piątek, 17 lutego 2017
O kotach....z okazji ich Dnia.........
Dzisiaj, 17 lutego, jak wyczytałam, bo moja pamięć jest już zawodna, mamy dzień poświęcony kotom. Dla mnie jest to smutny dzień, bo kilka tygodni temu straciliśmy naszego Białaska.
Wyszedł z domu i już nie powrócił, i można rzec, że ślad po nim zaginął. Niestety nie ma już nadziei, że powróci. Ale ja wciąż go wypatruję.
To wspomnienie naszego kota jest wstępem do posta, który mi się narzucił w trakcie czytania "Czarownicy" Anny Klejzerowicz, w której to książce od kotów i kocic się roi a jedna z nich zasłużyła na szczególne jej potraktowanie. A dlaczego? - mówi o tym fragment, jaki cytuję :
" Znienacka dobiegło mnie ciche miauknięcie.
Najpierw sądziłem, że mi się zdawało, ale miauczenie powtórzyło się po chwili. Kot, na sto procent!
- Kici, kici, Ślicznotko... - wyszeptałem. - To ty, Śliczna?
Miau. Tym razem wyraźniejsze. Znieruchomiałem w miejscu.
- Kici, kici. Pokaż się, kotku...
Przez zarośla przedarło się trójkolorowe futro i zamiauczało nagląco. Kotka! Piękna, czarno-rudo-biała kocica sąsiadów. Przysiadła opodal, wpatrując się we mnie intensywnie. Wyciągnąłem do niej rękę - cofnęła się. I znów naglący miaukot...
- Co jest, Ślicznotko? Chcesz mnie gdzieś zaprowadzić?
Kotka odwróciła się i pobiegła parę kroków do przodu. Stanęło i odwróciła się, patrząc na mnie wyczekująco. Pomaszerowałem za nią na czterech. Była wyraźnie zadowolona. Ruszyła dalej.
- Nie tak szybko, Śliczna! Nie dam rady, zaczekaj!
Zaczekała. Niesamowite! Poczułem się jak uczestnik niezwykłego misterium.
I tak Ślicznotka prowadziła mnie kawał drogi, zatrzymując się co jakiś czas i czekając, aż ją dogonię. Cichym miauczeniem zachęcała do podjęcia dalszego wysiłku. Chwilami znikała mi z oczu; nawoływałem wtedy nerwowo, bojąc się, że całkiem stracę ją z pola widzenia, lecz za każdym razem odpowiadało mi cieniutkie "miau" i kocica wracała po mnie, dwunożnego nieudacznika, aby prowadzić dalej...
Naprawdę nie wiem, czy sąsiadka zdaje sobie sprawę z tego, jak mądre ma w domu stworzenie?
Nasza wędrówka trwała najwyżej pół godziny choć mnie wydawało się, że upłynęły wieki. A może nawet i tysiąclecia.
W pewnym momencie kotka zatrzymała się, nasłuchując uważnie. Uszka obracały się na wszystkie strony jak małe radary.
Była wyraźnie czymś podekscytowana.
Zaczęła pomiaukiwać, głośno i uporczywie, jakby kogoś wzywała. Zaaferowana i czujna krążyła wokół niczym niespokojna pantera. Wreszcie podbiegła do mnie i wydała z siebie niecierpliwe prychnięcie, patrząc mi wyczekująco w oczy, wyraźnie zdziwiona i chyba zdegustowana, że jej nie rozumiem.
- Co, kiciu!. Co chcesz mi powiedzieć? Że gdzieś tutaj jest Małgosia? Małgosiu!
Kotka dała nura pod gęste, rozłożyste gałęzie wysokiego, na wpół uschniętego świerku.
- Małgosiu, to tylko ja...Poznajesz mnie? Nie chowaj się, proszę. Chce ci pomóc.
Ani dziewczynki, ani kocicy.
Co miałem robić? Wpełzłem pod te gałęzie! Podrapały mi twarz i ręce.
Tworzyły coś w rodzaju baldachimu czy namiotu. Ściółka była tu wygnieciona, ktoś siedział pod nimi jeszcze przed chwilą. Po przeciwnej stronie świerku była miniaturowa polana. Rozejrzałem się niepewnie dookoła. Nagle, gdzieś tak z góry, usłyszałem pojedyncze "miau", a potem dobrze znajomy, uspokajający motorek. Kocie mruczenie.
Zadarłem głowę. Na grubym konarze, jakiegoś starego, pochylonego, chyba klonu, zaplątanego tu pomiędzy chojakami, siedziała, mrucząc, Ślicznotka. A obok niej, przytulona do pnia, bosa, zapłakana dziewczynka...".[*]
_____________________________
[*]Anna Klejzerowicz,"Czarownica",Prószyński i S-ka, 2012 r., str.93-96
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Przykro mi, że w takich okolicznościach dla Ciebie wypada to święto...
