się jednak tylko biernie przyglądał szaleństwu jakie Berlin ogarnia w coraz większym stopniu.  Uda mu się na zachód przekazać dokumenty dotyczące planowanej eksterminacji osób upośledzonych a także pomóc rodzinie żydowskiej w wydostaniu się z Niemiec.  
              Jeszcze w trakcie pobytu w Gdańsku John, nie bardzo mając wybór, przyjmuje zlecenie napisania serii  artykułów dla moskiewskiej "Prawdy" o dobrodziejstwie jakim jest dla zwykłych Niemców nacjonalizm. Ma świadomość, że sowieci będą chcieli od niego również innych usług jednak sądząc, że będzie się mógł temu przeciwstawić zgadza się na współpracę. To z czasem przysporzy mu wielu kłopotów, gdyż stanie się obiektem zainteresowania przez Gestapo a i jego rodacy będą życzyli sobie od niego usług wywiadowczych. Współpraca z "Prawdą" sprawi, że zanim wybuchnie odwiedzi Kraków, którym się zachwyci i wpadnie do Pragi w czasie, gdy już się zaczną ważyć się losy Czechosłowacji.
Zadania, które ma do wykonania są trudne z punktu widzenia jego bezpieczeństwa niemniej ryzykuje i wygrywa.
              Książka oprócz swego sensacyjnego charakteru w swej warstwie społeczno - obyczajowej oddaje bardzo dobrze klimat roku 1939 jaki dominował w Niemczech. Wprowadza czytelnika w gęstą atmosferę jaka panowała w Berlinie przed wybuchem wojny, pozwala poznać nastroje jego mieszkańców....Strach i niepewność jutra w prześladowanej społeczności żydowskiej, obawa jednych Niemców przed drugimi...donosicielstwo było na porządku dziennym a w tle funkcjonujące już na terenie Rzeszy obozy dla jej wrogów.
                "Dworzec ZOO" czytało mi się  bardzo dobrze a moje zainteresowanie poszczególnymi wątkami  wzrastało ze strony na stronę, gdyż  nie tylko wątki sensacyjne trzymały mnie w napięciu. 
A poza tym  sympatię wzbudził we mnie  zarówno John, jak i jego ukochana Effi, ale także jego synek, który wychowywany przez matkę i jej nowego męża, oddanego sprawie Rzeszy i hitlerowski system ma problemy z odnalezieniem się w tej sytuacji, gdy ojciec stara się delikatnie kształtować jego poglądy...co niestety jest niezmiernie trudne.
                           David Downing ujął mnie w swej powieści również tym, że nie  epatuje czytelnika seksem. Uczucia, które łączą głównych bohaterów są delikatne a ewentualne uniesienia są tak subtelnie opisane, że pozwalają, by je sobie czytelnik sam wyobraził. To dla mnie duży plus w lekturze, która  tak przypadła mi do gustu, że żałuję iż na razie nie wydano kolejnych książek kontynuujących serię o Johnie Russelu i Effi Koenen. Z przyjemnością bym im znów potowarzyszyła.

Uf!!! Udało się rzutem na taśmę....

__________________________________

Mr.Pebble i Gruda - Mariusz Ziomecki /903 str./

18 komentarzy:

  1. Świetnie :) "Millenium" znam i lubię, pozostałe tytuły są dla mnie nowe,
    Ja postaram się też w jednym poście zebrać co przeczytałam, kiedy mnie nie było, a trochę tego jest :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zbierz a ja z przyjemnością przyglądnę się Twojemu czytelnictwu.

