Warszawa 2013
Wydawnictwo Borgis
Gdy otrzymałam maila, od Pana z wydawnictwa Borgis, z pytaniem czy przeczytam i zrecenzuję książkę Piotra Kołodziejczaka "W kajdankach namiętności", po zapoznaniu się z kilkoma pozytywnymi recenzjami książki stwierdziłam, że dlaczego nie i odpisałam, że się zgadzam. Książka dotarła do mnie szybko, a i ja ją szybko przeczytałam, gdyż objętościowo nie jest duża i pisana na dodatek dużym drukiem więc czytało mi się ją dobrze.
W zasadzie miałam pewne obiekcje przed wyrażeniem zgody, gdyż zastanawiałam się co będzie jak moja opinia nie spodoba się wydawnictwu lub samemu pisarzowi, który łącznie z "Kajdankami namiętności" napisał już 7 książek czyli ani dużo, ani znów tak mało jakby się wydawało, gdy ja nie napisałam i nie napiszę żadnej. Jednak zaryzykowałam.
Do tej pory nie pisałam nigdy o okładce książki, którą czytałam. Lubię okładki wytonowane, pastelowe i w jakimś stopniu sygnalizujące o czym książka opowiada. Okładka powieści Pana Kołodziejczaka do gustu mi nie przypadła z dwu względów : krzykliwego różu mającego świadczyć być może o tym, że jest o miłości i tej młodej dziewczyny w kajdankach, gdy bohaterka książki jest kobietą w kwiecie wieku, posiadająca już córkę, gimnazjalistkę. Nie rozumiem skąd więc na okładce to dziewczę tym bardziej, że w tytułowe kajdanki w książce dają się zakuwać osoby dojrzałe, a nie nastolatki. Jedno jest pewne okładka do sięgnięcia po książkę by mnie nie zachęciła, ale może trudno się dziwić, gdyż nie jest ona kierowana do czytelniczek w mojej grupie wiekowej i z raczej już wyrobionym gustem czytelniczym.
Sam autor wypowiada się o swej książce jako o miłosnym kryminale, dla mnie jest to jednak bardziej powieść obyczajowa z wątkiem kryminalnym. I nie jest to książka o miłości lecz o chemii zwanej namiętnością, jakie łączą kobiety przewijające się przez powieść z ich partnerami. Chemia przestaje działać namiętność wygasa i tak można by na okrągło, gdy pary nie łączy prawdziwe uczucie, takie na dobre i złe.
Justyna, żona Karola i matka nastoletniej Kasi od dłuższego czasu ma romans z pisarzem, Bartkiem, do którego namówiła ją przyjaciółka Irena. Romans ten, który miał być odwetem za nie do końca potwierdzony romans męża z jej strony przeszedł już w fazę przyzwyczajenia a spotkania z kochankiem jak czytamy w książce " weszły jej w krew i stały się rutyną, tak jak mogą spowszednieć regularne wizyty u kosmetyczki czy w klubie fitness".[...]
Jednym słowem Justyna żyje w uczuciowej pustce, zawieszona pomiędzy domem, w którym nawet córka ją mało interesuje, pracą, przyjaźnią z Ireną a kochankiem, do zerwania z którym jak sam twierdzi jeszcze nie dojrzała, a spotkania z którym stanowią część jej tygodniowego grafiku, nic więcej. W to uregulowane, ale nudne życie wdziera się dreszcz emocji, gdy okazuje się, że w okolicy zamieszkania Bartka nagle zaczyna grasować seryjny zabójca. Justyna zauważając za każdym razem, gdy tam jest, młodego człowieka z plecakiem zaczyna podejrzewać, że to on jest sprawcą i to sprawia, że młody mężczyzna budzi w niej strach. Na myśl jej nawet nie przychodzi, że on natomiast stwierdzając, że za każdym razem gdy ona się tam pojawia ginie kolejna ofiara podejrzewa o te zbrodnie ją.
Autor posługuje się w książce retrospekcją toteż mimo, że Justynę i pozostałe osoby takie choćby jak jej mąż czy przyjaciółka Irena poznajemy w chwili obecnej istotne dla akcji jest również to co robili wcześniej. Szczególnie ma to znaczenie dla wątku kryminalnego, który zgrabnie został włączony w akcję książki a wyjaśnienie którego było dla mnie faktycznie dużym zaskoczeniem.
Plusem książki są ciekawie zarysowane postaci poboczne w powieści, choćby osoby które padły ofiarą zbrodni czy policjanta Kolskiego. Również lekkość i błyskotliwość w prowadzeniu wątków przez autora.
Raziło mnie natomiast używanie w powieści wulgaryzmów i to wkładanych w usta bohaterki, a także częste używanie języka potocznego. Tym bardziej, że "W kajdankach namiętności" to powieść dla młodych kobiet, chociaż nie tylko, ale raczej dla kobiet.