OdpowiedzUsuńDziękuję Olu....kot był z nami już prawie półtora roku i chociaż sprawiał swoim zachowaniem nam trochę kłopotu to jednak bardzo go wszyscy polubiliśmy.
UsuńStrata zwierzątka jest bardzo bolesna. Ale może istnieje jeszcze szansa, że kotek wróci? Zawsze trzeba mieć nadzieję :) A co do dzisiejszego dnia - na facebooku aż się roi od miliona postów o kotach :D
OdpowiedzUsuńNadzieja już jest raczej płonną, ale nigdy nie wiadomo.
UsuńMojej znajomej też uciekł, też szukała, i się znalazł. Może wróci. Może przedwcześnie poczuł marzec.
OdpowiedzUsuńTrochę się u niego czuło przed zniknięciem taki dziwny niepokój, ale czy to o to chodziło....może.
UsuńNie znam się na kotach, ale tak by nie reagował na marzec - niepokojem.
UsuńMoże jeszcze wróci, a może rzeczywiście go psy rozdarły. Ale jest nadzieja. Ja pamiętam, że wrócił do nad kot albo pies (nie pamiętam), który zaplątał się we wnyki w lesie. Sam się uwolnił i wrócił. Było to parę lat temu.
Współczuję Ci tej straty. Ja reaguje lękiem nawet wtedy, kiedy mój kotełko nie wraca długo do domu.
OdpowiedzUsuńDziękuję za dobre słowa.
UsuńPrzytoczonym fragmentem książki zainteresowałaś mnie lekturą autorstwa Anny Klejzerowicz, sama nie mam kota, ale bardzo zaprzyjaźniona byłam z kotką z sąsiedztwa i rozumiem twój smutek z powodu zaginięcia kociego przyjaciela. Z książek o kotach to polecam "O kotach" Doris Lessing. Koty towarzyszyły noblistce przez całe życie i w książce bardzo interesująco opisana jest koegzystencja ludzi z kotami. Niedwano znalazłam na stronie LC zachęcającą recenzję książki o kotach pt. "Kot, który spadł z nieba" autorstwa Takashi Hiraide, może i Ciebie zainteresuje tytuł. Serdecznie pozdrawiam:-)
OdpowiedzUsuńDziękuje za podpowiedzi książkowe. Mam nadzieję poznać i wspomnienia Lessing i jej książki.
UsuńO "Czarownicy" będę pisać a i prozie Pani Klejzerowicz też się bliżej przyglądnę chociaż czasu coraz mniej a książek przybywa.
Dziękuję za odwiedziny.
Przykre...pozdrawiam...
OdpowiedzUsuńPrzykre...bardzo...
UsuńOgromnie mi przykro z powodu zniknięcia kota. Może jeszcze wróci? Zdarza się, że koty pojawiają się nawet po kilku tygodniach. Moje nie wychodzą z domu i dlatego jestem o nie względnie spokojna. Nie umiałabym znaleźć sobie miejsca, gdyby mi zniknęły, więc doskonale rozumiem żal. A po książkę pani Klejzerowicz z przyjemnością sięgnę, bo jeszcze jej nie czytałam. :-) Pozdrawiam! :-)
OdpowiedzUsuńJa mieszkam jak na wsi, chociaż niby w miasteczku, więc trudno byłoby kota trzymać w domu. Raczej to nie jest możliwe. Chyba, że takiego by się wzięło czyli przyzwyczajonego do życia w mieszkaniu. U nas wszystko kota czy psa pociąga co za oknem.
UsuńTo niewielka książka, którą się szybko czyta. W najbliższych dniach powinnam coś o niej napisać.
Marzec się zbliża, więc poszedł... Ale może wrócić, gdy już się nachodzi swoimi ścieżkami.
OdpowiedzUsuńByłabym szczęśliwa.....
UsuńPiękny fragment ksiązki. Zwierzeta wiele nam mówią swoim zachowaniem i swoim wzrokiem. Ja wiem co moje psy chca ode mnie... Mowa ciała:)
OdpowiedzUsuńTwój kotek może jeszcze się odnajdzie, może się w kimś zakochał... Nie wiem ile miał latek, może odszedł gdyż musiał...
Zwierzęta są mądre i życzliwe ludziom...wystarczy im na to pozwolić.
UsuńTo był młody kotek... w maju miałby dopiero dwa latka a z nami był półtora roku.
Ale to ciekawe, że przed zniknięciem miał ogromnie niespokojne zachowanie....już po południu wracał i do rana zmieniał czterokrotnie miejsce wypoczynku a i na pole chciał, by go wypuszczać ...posiedział na balkonie i zaraz wracał.