Karol Arentowicz, jak się zorientowałam to jeden z pseudonimów autora książki, którego nazwisko brzmi Janusz Imiołczyk. Doktor nauk humanistycznych, rozczarowany jałowością prowadzonych badań naukowych rozstał się z nauką i zajmował się przez lata czymś innym, jak sam wyznaje pisze tylko o tym co według niego jest istotne. Jako Karol Arentowicz wydał dwie książki. Pierwsza z nich to "Bajki dla niektórych dorosłych", a druga to właśnie "Ojciec", w której to książce próbuje odpowiedzieć na niezwykle istotne pytanie, jak ważna jest rola ojca w wychowaniu, a jeżeli jest ważna do dlaczego i jaki wpływ na dziecko ma to jakiego miało ojca.
Wpierw Arentowicz pisze o swoim ojcu i dowiadujemy się, że ten zajmował się nim i jego młodszym bratem poświęcając im w miarę możliwości sporo swego wolnego czasu, a szczególnie w niedzielę, kiedy to organizował im różne rozrywki. To ojciec, jako zagorzały kibic sportowy rozbudzał w nich zainteresowanie do kibicowania, ale również brał udział w ich sportowych zabawach.W podsumowaniu autor stwierdza, że ojciec, mimo iż nie był idealnym człowiekiem odegrał pozytywną rolę w jego życiu i dzięki niemu nauczył się być uczciwym, mieć szacunek wobec poglądów innych, jak również odpowiedzialności za swoje wybory.
Następnie kilkanaście stron poświęca dwu najgorszym według niego ojcom w historii świata. Jeden z nich nazywał się Alois Schicklgruber i był ojcem Adolfa Hitlera, a drugi - Wissarion Dżugaszwili, był ojcem Józefa Stalina. To Ci ludzie, którzy traktowali swych synów w niezwykle brutalny sposób, stwarzając im piekło na ziemi, mieli jego zdaniem największy wpływ na najnowszą historię ludzkości.
W dalszej części swej książki Arentowicz podejmuje w oparciu o teksty wyjęte z biblii próbę oceny Boga, jako ojca Jezusa, ale również ludzkości stwierdzając, że trudno nie zadać pytania, jak Bóg, który jawi się bardziej jako Karzący niż Miłujący, mógł być ojcem Jezusa, który nie tylko głosił "religię dobra i miłości", ale sam tak postępował. Jego zdaniem wpływ na to jakim był Jezus miał jego ziemski ojciec, Józef, który był nie tylko pobożnym Żydem, ale również niezwykle dobrym człowiekiem.
Książkę kończy jakby swoistą spowiedzią z tego jakim sam był ojcem dla swojej córki przy czym nie rozgrzesza się, lecz uczciwie ukazuje swoje błędy, jak również to, że nie stworzyli z żoną dobrej, szczęśliwej rodziny, w której córka mogłaby się czuć bezpiecznie.
Najważniejszą częścią książki jest jednak rozdział "Dziedzictwo", gdyż w nim właśnie autor zadaje nam pytania i sam także na nie odpowiada, na podstawie jak sam pisze wniosków, jakie wyciągnął z własnych przeżyć oraz z doświadczeń Jezusa, Hitlera i Stalina. Trudno się nie zgodzić z tym co Arentowicz tu pisze. Sadzę, że większość z nas zadaje sobie podobne pytania. Osobiście jestem przekonana jak i on, że rola ojca w rodzinie jest nie do przecenienia z czego sami ojcowie niestety sobie z tego nie zdawali i nadal nie zdają sprawy, a to jaki stworzyli razem z matkami dom warunkuje niejednokrotnie czy życie ich dorosłych dzieci będzie udane i dobre, czy też nie. Tak samo jak on uważam, że dzieci, a szczególnie synów wychowuje się przykładem a nie mentorstwem. Ta prawda wydaje się być oczywista.
