źródło |
Ty, Boże, prawdą, ja kłamstwem. Ty stabilnością, ja niestabilnością. Ty jasnością, ja zamętem. Ty mądrością, ja ignorancją. Ty czystością, ja żądzą. Ty pokorą, ja pychą. - Carlo Carretto.
Żył w latach 1910–1988, był piszącym włoskim zakonnikiem i zarazem mistykiem.
Carlo Carertto, gdyż to o nim mowa, przeżył 10 lat na Saharze i jak pisze w książce "Ponad rzeczami" pierwszy dłuższy pobyt na pustyni tak mu się spodobał, że chciał na niej pozostać na zawsze. Wiele też podróżował - ewangelizując. A jego książki, które czyta się jednym tchem wręcz zachwycają. Wiem o tym, gdyż czytałam już dwie z nich, które mam w biblioteczce.
Pierwsza z nich to "Bóg, który nadchodzi " wydana w 1992 roku przez Wydawnictwo M w dwu tomach.
Z niej pochodzi ten piękny fragment z I rozdziału, który prezentuję :
"Bóg stale nadchodzi, a my podobnie jak Adam słyszymy jego kroki.
Bóg przychodzi nieustannie, bo jest życiem , a życie to ciągła twórcza ekspiacja.
Bóg przychodzi, bo jest światłością, a światłość nie może pozostać ukryta.
Bóg przychodzi, bo jest miłością, a miłość pragnie dawać.
Bóg przychodzi nieustannie, Bóg przychodzi zawsze.
Dzisiaj wieczorem, kiedy patrzyłem na cudownie rozgwieżdżone niebo nad pustynią, dojrzałem ciało niebieskie najbardziej oddalone od ziemi, choć widoczne gołym okiem: Mgławicę Andromedy. Wyglądała jak blade, fosforyzujące światełko w kształcie ziarnka soczewicy, pomiędzy geometryczną regularnością gwiazdozbioru Kasjopei i nieporównywalnym blaskiem Plejad. To małe światełko nie należy do teraźniejszości; jest sprzed miliona lat.
Tego wieczoru spojrzałem o milion lat wstecz, to znaczy o dziesięć tysięcy wieków . Blade światło Mgławicy, które do mnie dotarło, rozpoczęło swoją drogę milion lat temu, poruszając się z szybkością trzysta tysięcy kilometrów na sekundę. Zatem już wtedy, a niewątpliwie jeszcze znacznie wcześniej Bóg wyszedł mi na spotkanie. A przecież Andromeda jest galaktyką bliższą naszej, podczas gdy astronomowie mierzą kosmiczne odległości w dziesiątkach miliardów lat świetlnych, jakie dzielą nas od tylu innych galaktyk, rozrzuconych w przestrzeni kosmicznej.
Bóg bardzo dawno temu zaczął podążać w moim kierunku, kiedy jeszcze mnie nie było na świecie. I nie było także ani słońca, ani gwiazd, ani księżyca, ani ziemi, ani mojej historii, ani moich problemów".
Druga to "Ponad rzeczami"
wydana przez Wydawnictwo M w 1993 roku. Z niej pochodzi poniższy fragment.
"Pewien stary lekarz, bardzo bojący się śmierci, powiedział mi kiedyś; "Och, bracie Carlo, gdybym miał twoją wiarę! Jakaż to byłaby ulga! Jesteś taki spokojny, widać że osiągnąłeś pokój duszy... Ale jak mam to zrobić? Nie mam wiary i nie mogę jej zaznać..."
Stary lekarz powtarzał mi te słowa zbyt często, aż w końcu zacząłem mieć wrażenie, że czuje się w ten sposób usprawiedliwiony i uspokojony. Wtedy powiedziałem do niego: "Doktorze, czy naprawdę chce pan mieć wiarę? Chce pan umrzeć pogodzony z Bogiem i ludźmi? Niechże pan pozwoli odejść ze swojego domu służącej, która jest pana kochanką. Pan dobrze wie, że jest ona biedna i śpi z panem właśnie dlatego, że jest biedna. Proszę jej dać mały posag i pozwolić, aby założyła własną rodzinę.
Niech połączą pana na nowo więzy przyjaźni i zrozumienia z żoną , niech pan sprzeda swoje ziemie, a pieniądze rozda ubogim, niechże pan wyjdzie z kręgu swego przerażającego egoizmu, spojrzy na ludzi z optymizmem, nie powtarza, że wszyscy są źli, wtedy zobaczy pan...
Proszę mi zaufać. Nie minie rok od uporządkowania własnego życia, kiedy poczuje pan, jak jego wiara ogromnieje jak dąb, a wszelkie wątpliwości znikają".
W tym wszystkim myliłem się jedynie co do daty. Nie po roku, ale już po kilkunastu dniach od podjęcia decyzji zbliżył się do Eucharystii. Wiem, że mówienie o tym jest trochę jak rzucanie grochem o ścianę, ale mimo to pozwolicie, żę będę nalegał.
Często nasza modlitwa odnajduje właściwy, tryskający życiem kierunek właśnie wówczas , kiedy czynimy krok ku woli Boga, niezależnie od tego, jaka ona jest i w jakim punkcie życia nas odnajduje.
Jest bliski zawiązek pomiędzy modlitwą i życiem; często widzimy ją w oderwaniu, potem widzimy jak się do siebie zbliżają, aby wreszcie u kresu naszej podróży widzieć je jako jedność.
Modlitwa staje się życiem, a życie staje się modlitwą."
Powróciłam do wymienionych książek, gdyż przy okazji ostatnich zakupów na allegro zaopatrzyłam się w kolejną jego książkę, a jest nią wydana przez PAX w 1985 roku niewielka książeczka
w której Carlo Carretto snuje swoje wspomnienia z pobytu w Hongkongu, w którym przebywał w 1977 roku. Jak sam pisze we wstępie; "Ta książka jest próbą przyjścia z pomocą tym, którzy są zajęci i zmęczeni swoimi obowiązkami, i którzy, gdy ich zapraszasz do modlitwy, odpowiadają ci zawsze: nie będę się modlił..nie mam czasu...już nie wiem, gdzie obrócić głowę....
Dobrze, niech i tak będzie!
Zobaczymy jednak, co można zrobić.
Pustynię możesz znaleźć wszędzie, nawet w mieście.
Jeżeli potrafisz kochać - jest to możliwe.
Może jest tylko trudniejsze.
Czy zechcemy się o to pokusić?
I nie należy nigdy zapominać o tym, że pustynia nie oznacza ludzi, ale obecność Boga."
Polecam książki Carlo Carretto wszystkim pragnącym pogłębić swoją duchowość i poszukującym Boga.
Do tej pory nie słyszałam o tym autorze, więc dziękuję za czytelniczą wskazówkę. ;)
OdpowiedzUsuńNatanno, piękny wpis, takiej literatury brakuje w moim życiu
OdpowiedzUsuńMasz czas nadrobić. I tego Ci życzę.
UsuńPiękny i wartościowy tekst, ale książka raczej nie dla mnie :) Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńNie znałam wcześniej tego autora. Dziękuję, że zwróciłaś na niego moją uwagę :) a teksty faktycznie piękne :)
OdpowiedzUsuńRzeczywiście wpis piękny, ale literatura zupełnie nie dla mnie, z wielu względów :)
OdpowiedzUsuńhttp://qltura.blogspot.com