      Usuń
  2. Musze poszukać opisanych przez Ciebie książek, nie spotkałam się z nimi oprócz oczywiscie Millenium, które przeczytałam już jakiś czas temu.
    Miłego poszukiwania nowości i czytania przez kolejny rok :)
    Pozdrawiam Alina

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję...mam tym razem zaplanować co będę czytać...przynajmniej z półki

      Usuń
  3. Gratuluje takiego wyzwania, musze Ci powiedziec, ze juz gdzies czytalam o tej ksiazce o Panu Kamyku i tak sie zastanawialam, czy chcialabym ja przeczytac, po Twojej recenzji wiem, ze po nia siegne, ta Drweca przewazyla, bo sama wychowalam sie w dolinie Drwecy:) Rowniez "Dzieci ZOO" zapisuje na liste ksiazek, ktore chcialabym przeczytac. Pozdrawiam Aniu, zycze wielu wspanailych lektur na przyszly rok, no a przede wszystkim wszystkiego co najlepsze da ciebie i Twoich bliskich:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mialo byc oczywiscie Dworzec ZOO, ale cos pokrecilam z inna ksiazka, ktora jest o zupelnie innej tematyce. Mr. Pebble zamowialam na e-booka, pozdrawiam jeszcze raz

      Usuń
    2. Książkę Ziomeckiego warto przeczytać mimo tego co potraktowałam ja jako minus.
      "Dzieci ZOO" miałam kiedyś przeczytać, ale jakoś mi zeszło ...to chyba o narkomanach.
      Ciekawa jestem co napiszesz, jak odsłuchasz audiobooka ...to będzie długie słuchanie...życzę wytrwałości. I jeszcze raz wszystkiego najlepszego w Nowym Roku. U Was, za oceanem, też dość ciekawie ....

      Usuń
    3. Aniu, tak Dzieci z dworca Zoo to o narkomanach, czytalam to jeszcze w czasach licealnych. Mam juz Mr Pebble na e-booku takze bede czytac na moim czytniku. Oczywiscie podziele sie wrazeniami:) Pozdrawiam serdecznie.
      p.S. Tak jest tu ciekawie, a zobaczymy co nam ten rok przyniesie z nowym prezydentem;)

      Usuń
  4. Tysiąca nowych literackich inspiracji, dużo zdrowia i szczęścia w Nowym Roku !

    OdpowiedzUsuń
  5. Znam już trylogię Larssona, zaopatrzyłam się w książkę Ziomeckiego, a "Dworcem Zoo" mnie zaintrygowałaś. Nieźle:) Gratuluję udziału i wytrwałości w konkursie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo ciekawa będę Twej opinii o książce Ziomeckiego....będę wypatrywać.
      Dziękuję za gratulacje.

      Usuń
  6. Aniu, bardzo się cieszę, że Ci się udało opisać (bo z tym było gorzej:)) książki! :) Gratuluję! Zwłaszcza, że całkiem sporo o nich napisałaś :)

    Najlepszego w 2017!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Postarałam się, bo chcę wystartować w tegorocznym Twoim wyzwaniu również.

      I Tobie najlepszego....

      Usuń
  7. Ważne, ze się udało! Ja też dosłownie rzutem na taśmę zrealizowałam to wyzwanie. I cieszę się, że spodobał Ci sie kryminał Larssona.
    Szczęśliwego i zaczytanego 2017!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyli obydwu się nam udało.
      Szczęśliwego i Tobie Marto.

      Usuń
  8. Widzę, że u Ciebie pełna mobilizacja. Gratulacje. Ja wciąż walczę;)Aniu, wątek do bloga BZwL nie działa. Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Postarałam się troszkę bardziej a teraz tylko jeszcze stworzyć post o planach, ale na razie wybieram wyzwania, bo mnie coś tak na nie naszło w tym roku.....tak pod wyczytywanie z półek. Z czytaniem może źle nie będzie, ale z postami gorzej....
      Dziękuję za zwrócenie uwagi...już poprawiłam.

      Usuń

Każdy pozostawiony komentarz to balsam na moją duszę. Toteż za każdy serdecznie dziękuję i zapewniam, że czytam je z uwagą i staram się nie pozostawiać ich bez odpowiedzi.