Z częścią wniosków jednak bym polemizowała, gdyż nie uważam ich za aż tak oczywiste
Po pierwsze, to sprawa Hitlera i Stalina. Nie zostałam przekonana, że to despotyczni, odczłowieczeni można nawet rzec, ojcowie i pełne przemocy oraz nie poszanowania osoby dzieciństwo sprawiło, że obaj stali się największymi zbrodniarzami w dziejach świata. Myślę, że to mimo wszystko spłycona teoria w sytuacji, gdy weźmiemy jednak pod uwagę fakt, że obaj interesowali się okultyzmem, a co za tym idzie w ich życiu prawdopodobnie zaistniały demony. Nie można tego nie brać pod uwagę, gdyż takie dzieciństwo miało i ma wielu, a takimi zbrodniarzami się nie stało i raczej nie stanie.
Po drugie, w przypadku Jezusa autor nie bierze, być może jako sceptyk, pod uwagę, iż nawet jeżeli Bóg jawi się nam z kart Starego Testamentu, jako ten, który za dobro wynagradza, a złe karze, czyli jako ojciec surowy, lecz sprawiedliwy to jednak właśnie on wybrał nie tylko Maryję na matkę Jezusa, ale również Józefa na jego ziemskiego ojca, który zgodnie z jego planem miał nauczyć widocznie Jezusa "religii dobra i miłości". I to dlatego między innymi Kościół katolicki stawia właśnie Józefa za wzór wszystkim ojcom.
A po trzecie Arentowicz nie zastanawia się nad naturalnymi skłonnościami każdego człowieka do dobra czy też zła, wynikającymi z jego natury jaką uzyskuje za sprawą kompilacji genów. W związku z czym moim zdaniem upraszcza twierdząc, że apodyktyczny ojciec to zawsze apodyktyczny syn. Zły ojciec to i zły syn. Przykładem tego mogą być mój ojciec i jego brat, którzy byli wychowywani obaj przez bardzo apodyktycznego ojca. Mój ojciec niestety był apodyktycznym cholerykiem o trudnym charakterze, natomiast jego brat był niezwykle pogodnym człowiekiem o miłym usposobieniu. A poza tym częściowo, w mniejszym lub większym stopniu naturę ojca odziedziczyłam ja i jestem przekonana, że nie jest to wpływ tego, iż mój ojciec był oschłym, gwałtownym człowiekiem, który dziećmi w zasadzie się nie zajmował, lecz odziedziczonych genów. Co nie znaczy, że mój dziadek nie był przyczyną kompleksów mojego ojca, a mój moich.
Mimo moich wątpliwości i tego, że nie ze wszystkim zgadzam się z autorem, tę niewielką książeczkę napisaną inteligentnie i błyskotliwie a na dodatek przystępnym i zrozumiałym językiem, gdyż nie jest to rozprawa naukowa, lecz własne refleksje i wnioski, czytało mi się szybko i bardzo dobrze. Jej interesująco podana treść mnie wciągnęła a co ważne pobudziła do refleksji i przemyśleń. I to jest w niej cenne.
A poza tym należy przypisać autorowi na plus, to że uczciwie ostrzega czytelnika o treściach, które mogłyby urazić jego uczucia religijne.
"Ojciec" Karola Arentowicza to książka do której będę wracać i którą polecam, szczególnie mężczyznom, ojcom i przyszłym ojcom. Co nie znaczy, że nie polecam jej kobietom.
Recenzja została napisana dla portalu nakanapie.pl
od którego książkę otrzymałam za co dziękuję.
Już słyszałam o tej książeczce. Oczywiście ten temat nie jest bardzo odkrywczy, zestawienie przykładów najbardziej jaskrawe, jakie można sobie wymyślić, ale chętnie zanurzę się w jej klimat i powspominam własnego ojca...
OdpowiedzUsuńZgadzam się z tym co napisałaś. Tyle, że mnie jakoś nie udaje się uwypuklić w notce tego co tak naprawdę bym chciała.)
Usuńnie przejmuj się tak moją opinią, to tylko opinia sprzed lektury, Wy ją czytałyście:)
UsuńDodam jeszcze, że potrafisz zachęcić do przeczytania, zwrócic uwagę na to, co wartościowe:)Pozdrawiam
UsuńMiło mi.)
