piątek, 2 stycznia 2015
Na każdą książkę powinien nadejść właściwy czas.........
Czytam teraz rozpoczęty jeszcze w grudniu pożyczony z biblioteki
i muszę przyznać, że książka bardzo mnie wciągnęła, bo to powieść nie tylko o miłości, ale w związku z tym, że bohaterem jej jest księgarz sporo miejsca poświęcone jest książkom, które księgarz traktuje jak środki terapeutyczne na różne problemy. Księgarz doskonale wyczuwa jaka książka może zaszkodzić a jaka pomóc czytelnikowi w konkretnej sytuacji życiowej. Stąd zdarza się, że nawet nie sprzeda żądanej książki lecz oferuje inną.
Fragment, który przytoczę potwierdza moje spostrzeżenia, gdy czytam blogi książkowe młodziutkich czytelniczek...gimnazjalistek, licealistek a nawet studentek, że zbyt wcześnie sięgają po niektóre tytuły, i że nie jest to dobrze, gdyż do do odbioru treści czytanych i to czasem masowo lektur trzeba mieć już pewną dojrzałość psychiczną. Sama tej książki, o której w tym fragmencie mowa nie czytałam, ale sporo na blogach o niej pozytywnych opinii czytałam.
A co Wy o tym sądzicie?
___________________________________
*Nina George,"Lawendowy pokój", przekł.P.Filippi-Lechowska, wyd. Otwarte, 2014 r., str.41
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Książkę kupiłam w ciemno i widzę, że dobrze trafiłam. Lubię książki o książkach. Fragment wydaje się być prawdziwy, ale chyba nie do końca. Bodajże u Stasiuka w książce "Jak zostałem pisarzem" znalazłam potwierdzenie własnych doświadczeń. Już w dzieciństwie czytałam dużo i namiętnie. Wszystko, co miało litery, a niekoniecznie było zrozumiałe. Te książki tkwiły we mnie zawsze i dojrzewały. Przyszedł czas, że bez powtórnego czytania dochodziło do mnie, o co w nich szło. I nie pamiętam już, że książki nie rozumiałam. Stasiuk twierdzi, że przyswojone treści dojrzewają jak wino. Coś w tym jest. Pozdrawiam noworocznie.
OdpowiedzUsuńMyślę, że książka Tobie również się spodoba. A co do czytania...ja również pochłaniałam co mi wpadło w ręce we wczesnej młodości, ale trzeba wziąć poprawkę na to, że tamte książki mogły być trudne w odbiorze, ale nie epatowały brutalnością i seksem... o to mi osobiście chodziło.
UsuńA jeżeli chodzi o "Miasto..." to na portalu lubimy czytać przeczytałam takie zdania w jednej z opinii : Początkowe :"Po przeczytaniu książki w głowie wybrzmiewa echem jedno zdanie. W życiu nie czytałam tak śmierdzącej powieści! Rozkładające się ciała, gnijące resztki jedzenia i wszechobecne fekalia zdają się wypływać z jej stron." i końcowe : "Zdecydowanie polecam osobom o mocnych żołądkach".
Ja jestem odpowiednim odbiorcą tej książki. Część, może już nawet połowę swojego życia mam za sobą :) Jestem strasznie zaciekawiona tą pozycją :)
OdpowiedzUsuńJa się do niej nie palę.....
UsuńNa dodatek Anna bohaterką? Dobre! Bo lawendę lubię...:)
OdpowiedzUsuńNiestety nie. Anna to klientka a lawendy jako takiej też w książce nie ma.....chociaż słowo to przez książkę się przewija....ja bym widziała co innego na okładce, bo ta jest myląca.....czego doświadczyła guciamal dając temu wyraz w komentarzu.....
UsuńZgadzam się! A że ja pośrodku, to ta powieść jest dla mnie :)
OdpowiedzUsuńCiekawa bardzo była bym Twej opinii.....
UsuńMuszę koniecznie ją zakupić bo na wielu blogach czytałam o niej same pozytywy...
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam!
A którą Basiu?
UsuńBardzo fajny fragment.
OdpowiedzUsuńTez uwazan, ze sa ksiazki po ktore powinno sie siegac odpowiednio z wiekiem i swoimi doswiadczeniami...
