Wydawnictwo Pierwsze Warszawa 2013 |
Z psami mam do czynienia na co dzień, gdyż mamy ich trzy, z kotami natomiast moje kontakty są sporadyczne, w zasadzie tylko po sąsiedzku lub gdy odwiedzam teściową, ale mimo to obdarzam dużą sympatią te mruczące, gdy są zadowolone, czworonogi. Propozycja przeczytania i zrecenzowania zatem książki o kociej ferajnie i jej barwnym przywódcy Riko przypadła mi do gustu.Trochę się obawiałam, gdyż nie wiedziałam czego się mam spodziewać, ale już sama okładka książki, z której spoglądał na mnie wyjątkowej urody kot o dość czujnym spojrzeniu pięknych żółto- zielonych oczu zachwyciła mnie i przemówiła na jej korzyść. Obawa okazała się jednak całkiem płonna, gdyż książka o przygodach i tarapatach kociej rodziny okazała się lekturą nader przyjemną, a nawet rzec mogę fascynującą, a przy tym niezwykle pouczającą.
Historia dużej urody kocura Riko, który założył rodzinę z kotką, Szarosrebrną, i zrobił wszystko co było w jego mocy, by zapewnić tej rodzinie poprawę warunków bytowych przykuła moją uwagę jak dobra saga rodzinna. Z ogromnym zainteresowaniem czytałam o perypetiach kociej rodziny, o tym jak sprytnie Riko wkradł się w łaski ludzi z sąsiedztwa, do których zamierzył się z nią przeprowadzić, o kocich smutkach i radościach, a także zaufaniu jakie ludzie ci zdobywali u przygarnianych kotów, z których powstała z czasem spora futrzasta gromadka o zróżnicowanym temperamencie.
Z doświadczenia wiem, że wśród kotów tak raczej się nie zdarza, kocury z natury chadzają swoimi drogami nie dbając o jedną kotkę, a raczej są podrywaczami walczącymi z innymi kocurami o względy wciąż innych kotek. Potomstwo też ich nie interesuje a wręcz odwrotnie, stają się dla niego niebezpieczne i kotki muszą ukrywać przed nimi swoje młode, czego sama byłam świadkiem, jak dawno temu ukochana kotka moich dzieci, nazywaną przez nich Kajtusiową, przenosiła swoje kocięta z miejsca na miejsce pilnując, by kocur je nie dopadł.
Bohater książki Joanny Chełstowskiej i Ludwika Kozłowskiego jest jednak zupełnie inny. Riko to dzielny, pomysłowy a także rozumny i dobry kot, dla którego kotka Szarosrebrna i kocięta jakie mają są dobrem nadrzędnym, o które dba jak najlepszy ojciec o swą rodzinę. Niejeden ojciec mógłby się od Rika nauczyć jak być nie tylko odważnym i władczym ale również jak być silnym i łagodnym zarazem, twardym a zarazem delikatnym i wrażliwym, a przede wszystkim jak być wiernym i opiekuńczym, pozbawionym samczego egocentryzmu i egoizmu.
Historia Riko wydaje się być nieprawdopodobna, ale skoro autorzy zapewniają, że się wydarzyła na prawdę to wierzę w to i cieszy mnie, że mogłam dzięki nim ją poznać i wejść w środek tej ferajny o różnej maści i temperamencie smucąc się i ciesząc razem z Riko, choćby z powodu odłączenia przez złego poprzedniego gospodarza jednego z kotków od rodziny a później odnalezienia go po długim czasie żmudnych poszukiwań.
Historia ta dzięki doskonałej znajomości kociej natury jaką zaprezentowała w książce para jej autorów rzuciła zupełnie inne światło na moje postrzeganie tych czworonogów i z tego się bardzo cieszę. Owszem część kociej mowy i ja do tej pory potrafiłam zrozumieć, ale to maleńki przejaw tego co te zwierzęta swym zachowaniem potrafią przekazać człowiekowi czy też innym zwierzętom. To edukacja, którą chłonęłam ze sporym zainteresowaniem połączonym z przyjemnością czytania.
Na końcu książki " Riko i my", w której poruszony jest również ważki temat rozdawania i adopcji kotów, autorzy załączyli "Podręczny słownik kociej mowy". Słownik stanowi istotny element w odczytywaniu zachowań swoich pupilów i będzie bardzo pomocny w kontaktach z tymi akurat braćmi mniejszymi, jak nazywał zwierzęta św. Franciszek z Asyżu.
W zasadzie nie polecam czytanych książek, ale tym razem zrobię wyjątek. Książkę Joanny Chełstowskiej i Ludwika Kozłowskiego "Riko i my" polecam wszystkim, nie tylko posiadaczom i miłośnikom kotów.
Za książkę dziękuję Pani Magdzie z Wydawnictwa Pierwszego.
A przeczytałam ja w ramach wyzwania
I ja przeczytałam, tyle, że w opowiedzianą historię wierzę bez zastrzeżeń. Miałam kocura Tymona, który przygarniętą miesięczną Krecię hołubił jak własne dziecię, wylizywał, dawał sobie wchodzić na głowę. Dziś Tymona już nie ma, a Krecia wojuje z Rysią przygarniętą z DT, ale coraz mniej tych wojen. Koty potrafią jednak żyć stadnie, choć jak i u ludzi bywają jednostki aspołeczne :-)
OdpowiedzUsuńNie miałam takiego doświadczenia, a szkoda.)
UsuńBardzo się cieszę że książka przypadła Ci do gustu. Ja również pokochałam Riko :-) Swoją drogą określenie saga rodzinna to coś, czego brakowało mi gdy sama pisałam recenzję. Świetnie to ujęłaś :-)
OdpowiedzUsuńAż mi się zamarzył kot i może mi się uda męża przekonać.)
UsuńWiem z własnego doświadczeni, że z kotami mogą wydarzyć się najbardziej nieprawdopodobne historie. Książka świetna, polecam.
OdpowiedzUsuńZgadzam się, że jest warta przeczytania i to może nie raz.)
UsuńBardzo bym chciała przeczytać, ale niestety nie mam skąd ją wziąć, a kupować na razie nie chcę. Cicho liczę na bibliotekę. :)
OdpowiedzUsuńU mnie jest odwrotnie niż u Ciebie, kota mam na co dzień. ;)
Masz fajnie, gdyż koty bywają milusińskie.)
UsuńUwielbiam koty! Kiedyś muszę sięgnąć po tę książkę, aż trudno uwierzyć, że taka historia zdarzyła się naprawdę :-)
OdpowiedzUsuńFakt, trudno.)
Usuńksiążka jest fantastyczna, autorzy mieli genialny pomysł a Riko zawładnął wieloma serduchami:)
OdpowiedzUsuńTo prawda.)
UsuńCo prawda wolę psy, ale ta książka wyjątkowo mnie interesuje :)
OdpowiedzUsuń