Wydawnictwo PROMIC - Warszawa - 2012 rok
przekład : Anna Leszczyńska-Woyna
Walki o klasztor Monte Cassino są jednakże w książce jedynie tłem dla opowieści snutej przez ojca Matteo, zakonnika z opactwa cystersów w Casamari, w którym Niemcy utworzyli szpital dla swoich rannych żołnierzy. Zakonnicy opiekują się swymi wrogami z całym oddaniem wykonując wszelką niezbędna posługę łącznie z pochówkiem połączonym z modlitwą w ich intencji. Dla nich nie są to wrogowie lecz ludzie niejednokrotnie przywiezieni w stanie krytycznym, straszliwie okaleczeni a więc potrzebujący pomocy i troski. Ojciec Matteo jest oprócz niemieckiego pielęgniarza jedyną osobą potrafiącą porozumieć się z rannymi w ich ojczystym języku co sprawia, że może im przynosić dodatkową ulgę w cierpieniu i robi to podtrzymując na duchu szczególnie umierających. Silnie emocjonalna więź nawiązuje się między nim a młodziutkim Austriakiem, który poważnie ranny w klatkę piersiową trafia do klasztornego szpitala. Austriak okazuje się być wrażliwym, wykształconym muzycznie i nie tylko chłopcem, który wbrew swej woli został powołany do wojska, by wziąć udział w tej strasznej wojnie, która po każdej stronie zabierała mnóstwo istnień, a przy końcu coraz młodszych, gdyż jak wiadomo Hitler wysyłał na wojnę wówczas prawie dzieci jeszcze. Ojciec Matteo poświęca mu każdą wolną chwilę prowadząc z nim rozmowy o muzyce i sztuce a także słuchając wspomnień Franza o Wiedniu, Akademii Muzycznej i profesorze, który uczył go grać na wiolonczeli i o wiolonczeli, którą mu ten profesor zostawił na przechowanie przed opuszczeniem Wiednia. Sam opowiada mu w swym ojczystym języku o pięknie wsi i miast w Toskani co Franz odbiera jak szmer cudownej muzyki, która daje mu ukojenie w cierpieniu a także przynosi mu książki z klasztornej biblioteki.
Ze wspomnień Franza wyłania się również obraz walk o klasztor Monte Cassino, obraz zniszczenia jaki dokonały naloty alianckie likwidując nie tylko opactwo, ale jeden z najpiękniejszych zabytków kultury włoskiej a także obraz nastrojów panujących wśród żołnierzy, które w niezwykły sposób były wyciszane przez kapelana katolickiego.
Dla Franza, który mimo starań zakonników o pomoc z zewnątrz tej pomocy nie dostaje, nie ma przyszłości i ojciec Matteo nie mogąc znieść myśli o jego coraz większym cierpieniu podejmuje kontrowersyjną jak na zakonnika decyzję.
"Requiem dla młodego żołnierza. Monte Cassino" to niezwykła lektura przepojona smutkiem, pobudzająca do refleksji nad losem tych, którzy nie mając w zasadzie wyboru oddawali swe młode życie dla idei, która nie była ich ideą, oddawali je tylko i wyłącznie dla przedłużenia utrzymania władzy w rękach Hitlera i jego otoczenia. Renee Bonneau wykorzystała dla swej interesującej a nawet mogę śmiało rzec fascynującej opowieści z czasów II wojny światowej grób młodego żołnierza, który dziwnym trafem znajduje się na cmentarzu opactwa cystersów w Casamarii w Abruzji, gdy wszyscy pozostali jego koledzy spoczywają na cmentarzu wojskowym w Caira, u stóp góry, gdzie zginęli.
Książka napisana ładnym literackim aczkolwiek przystępnym językiem / uznanie za staranne tłumaczenie / wciągnęła mnie bardzo swą treścią i nie tylko poruszyła mną do głębi, ale dostarczyła również dodatkowej wiedzy na temat walk pomiędzy aliantami a Niemcami we Włoszech w 1944 roku i tego co się tam działo już po zdobyciu Monte Cassino. Należy ona do tych pozycji, do których będę wracać z przyjemnością.
Książkę przeczytałam dzięki Pani Agnieszce z wydawnictwa
i w ramach wyzwań:
Będę na miejscu w połowie sierpnia, to posłucham, co ma do powiedzenia przewodnik. Chyba z tą bitwą sprawa tak samo skomplikowana, jak z naszym powstaniem warszawskim. Mnóstwo opinii i gmatwaniny. Komu zależało na zrównaniu z ziemią klasztoru? Ilu ludzi wie, że klasztor był opuszczony przez Niemców w momencie wkroczenia polskich żołnierzy? A od strony literackiej czytałam dawno temu Wańkowicza, trochę później Nurowską. I właśnie po jej "Andersie" napłynęły wątpliwości. Ile czasu trzeba poświęcić, żeby zgłębić wszystkie ciekawe dylematy naszej historii? A Zachód inaczej patrzy na tę bitwę...
OdpowiedzUsuńMasz rację Bogusiu. Nie chciałam bardziej rozwijać wątku historycznego, ale jest w nim mowa o tym kto i dlaczego zrównał/ książkę autorce recenzował historyk, ale nie mogę do tego się odnieść, gdyż moja wiedza jest tu żadna/ nalotami dywanowymi klasztor, w którym byli tylko zakonnicy i ludność cywilna, a Niemcy wykorzystali tylko ruiny do obrony klasztoru siejąc śmierć wśród szturmujących. Pisze również o decyzji oskrzydlenia klasztoru i o tym, że gdy Polacy weszli Niemców tam nie było. Zastanawiam się czego nie zafałszowano w historii XX wieku.)
UsuńPolecam Ci tę książkę, chociaż jej osnowa jest fikcją.
UsuńCzyli Coryllus ma rację - zresztą nie tylko on - że naszą historię trzeba napisać od nowa;)
UsuńByć może nawet nie naszą.)
UsuńNawet z Twojej recenzji bije niezwykła melancholia i smutek.
OdpowiedzUsuńMiło mi to czytać, gdyż to smutna historia.)
UsuńWarta jednak by o niej przeczytać.)
UsuńWłaśnie zamówiłam tę książkę. Od dłuższego czasu miałam ją w "do przeczytania', ale teraz nie ma wymówek, przeczytam! Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńCiekawie się zapowiada:) Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńJuż od bardzo dawna mam ją na liście książek jeszcze nie przeczytanych - a wartych poznania. Właśnie dzięki Twojej recenzji przypomniałam sobie o niej.
OdpowiedzUsuńTo był taki drugi cel mojego posta, by tą niewielką, poruszająca książeczkę przypomnieć.
Usuń