O twórczości Patricka White'a , australijskiego pisarza, który w 1973 roku otrzymał Nobla za „epickie i psychologiczne mistrzostwo, dzięki któremu odkryty został nowy literacki kontynent” dowiedziałam się czytając blogi książkowe, ale nie te z recenzjami nowości. Natknąwszy się więc na jego książki w trakcie przeglądania półek w bibliotece od razu zwróciłam uwagę na intrygująco brzmiący tytuł jednej z nich. Bo czymże jest Wiwisekcja:
- doświadczalnym zabiegiem na żywym zwierzęciu
lub
- szczegółową analizą czyjejś osobowości; krytyką.
W zasadzie w książce mamy do czynienia z jej obydwoma rodzajami, bo tej będącej doświadczalnym zabiegiem na żywym, wprawdzie nie zwierzęciu, ale na stworzeniu, doświadczył bohater książki Hurtle jako sześcioletnie dziecko na sobie a przede wszystkim na swej psychice, gdy to matka, którą kochał bardzo, zdecydowała oddać go a raczej sprzedać za 500 dolarów zamożnej rodzinie Courtney'ów, by w ten sposób - w swoim mniemaniu - dać mu szansę na lepsze życie. A tę drugą polegającą na obnażaniu w sposób wręcz okrutny słabości i braków innych uprawiał sam, w swoim w dużym stopniu wynaturzonym malarstwie. Bohaterem Wiwisekcji bowiem jest wpierw przyszły, bo poznajemy go jako sześcioletniego chłopca - nadzwyczaj inteligentnego, już potrafiącego i lubiącego czytać a jednak najbardziej zafascynowanego malarstwem i już próbującego swoje wizje uwieczniać chociaż na razie na ścianach a później już artystą malarzem, który, mimo iż obrazy jakie maluje są dziwne i niezrozumiałe, znajduje na swą twórczość nabywców i odnosi sukces. Ale jako człowiek jest egocentrycznym odludkiem, dla którego nie liczy się nic poza jego malarstwem, w którym dąży do wiernego oddania prawdy w idealnym świetle co można rzec jest jego obsesją, która sprawia, że jego obrazy powstają w ogromnym twórczym trudzie. Niemniej to jak sam twierdzi dawało mu szczęście : "Ale co to znaczy szczęście? Szczęściem było malowanie pomimo wszystkich udręk i porażek".[*]
Długo Wiwisekcję czytałam, gdyż cały styczeń poświęciłam na wczytywanie się w te ponad 700 stron świetnej powieści, w której Patrick White snuje w niezwykle wnikliwy i sugestywny sposób opowieść o egocentrycznym australijskim malarzu Hurtle'u Duffieldzie, artyście pełnym sprzeczności i niepokojów intelektualnych a także moralnych oraz ciągłych obaw nie o swoje życie, ale o swój dar malowania, w którym skupia się głównie na poszukiwaniu prawdy a to próbuje osiągnąć poprzez coraz to nowsze środki wyrazu. Pisarz w niezwykle naturalistyczny sposób potraktował opowieść o skomplikowanym życiu malarza i jego odbiorze świata zewnętrznego a także jego męce twórczej w jakiej jego wizje zamieniały się w dziwne a nawet szokujące obrazy. To w pewnym sensie może nawet razić czytelnika, ale książka ma tak specyficzną poetykę i klimat, że suma sumarum to wszystko sprawia, iż mimo że nie jest to łatwa literatura dobrze się ją czyta i odbiera. A ta całą historia dość długiego życia bohatera naznaczonego trudnymi relacjami z innymi, niezrozumieniem jakie odczuwał szczególnie jako dziecko i nastolatek oraz ciągłą walką wewnętrzną pozostaje na długo w pamięci.
