Przeczytałam w lipcu "Śniadanie u Tiffany'ego" Trumana Capote a dzisiaj oglądam z przerwami film z Audrey Hepburn. Jak zwykle bywa z ekranizacjami książek film znacznie odbiega w fabule od opowiadania Capote, ale Audrey jest urocza, żywiołowa i tak sugestywna, że film ogląda się z ogromną przyjemnością.
Posty o książce i filmie ukażą się być może jeszcze w tym miesiącu.
U mnie było odwrotnie - najpierw film, potem książka i szczerze mówiąc ta druga nie zrobiła na mnie już takiego wrażenia. A śpiewająca Hepburn to jest coś :)
OdpowiedzUsuńJednak zawsze lepiej odwrotnie.
UsuńA Audrey śpiewająca to jest faktycznie coś, gdyż to się jej często nie zdarzało.
Ja przeczytałam książkę, która wrażenia nie zrobiła na mnie w ogóle. Teraz pora na film, mam już nawet płytkę DVD, ale jakoś nadal nie mogę się zebrać, żeby obejrzeć...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Oglądaj, z pewnością się nie zawiedziesz jeżeli lubisz kino lat 50-tych.
UsuńA Hepburn potrafi zauroczyć. Film tak odbiega od książki, że powinien Ci się spodobać. Ja książkę odebrałam bardzo dobrze. To jednak jest literatura, która wymaga co najmniej dwukrotnego czytania. Tak uważam.
Ja jeszcze nie czytałam książki, ani nie oglądałam filmu, ale mam na to ogromną ochotę :)
OdpowiedzUsuńZachęcam do przeczytania wpierw książki. To nieduże opowiadanie. A później koniecznie film, gdyż warto dla samej Hepburn.
Usuńfil, oglądałam, ale książki raczej nie poznam :)
OdpowiedzUsuńA przecież warto. Tym bardziej, że film bardzo ale to bardzo odbiega od fabuły książki.
UsuńNatanno chętnie bym przeczytała tę książkę. Byłam w Klubie Świat Książki, ale się rozpadł i już kilka miesięcy nic nie kupowałam. Może mi podpowiesz jakąś stronę, gdzie najbezpieczniej kupić książkę? Pozdrawiam. Ps. Dziękuje, że do mnie wpadasz.
OdpowiedzUsuńJa kupuję w antykwariatach na allegro, jak do tej pory tanio i bezpiecznie.
UsuńMoja była z serii Nike, ale wrzuć tam tytuł i będziesz mieć przegląd.
Książki nie czytałam, ale uwielbiam ten film! Audrey Hepburn jest niesamowita, zresztą nie tylko tam. Czasami tak sobie myślę, że zupełnie nie pasuję do tego pokolenia i czasów, w których żyję. Są chwile, kiedy nie potrafię się tu odnaleźć. Czytam właśnie książkę Wiesławy Bancarzewskiej "Powrót do Nałęczowa". Bohaterka cofa się w czasie do roku 1932. Czas dwudziestolecia międzywojennego, który najbardziej mnie fascynuje. Świat był wtedy inny i ludzie tak nie pędzili... Brakuje mi tego. A filmem narobiłaś mi smaka, Anno. chętnie wrócę do niego ponownie!
OdpowiedzUsuńM.
p.s. rumienię się i przepraszam, że zwracałam się do Ciebie "Natalio". Pozdrawiam cieplutko:)
Mnie też podoba się okres międzywojenny pod wieloma względami chyba najbardziej. Lubię atmosfer tamtych lat. Jeżeli chodzi o film zdziwiło mnie, że akcję umieszczono w latach 50-tych, gdy faktycznie był to czas wojny, czyli pierwsza połowa lat 40-tych. Film podoba mi się bardzo, a Audrey była zawsze moja ulubienicą już jako Natasza Rostowa, a później w Rzymskich wakacjach z Gregory Peckiem. Film jednak opowiada zupełnie inną historię niż opowiadanie Capote.
Usuńp.s. mój nick mógł Cię zmylić więc nie musisz się rumienić Moniko.
Załączam serdeczności z Małopolski.