Ostatnia sprawa to wtrącanie przez autora w treść książki urywków innych swoich książek. Może to i innowacyjna forma zachęcania do czytania swoich książek, ale trudno przyjąć, że bohaterka książki nie będąca aktorką, która przyswoiła sobie tekst potrafi sobie przypomnieć dosłownie dwustronicowy fragment książki. Brzmi to co najmniej niewiarygodnie.
"W kajdankach miłości" to lekkie czytadło na dwa wieczory, przy którym można dość przyjemnie spędzić czas.
Za książkę dziękuję wydawnictwu:
W " Kajdankach namiętności" przeczytałam w ramach wyzwań :
"Polacy nie gęsi ......"
"Kapitan Żbik na tropie, czyli czytamy polskie kryminały"
"Czytamy kryminały"
........
* Piotr Kołodziejczak," W kajdankach namiętności" wyd. BORGIS, str 9
Już drugi raz spotykam się z recenzją tej książki :)
OdpowiedzUsuńJak sądzę nie zainteresowała by Cię.)
UsuńMnie też denerwowały fragmenty autoreklamy. Polecam inną książkę tego autora pt. "Nie rób mi tego".
OdpowiedzUsuńJeżeli mi wydawnictwo zaproponuje to się skuszę.)
UsuńOkładka i tytuł są dla mnie wizytówką książki. Opakowanie ma dla mnie kolosalne znaczenie. Tytuł tej ksiązki jest dla mnie jakimś totalnym nieporozumieniem, trąci mi to kiczem. Nie żebym chciała skreślić autora, bo może tak ma być, może tytuł ma prowokować do takich odczuć? Nie wiem, bo książki nie znam. Czy przeczytałabym? W głuszy, daleko od Boga i od ludzi, na pewno tak. Mam na wsi karton książek, które podrzucili jacyś darczyńcy, a w nim wszystko od Barbary Cartland po Żeromskiego. Czytamy zatem z dziecięciem i zaśmiewamy się do łez.
UsuńOkładkę widziałam już wielokrotnie ale chyba nie czytałam jeszcze recenzji. Podobnie jak Tobie okładka nie przypadła mi do gustu a patrząc na dziewczę, byłam przekonana że to książka dla nastolatków. Dobry przyklad na to, jak okladka robi książce słabą reklamę... Podobno autorzy często nie mają na nią wpływu, nad czym naprawdę ubolewam, bo kto lepiej od nich wie, co do książki naprawdę pasuje... Sama fabuła zapowiada się całkiem nieźle i myślę że dobrze ją podsumowałaś - ot czytadło, ktore można przeczytać między trudniejszymi książkami... bardzo dobra recenzja, natomiast na samą książkę prawdopodobnie się nie skuszę...
OdpowiedzUsuńZastanawiam się czy twórca okładki zna treść ksiązki choćby w zarysie, czy kieruje się tylko tytułem.
UsuńNo cóż, mnie książka kompletnie nie przekonuje- odstrasza okładka i szmirowaty tytuł. Nawet zawartość wydaje mi się banalna i nieciekawa, tak więc bez żalu spasuję.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
To pozycja dla osób, które czytają co leci, a takich jest sporo.)
UsuńWidzę, że w niektórych sprawach odnośnie książki mamy bardzo podobne zdanie
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Czytałam. Średnia książka. Dużo mi w niej brakowało. I wkurzała mnie autoreklama autora.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Miłośniczka Książek
Mimo wszystko, to zdecydowanie najlepsza książka tego autora.
OdpowiedzUsuńSama nie wiem, kiedyś miałam na nią ochotę, ale potem jakoś mi przeszło, może kiedyś się skuszę z ciekawości - zobaczymy.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Ja mam wrażenie, że wiele z ostatnio wydanych książek ma koszmarne okładki. Mam tu na myśli m. in. okładki książek pani Agnieszki Lingas - Łoniewskiej. Ciekawi mnie czy autorom podobają się takie okładki czy mają niewiele do gadania w tej sprawie...
OdpowiedzUsuńJestem podobnego zdania. Przyzwyczajona do okładek starych wydań książek zastanawiam się dlaczego tak mało gustu mają dzisiejsi twórcy okładek lub dlaczego takie się im każe tworzyć.)
UsuńJa dopiero zabieram się za lekturę :D na chwilę obecną mogę zgodzić się z opinią o okładce - nie zachęca. Na dobrą sprawę w księgarni nie wzięłabym jej nawet do ręki... Zapraszam do siebie, jak tylko przeczytam i zrecenzuję książkę.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie :)
Niestety okładki książek Pana Kołodziejczaka wszystkie są fatalne .
UsuńDziękuję za zaproszenie.Zaglądnę z pewnością . Ja skończyłam krótki romans z autorem na trzech jego książkach. Od książek jednak chcę czegoś więcej niż Pan Kołodziejczak zawiera w swoich.