Można by wiele pisać o Wiwisekcji, bo to książka wielowątkowa ukazująca przekrój społeczny Australii na przełomie XIX i XX wieku i na tym tle bohatera, który wskutek przejść w czasie dzieciństwa i okresu dojrzewania zamyka się całkowicie na kontakty ze swoją biologiczną i przybraną rodziną i nigdy nie nawiązuje trwałych relacji z kobietami a dopiero u schyłku życia otwiera się na swą przybraną siostrę, która będąc kaleką zawsze budziła w nim sprzeczne uczucia, a którą z litości przygarnie. Jest tu również czas I wojny światowej, w której już jako siedemnastolatek weźmie udział wybierając front, by uciec nie tylko przed narzucaniem mu swej woli przez przybranych rodziców, ale również przed seksualnymi zapędami swej przybranej matki. Trudne początki malarskiej kariery, w której pomaga mu właściciel galerii obrazów, zakochany w nim homoseksualista. Ale mnie jedno zastanawia, mianowicie, czy polski tytuł książki oddaje sedno tego co autor chciał przekazać czytelnikom. Angielski tytuł The Vivisector ma charakter osobowy, gdy polski rzeczowy. Czy zatem polski tytuł / przełożyła a zatem i tytułem opatrzyła Maria Skibniewska / nie powinien brzmieć Wiwisektor a nie Wiwisekcja. A dlaczego tak sądzę. A dlatego, że Hurtle całe swoje życie prowadzi walkę wewnętrzną nie tylko ze sobą i swoimi lękami, ale również z Bogiem, którego nie odrzuca, chociaż też nie do końca jest przekonany czy też wierzy w niego czy nie, ale zastanawia się kim jest Bóg : "Kiedyś napisał :
Bóg Wiwisektor
Bóg Artysta
Bóg
I otoczył starannie ozdobną ramką tę sentencję, której nigdy nie dokończył".[**]
A zatem czy Bóg to bardziej stwórca czy ten co boleśnie doświadcza.
_____________________________________________
*Patrick White,Wiwisekcja,przeł.M.Skibniewska,PIW,1973 r.,str. 311
** tamże str. 361
Książka przeczytana w ramach wyzwania Mini czelendż 2016
Hmmm... Stworzyciel, który doświadcza... "oskarżyciel", który stwarza...
OdpowiedzUsuńTo był ogromny dylemat bohatera, ale z drugiej strony : "Przez całe życie dążył do tego zawrotnego błękitu nie widząc go dokładnie nawet w wyobraźni, aż do chwili gdy leżąc na bruku doznał olśnienia, nie tyle kolorem, ile odkryciem jakiejś odwiecznej tajemnej zależności". Jednym słowem dążył do transcendencji.
UsuńGdzieś już widziałam zachęcającą recenzję, teraz Twoja... Dopiszę sobie ten tytuł do listy. Tematyka bardzo ciekawa, ale i trudna. Ale ja takie lubię :) Zastanawiająca sprawa z tym tytułem. Słyszałam, że czasem wydawnictwa upierają się, by zmienić tytuł, więc może to nie tłumaczki wina.
OdpowiedzUsuńNie wiem, może to ja tylko tak widzę ten tytuł...
UsuńW każdym bądź razie ciekawe jest to kim dla pisarza był tytułowy wiwisektor; czy był nim również jego bohater.
A książkę polecam, bo to niezwykle ciekawe studium powikłanej osobowości człowieka dla, którego miłością i sensem życia było tylko i wyłącznie malarstwo.
Cieszę się, że mogę przeczytać Twoją opinię o tej książce, z którą całkowicie się zgadzam.
OdpowiedzUsuńJa również zmagałam się z nią długo, ale ta książka warta jest uwagi i wysiłku intelektualnego, jaki trzeba włożyć w lekturę.
Miło mi, że znalazłaś czas by tu zajrzeć i poznać i moją opinię.
UsuńMiałam całkiem niedawno tę książkę w ręce w bibliotece, ale nie zaryzykowałam wypożyczenia, bo nie wiedziałam czy będzie warto - w końcu to jak piszesz z 700 stron. Teraz wydaje mi się, że to coś dla mnie - lubię książki o artystach. Chciałabym jednak mieć trochę czasu na jej przeczytanie, a nie w pośpiechu, bo to nie o to chodzi. A mnie się tytuł podoba, jest bardzo intrygujący!
OdpowiedzUsuńTo prawda, jest intrygujący. Ale Wiwisektor myślę byłby jeszcze bardziej. A byłoby to dosłowne tłumaczenie tytułu angielskiego i bardziej oddawałoby sedno jakie zawarte jest w fabule. Ale to jest wyłącznie moje odczucie.
UsuńA książkę polecam..... chociaż jakoby jest to biografia australijskiego malarza to nie byłam w stanie dociec czy taki malarz istniał....
Brzmi nieźle. Zainteresowałaś mnie :)
OdpowiedzUsuńDodatkowym atutem tej powieści jest oczywiście język jakim została napisana. I nie ma w niej literówek.....
Usuń