żródło |
W wigilię kanonizacji dwu wielkich papieży naszych czasów, w tym naszego rodaka Jana Pawła II zacytuję fragment posta przeczytanego na blogu : Toyah: Posłuchaj, to do Ciebie.
Fragment ten pochodzi z tłumaczonego przez właściciela bloga, Krzysztofa Osiejuka, tekstu, który tuż przed odejściem Jana Pawła II napisała amerykańska publicystka Peggy Noonan. Cały tekst, w którym publicystka wspomina audiencję u Jana Pawła II w 2003 roku można przeczytać tu.
Tekst, a szczególnie cytowany fragment poruszył mną i dlatego postanowiłam się nim podzielić z Wami.
"Zostałam do samego końca, jakieś dwie
godziny, a potem obróciłam się, by spojrzeć na twarze ludzi stojących za
mną, tak bym mogła je później dokładnie opisać… i aż mną wstrząsnęło.
Bo już niemal nikogo nie było. Większość, może dwie trzecie, zdążyła już
wyjść. Oni wyszli jeszcze zanim nawet sam Papież zjechał ze sceny.
Zupełnie jakby skasowali bilet – no to zobaczyliśmy dziadka – i ruszyli w
dalszą drogę, obejrzeć sobie koty w Koloseum.
Jego
całe życie stanowi dziś pożegnalną trasę. On świetnie wie, że oni
przychodzą go zobaczyć trochę po to, by móc powiedzieć: „Widzieliśmy
Jana Pawła Wielkiego”. W ten sposób wokół niego wciąż panuje pewien
półmrok, od którego nie ma ucieczki.
Wybuch
radości i smutku zaznaczy jego odejście. Radości, ponieważ nadchodzi
czas, by któryś z młodszych papieży odcisnął swoje piętno na naszych
czasach. Smutku, bo to jest prawdziwy mocarz, ostatni papież starego
wieku. I jeszcze coś. Po nim przyjdzie już prawdziwy, nowoczesny świat,
ten zupełnie już nowy, świat po 11 września, i do gry zostaniemy
zaproszeni wszyscy. On był ostatnim owocem starego świata. Jego obecność
była równie prawdziwa i niewzruszona, jak sam Watykan.
Jego cierpienie świadczy za niego.
Ono ma swój cel. Ono chce nam coś powiedzieć. Wczoraj, kiedy sobie o tym
myślałam i wspominałam tamtą audiencję, zadzwoniłam do wybitnego
pisarza i myśliciela Michaela Novaka i poprosiłam go, by trochę pomyślał
za mnie. Otóż Święta Teresa z Lisieux, przypomniał mi, wierzyła, że jej
cierpienie może pomóc innym. A zatem brała ona wszystkie swoje chwile
bólu, gniewu, czy smutku i ofiarowała je Bogu, wierząc, że w ten sposób
one zjednoczą się z bożą miłością, a więc z czymś nieskończenie
potężnym, co istnieje wyłącznie dla ludzkiego dobra. Prosiła Boga, by
przyjął od niej to cierpienie i użył go w ten sposób, by pomóc
misjonarzom na całym świecie. Wiedziała, powiedział mi Novak, to co
wiedział Dostojewski: świat jest otoczony rodzajem sieci, sieci bardzo
energetycznej, w której wszyscy jesteśmy zjednoczeni w naszym cierpieniu
i w naszej miłości. Kiedy oddasz jej wszystko co posiadasz, masz swój
udział w komunii miłości na całym świecie.
Teresa
była karmelitanką. Nowak opowiedział mi o tym, co kiedyś zaobserwował
George Weigel, że Papież mianowicie ma karmelitańską duszę, duszę, która
znakomicie się czuje w karmelitańskiej tradycji codziennego mistycyzmu.
Więc
cóż takiego mówi nam cierpienie Papieża? Kilka rzeczy, powiedział mi
Novak. Mówi nam, że w czasach, które obecnie przeżywamy, ważne bardzo
jest, by szanować cierpienie ludzi starych i słabych. On chce, byśmy
wiedzieli, że oni wszyscy mają swoje miejsce na tym świecie i ich życie
ma sens. I nie tylko to mówi. On tym żyje. W młodości był aktorem, a
więc jego nauczanie odbywa się trochę też i przez demonstrację, przez
sam fakt, że on jest. Jego cierpienie to dramat, którym on żyje zupełnie
świadomie. Jan Paweł opowiada się za życiem – za wszystkim co je
stanowi. Pragnie oddać szacunek temu, czego świat nie szanuje.
W
takim razie, czemu, zapytałam, Bóg dopuszcza, by człowiek, którego z
pewnością bardzo pokochał, musiał iść przez życie aż tak cierpiąc?
Przecież mógł go wziąć do Siebie lata temu. Może, odpowiedział Novak,
Bóg pragnie nam pokazać, jak bardzo nas kocha, a robi to każdego dnia,
pozwalając, by to właśnie Papież nam pokazał, jak to on nas bardzo
kocha. Jezus, cierpiąc na krzyżu, był bliski upadku, a mimo to pozostał
tam do końca.
I to mi przypomniało
coś, co Papież powiedział komuś bardzo sobie bliskiemu, gdy parę lat
temu pojawił się temat, by może przeszedł na emeryturę: „Chrystus nie
zszedł z krzyża”. Chrystus odszedł, gdy się wykonało".
Pięknie.
OdpowiedzUsuńNie czytałam, ciekawa jestem tej książki.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, zapraszam na rozdanie. :)
Niestety to nie książka.
UsuńAle dziękuję za zaproszenie.
Pięknie to wszystko złożyłaś w całość... Powiem na swoim przykładzie, bo moja dusza wnętrze, cierpiało męki. Pozwoliło mi to poznać samą siebie od środka...
OdpowiedzUsuńDzięki takim momentom człowiek uświadamia sobie, własną słabość, błędną drogę, bądź w bólu pozwala odnaleźć siłę ... Papież umierając na oczach tłumów pokazał że śmierć nie odbiera godności człowieka, odejście na tamtą stronę uszlachetnia
Pozdrawiam serdecznie
http://eksperyment-przemijania.blog.onet.pl/
Pięknie to napisałaś...
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
OdpowiedzUsuńDziękuję za możliwość przeczytania tych słów.Pamiętam rzeczywiście czas gdy wokół siebie słyszałam dlaczego Papież" nie pójdzie na emeryturę?"Niektórzy źle czuli się patrząc na cierpiącego,starego,schorowanego Jana Pawła II.Taki im już nie odpowiadał....zastanawiałam się wtedy ,że może ....ale jednak podziwiam decyzję Naszego Papieża - umierając na oczach całego świata -właśnie "odszedł do Domu Ojca- wykonało się".....
OdpowiedzUsuńI ja, małego ducha, też miałam wątpliwości, ale to był zamysł Boga, Boga, który najwyraźniej realizował swój plan pozbawiając swego sługę sił witalnych a obdarzając go cierpieniem. By łatwiej było mu zostać Świętym.
Usuń"Mówi nam, że w czasach, które obecnie przeżywamy, ważne bardzo jest, by szanować cierpienie ludzi starych i słabych. On chce, byśmy wiedzieli, że oni wszyscy mają swoje miejsce na tym świecie i ich życie ma sens."
OdpowiedzUsuńPiękne.
Zgadzam się. Niestety nie będziemy zawsze młodzi, ale piękni możemy być, duchem.
UsuńTyle, że musimy się tego uczyć.
Coś pięknego :)
OdpowiedzUsuń