Cieszy mnie, że się zgadzamy.....
UsuńOsądzając po tytule i okładce (choć oczywiście uwielbiam lawendę, Prowansję i tego typu klimaty) nigdy bym po książkę nie sięgnęła, bo kojarzy mi się z modną obecnie literaturą dotyczącą porzucenia życia w mieście i rozpoczęcia go gdzieś na prowincji. Czy do książek trzeba dorosnąć? Myślę, że i tak i nie - wszystko zależy od odbiorcy i od książki. Czasami jest tak jak pisze monotema z wiekiem rozumiemy coś co przeczytaliśmy w młodości, mimo, iż do książki nie wracamy, a czasami rozumiemy dopiero przeczytawszy z bagażem życiowych doświadczeń. Tak czy siak, każda kolejna lektura daje inny (szerszy, pełniejszy) obraz. Miasta ślepców nie czytałam ale czytałam tego pisarza Baltazara i Blizmundę i książka ogromnie mi się podobała, obiecałam sobie powrócić do pisarza. Może w tym roku się uda. :)
OdpowiedzUsuńOkładka jest totalnie myląca...tytuł już nie, gdyż pokój lawendowy odgrywa tu swą rolę, ale to wszystko razem wzięte nie ma nic wspólnego z tym czego się domyślasz.
UsuńW odpowiedzi dla monotemy zawarłam swój sąd a pisarza faktycznie nie znam, ale muszę się przyznać, że jakoś nie jest mi po drodze z pisarzami z tamtego rejonu świata.....
Ostatnio będąc w bibliotece szukałam właśnie "Miasta ślepców" na półce, nie znalazłam, ale nie pytałam pani, stwierdziłam że może za jakiś czas i chyba dobrze zrobiłam, za tą książką rozglądnę się i z chęcią ją przeczytam.
OdpowiedzUsuńBędę ciekawa Twej opinii.
UsuńA ja wybrałam "Lawendowy pokój" w wersji audio, ale niestety nie spodobało mi się. Wymęczyłam się okropnie, bo zwykle staram się doczytać (wysłuchać do końca) napoczęte książki, ale tej nie mogłam dokończyć. Spodziewałam się czegoś innego i ten styl nie przypadł mi do gustu.
OdpowiedzUsuńMyślę, że akurat tę książkę lepiej czytać niż słuchać, gdyż sporo w niej opisów zarówno stanu ducha jak i przyrody a ponadto pewne zdania będące jakby wewnętrznym głosem bohatera jest zaznaczane w książce kursywą stąd wiadomo o co chodzi. Ciekawa jestem jak to wygląda przy słuchaniu....
UsuńNie, nie, to nie to :) Mnie się treść nie podobała, ze słuchaniem nie było problemu. To po prostu nie była książka dla mnie, niezależnie od formy w jakiej ją poznawałam. Ale to się czasami zdarza :)
UsuńNie każda książka musi się nam podobać, a Ty masz wyrobiony gust czytelniczy jak zdążyłam zauważyć więc Twoje zdanie ma swoją wagę......
UsuńJasne, że nie każda :) Jak to mówią: nie to ładne, co ładne, ale co się komu podoba :)
UsuńPS Zgadzam się natomiast, że niektóre książki pasują do konkretnego momentu w życiu :) Zdaje się, że "Lawendowy pokój" nie trafił u mnie na dobry czas ;)
OdpowiedzUsuńStrasznie głośno o tej książce już od dłuższego czasu. Naczytałam się wiele różnych opinii i na razie spasuję, głównie ze względu, że mam sporo czytelniczych zaległości. Ale kiedyś na pewno przeczytam, choćby dlatego, by sprawdzić, czy inni mają rację :) Wiele razy miałam tak, że czytałam same niepochlebne recenzje, a książka sama w sobie mnie bardzo zachwyciła, więc najlepiej polegać głównie na sobie :)
OdpowiedzUsuńJa nie miałam zamiaru namawiać akurat w tym poście do czytania książki...chodziło mi tylko o problem czytania moim skromnym zdaniem w nieodpowiednim wieku części książek...ja też nie czytam wszystkich książek, o których czytam bo jest to niemożliwe, gdyż podobnie do Ciebie książki z półki wyczekują w długiej kolejce....