UsuńNiepotrzebnie sie martwilas, bardzo dobra recenzja. To prawda ze niektore teorie sa dyskusyjne, mimo to uwazam ze to calkiem wartosciowa pozycja i wielu mezczyznom moglaby dac do myslenia. Bo mimo wszystko dobry, kochajacy ojciec wiele moze w zyciu zmienic... Ksiazeczke postanowilam zachowac w mojej bibliotece i tez planuje do niej wrocic.
OdpowiedzUsuńTaka poprawna można rzec. Brak mi niestety Waszej lekkości klawiatury/ bo nie pióra/ ale pomału się z tym godzę. Książeczkę też zachowam, gdyż sporo wartościowych przemyśleń zawiera.)
UsuńRecenzja świetna, w przeciwieństwie do książki, jak się zdążyłem zorientować. Wysnuwanie wniosków na przykładzie kilku przykładów, wyraźnie wyjątkowych i odbiegających od przeciętnej, w dodatku przestawionych w sposób dopasowany do z góry założonych wniosków... Nic dziwnego, iż drogi autora i nauki się rozeszły :)
OdpowiedzUsuńOczywiście rola ojca jest znacząca w rozwoju, ale na pewno nie kluczowa. Jak mówią matematycy - ani konieczna, ani wystarczająca :) Można się bez niego obyć, a jeśli jest... Pozostaje odpowiedzialność za samego siebie. Liczne są przykłady ludzi z marginesu, którzy nie mając ŻADNEGO oparcia we wzorcach osobowych znaleźli drogę. Mój ulubiony przykład: http://andrew-vysotsky.blogspot.com/2011/11/z-ulicy-na-harvard.html, ale jest ich wiele. Równie wiele jak tych, co dobre wzorce mieli, a zeszli na psy :)
Niezwykle cenna jest dla mnie Twoja opinia. Książka uważam warta jest przeczytania, ale z dystansem trzeba podchodzić do stwierdzeń autora, który jednakże zaznaczył w niej, że to są jego osobiste wnioski, z którymi możemy się zgadzać lub nie. Jakoś mi to umknęło. Szkoda, że akurat tego filmu nie oglądałam , ale okazuje się , że jest oparty na książce "Przełamać noc" Lizz Murray, postaram się ją znaleźć.)
UsuńDaj znać jak wypadła :)
UsuńPostaram się.)
UsuńTeż mi się wydaje, że teoria o ojcu Hitlera jest spłaszczona. Przecież wielu chłopców było przez swoich ojców traktowanych jeszcze gorzej, a mimo to nie wyrośli na takich zwyrodnialców jak Hitler. O ojcu Stalina niewiele wiem, trzeba będzie poczytać i poszerzyć swoje wiadomości.
OdpowiedzUsuńPrzeczytam tę książkę, ale tylko po to, by dowiedzieć się, jakie błędy popełnił autor książki w stosunku do swojej córki. To dobrze o nim świadczy, że umie się przyznać do błędów :)
Odwiedzanie Twego blogu,to czysta przyjemność. Tyle znajomych "widoków". Odpoczywam od samego oglądania oprawy... To jednak wspaniały pomysł ten cały Internet!
OdpowiedzUsuńpozdrawiam z Bydgoszczy
Miło mi niezmiernie.)
UsuńKsiążka wydawała mi się na pierwszy rzut oka interesująca, ale po tym jak autor potraktował temat mój zapał, by ją przeczytać wyraźnie stopniał. Jak słusznie zauważył Andrew, nie ma nic gorszego niż "naukowiec" próbujący wynaleźć odpowiednie przykłady (wyniki badań,) mające na celu potwierdzenie z góry założonej przez niego tezy.
OdpowiedzUsuńKsiążka wzbudza kontrowersje, ale autor daje czytelnikowi do zrozumienia, że są to jego osobiste wnioski, z którymi można się zgodzić lub nie.)
UsuńZachęciłaś mnie ;)
OdpowiedzUsuńMiło mi.
UsuńO widzisz, i wiem o czym ta książeczka :)
OdpowiedzUsuńZdecydowałam jej nie zatrzymywać dla siebie.....myślę, że czytając ją można oddać się istotnej refleksji.
Usuń