A ten czas w Kolonowskim, w Hotelu Markus, bo aż tam spotkanie miało miejsce, spędziłam w towarzystwie sympatycznych Ślązaków, których godanie było dla moich uszu jak miła muzyka przypominająca mi czasy liceum, które spędziłam w Tychach i koleżanki Ślązaczki, od których ja również uczyłam się i to bardzo skutecznie godać. Wprawdzie o książkach nie udało mi się porozmawiać, gdyż nawet najmłodsza latorośl z ziemi śląskiej, przyszła pani adwokat, nie słyszała o Twardochu ani jego "Drachu", w którym jakby nie było pisze on o Górnym Śląsku, a zatem skupiłam się głównie na poznawaniu rodziny mojego szwagra, której część obecne losy porozsiewały po zachodzie Europy, wykorzystując tu wiedzę seniorki rodu, Trudy, żony nieżyjącego już przyrodniego brata mojego szwagra.
Było znakomite jedzenie i co nieco do picia a także rozmowy na różne tematy i msza z liturgią już niedzielną o zachodzie słońca w kolonowskiej świątyni, która wybudowana została w 1954 roku i zadziwia wręcz swą ascetyczną, niezwykle surową architekturą i takimże wystrojem mającym, zgodnie z pewnymi dążeniami soborowymi, nie rozpraszać wiernych a powodować skupienie na obrzędach religijnych.
Na mszę tę mieszkańcy Kolonowskiego przyjechali na swoich "kołach".
U nas widzimy samochód przy samochodzie a tam koło przy kole. Jeszcze inny to świat... trwający bliżej natury....
To taka króciutka fotorelacja z sobotnich wrażeń, a teraz już
zmykam na cały tydzień życząc Wam dobrego ostatniego już tygodnia październikowego. Spotkamy się już w listopadzie.
Piękna jesień. A na rowerach do kościoła... tego jeszcze nie spotkałam :)
OdpowiedzUsuńTargi targami a weekend był tak piękny, że naprawdę warto było spędzić trochę czasu na świeżym powietrzu. Piekne zdjęcia, serdecznie pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńŚliczne foteczki i widok niecodzienny z tymi rowerami, aż przyjemniej się patrzy. Ciekawe ile zrozumiałabym z tego godania... :P
OdpowiedzUsuńCudny ten pomościk:) Kiedyś pracowałam na recepcji i jak przyjeżdżali Ślązacy to ni w ząb nie mogłam ich zrozumieć:D Co do rowerów to u mnie też niektórzy na nich jeżdżą do kościoła.
OdpowiedzUsuńWspaniałe zdjęcia, pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńWspaniała złota jesień...
OdpowiedzUsuńJa podziwiałam jesień w drodze z Krakowa do mnie do domu. Wybraliśmy trasę przez Jurę i nie mogłam się napatrzeć wapiennym ostańcom, złotym liściom, kolorowym drzewom i wreszcie zamek na skale w ...Pieskowej Skale. Taki to deser czekał mnie po Targach Książki.
Piękne spotkanie i to jeszcze z tak bogatą oprawą.
OdpowiedzUsuńPierwszy raz spotykam się ze słówkiem "zapiątek"
Zaraz sprawdzę, co to jest.
Serdeczności ślę.:)
Też miałaś przepiękny weekend <3
OdpowiedzUsuńMiłe są talie spotkania!
OdpowiedzUsuńTak, weekend rzeczywiście był wymarzony pogodowo, przynajmniej u mnie, więc grzechem byłoby nie skorzystać z być może ostatniej szansy na spacery na świeżym powietrzu. Uwielbiam ten rudo-pomarańczowy kolor liści, jak na ostatnim zdjęciu.
OdpowiedzUsuńMiałaś szczęście do pięknej pogody (nie wszędzie było tak słonecznie) - szczególnie pierwsze zdjęcie jest prawdziwie jesienne.
OdpowiedzUsuńWspaniałe są takie rodzinne spotkania, warto jechać nawet daleko.
Pozdrawiam :)
Dziękuję Wam bardzo za odwiedziny i pozostawione słowo.
OdpowiedzUsuńBrakło mi czasu na odpowiedzi na każdy wpis, bo wczoraj wieczorem wróciłam a dzisiaj cały dzień w drodze i na Śląsku....tym razem w Goczałkowicach na niespodziewanym pogrzebie.....
A jutro czas mocno będzie ograniczony ....