UsuńW zasadzie - ze względu na okładkę - dotąd omijałam. Naprawdę ostatnio na wystawach księgarskich zrobiło się lawendowo!
OdpowiedzUsuńZgadzam się, że do niektórych książek trzeba dorosnąć. A nawet do większości dobrej literatury... Ale to też jest ciekawe doświadczenie - przeczytać coś w cielęcym wieku, najczęściej jeszcze bez należytego zrozumienia, a potem powracać co jakiś czas i odkrywać nowe wartości. Ja tak miałam m.in. z "Mistrzem i Małgorzatą".
Osobiście uważam, że ta okładka jest bardzo nietrafiona.......myląca...lawenda jest tylko takim delikatnym lejtmotywem kojarzącym się bohaterem z jego miłością.....a tak wychodzi na to, że to książka o Prowansji itd....
UsuńZgadzam się, że można tak czytać, ale być może jednak dobrze dopasowywać literaturę do wieku a raczej do możliwości przyswajania poruszanej tematyki, bo wówczas czytamy więcej książkę i mamy równie ciekawe doświadczenia....
Oj, chyba takich "śmierdzących" powieści jest więcej niż się komu wydaje. Choćby cykl powieściowy Simona Becketa. Współczesna literatura rzeczywiście epatuje seksem, przemocą, dosadnością, ale można też nurzać się w literaturze naturalistów jak w błocie. ;)
OdpowiedzUsuńNie dało się odpowiedzieć pod odpowiedzią ;(
UsuńErrata:
UsuńNo jasne, że Becketta ;)
Ja nie mam parcia na takie książki choćby były arcydziełami sztuki literackiej...po prostu nie lubię nurzać się w błocie a ponieważ jestem w babciowym wieku mimo, że sama wnuków nie mam z przykrością nieraz czytam co młode osoby, nieraz bardzo młode prowadzące blogi czytają lub chcą czytać.....osobiście uważam, że to ze szkodą dla ich psychiki....
UsuńI tu się zgadzam z Tobą w całej rozciągłości ;)
UsuńMiło mi......
UsuńScena przytoczona przez Ciebie z książki "Lawendowy pokój" przywołała w mojej pamięci sytuację z mojego życia i bibliotekarkę z osiedlowej Biblioteki, która podsuwała mi książki do czytania i zawsze trafiała bez pudła w mój czytelniczy gust, a byłam wtedy dość zbuntowaną i egzaltowaną osobą. W tedy, jako bardzo młoda osoba, nie zastanawiałam się nad tym, ale teraz, hmmmm....Zawdzięczam jej, w jakimś stopniu, swoje rozczytanie i wiele przeczytanych klasyków z literatury światowej. Jej obraz mam do dziś przed oczami, dobrze ją zapamiętałam i miło wspominam. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńTaka bibliotekarka to skarb. Miałaś duże szczęście. To dobry sposób na wyrobienie sobie gustu czytelniczego co w Twoim przypadku się sprawdziło. Ja też miło wspominam bibliotekarkę z czasów szkoły podstawowej, bo później wędrowałam i już inaczej korzystałam z bibliotek. Od wielu lat powróciłam do swojej, ale moja pani już dawno jest na emeryturze.
UsuńMiło mi było gościć i pozdrawiam również.
A ja bym nie krytykowała czyichś wyborów czytelniczych. Każdy czyta to, co chce i na co się czuję gotowy. Ja mając 8 lat, przeczytałam Witkacego (konkretnie Pożegnanie jesieni) i dobrze mi to zrobiło - wybiło mi z głowy głupoty i sprawiło, że chciałam jeszcze więcej. Czym skorupka za młodu nasiąknie tym na starość trąci.
OdpowiedzUsuńTu nie chodzi o krytykę...ja nie krytykuję.....gorzej ja bym chętnie zabroniła młodzieży damskiej czytania np. trylogii o iluś tam obliczach Greya...
UsuńWitkacy to w końcu był ktoś......nawet jeżeli jego twórczość i zachowanie budziły kontrowersje......