środa, 19 grudnia 2012

Były takie dni, dni bólu i łez.)


           Grudzień to tragiczny miesiąc w naszej współczesnej  historii . A zaczęło się od grudniowych wypadków  na Wybrzeżu w 1970 roku.  Muszę  się  przyznać, a miałam wtedy 19 lat, że nie wiele na temat tamtych wydarzeń wiem. Wtedy władza skutecznie ukrywała wszystkie wydarzenia, zakłamując skutecznie  rzeczywistość i manipulując informacjami. A później przez lata było taka samo, aż doszło do kolejnego  grudnia, grudnia   1981 roku.
   Nie oglądałam "Czarnego czwartku"  Antoniego Krauzego, ale wczoraj  na TVP Historia puszczono film Jerzego Wójcika "Skarga" .




"Reżyserski debiut słynnego operatora "szkoły polskiej", Jerzego Wójcika. Osnową "Skargi" stała się tragedia, do jakiej doszło podczas dramatycznych wydarzeń na Wybrzeżu w 1970 roku. W grudniu w Gdańsku i w Szczecinie stocznie ogłosiły strajk. Podczas tłumienia wystąpień stoczniowców zginęło wielu ludzi, setki zostało rannych. Film jest hołdem złożonym tym wszystkim, którzy walczyli o słuszną sprawę. Dzień 18 grudnia 1970 r. w domu państwa Stawickich, mieszkańców Szczecina, rozpoczyna się od zwykłej porannej krzątaniny, ale w powietrzu wyraźnie wyczuwa się nerwową atmosferę. Babcia jest zaniepokojona nasilającymi się zamieszkami w mieście. Matka czeka na powrót ojca, który został na nocnej zmianie, i z trudem zachowuje spokój. W całym mieście panuje chaos, wszędzie widać czołgi, uzbrojonych żołnierzy, funkcjonariuszy MO. Zdesperowani ludzie wychodzą na ulice, podpalają czołgi, rzucają kamieniami. Syn Stawickich, Stefan, 16-letni uczeń Zasadniczej Szkoły Budowy Okrętów, wybiera się na zajęcia. Matka prosi, by nie szedł koło stoczni, lecz okrężną drogą, bo tam jest bardzo niebezpiecznie. Kiedy Stefania Stawicka jest już w pracy, nie potrafi się skupić. Jej myśli błądzą daleko, niepokoi się o bliskich. Wkrótce kontaktuje się z nią mąż, który dotarł do domu. Na pytanie o Stefana, kobieta drżącym głosem odpowiada, że poszedł do szkoły. Jest podenerwowana, ma jakieś dziwne przeczucia.. Stefania i Stanisław Stawiccy na próżno czekają na syna. Chłopak nie wrócił ze szkoły. Nikt nie wie, co się z nim stało. Przeczuwający najgorsze rodzice rozpoczynają poszukiwania. Telefony do wszystkich szczecińskich szpitali nie przynoszą rezultatu. Ich błagania o jakiekolwiek informacje o synu brzmią coraz bardziej dramatycznie. Kto widział wysokiego, szczupłego szatyna o niebieskich oczach, ubranego w zieloną kurtkę, dżinsowe spodnie i szary sweter? Ślad jednak po chłopaku zaginął. Wreszcie rodzice mają jakiś znak - mają przyjechać do szpitala wojskowego, nie znają więcej szczegółów. Okazuje się, że ich syn nie żyje. W drodze do szkoły Stefan został zabity, zginął od kul oddziałów pacyfikujących strajk. Przewieziono go do prosektorium, ale Stawiccy nie mogą zobaczyć syna, mają przyjść nazajutrz, funkcjonariusze Urzędu Bezpieczeństwa zasłaniają się procedurami. W rzeczywistości chcą wyciszyć sprawę, nie dopuścić do zbiorowych pogrzebów i masowych mszy ku czci zabitych. Starają się ukryć przed społeczeństwem faktyczną liczbę ofiar. Nie chcą wydać ciała Stefana, odmawiają rodzicom też prawa do pogrzebu. Na twarzach poniżanych i represjonowanych Stawickich rysuje się ból i cierpienie, ale nie poddają się. Wreszcie pewnej nocy zjawiają się tajniacy i oświadczają zdumionej rodzinie, że właśnie ma się odbyć pogrzeb ich syna. Chcąc nie chcąc, pogrążeni w żalu Stawiccy udają się na cmentarz. Pod osłoną nocy odbywa się tajny pochówek z fałszywymi grabarzami i fałszywym księdzem. Tylko bliscy są prawdziwi i prawdziwe jest ich cierpienie. Prawdziwa jest też śmierć Stefana, którego ciało spoczywa w skromnej trumnie z jasnego drewna oznaczonej numerem 5."/źródło http://www.oczy-patrioty.pl/skarga/.

    Film zrobił na mnie ogromne wrażenie, i do głębi poruszył wprowadzając w  realia tamtych, tragicznych  dni, dni zimnego okrucieństwa władzy, a  pełnych bólu i dramatyzmu dla zwykłych niczego się nie spodziewających ludzi. Szczególnie porażała bezradność pokrzywdzonych rodzin wobec arogancji milicji i urzędników reprezentujących władzę.  Był  też  dla mnie  doskonałą powtórką  historii i uważam, że  powinien być co roku w grudniu puszczany młodzieży na lekcjach historii.

    Trudno mi do dzisiaj pojąć, jak system społeczny, który miał służyć człowiekowi  przerodził się w  totalitarną siłę, która sprawiła, że dla jego obrony trzeba było się uciekać do bezwzględnych i pozbawiających życia  działań skierowanych  przeciwko własnemu narodowi, narodowi, któremu miał służyć.  Niepojętym jest również to, że Ci którzy byli odpowiedzialni za zbrodnie na własnym  narodzie za nie nie odpowiedzieli  lecz, jeżeli jeszcze żyją, to jak pod parasolem ochronnym i  mają się całkiem dobrze.


  

6 komentarzy:

  1. Też należy o tym pamiętać.

    OdpowiedzUsuń
  2. Tego filmu nie znam. Oglądałam za to "Czarny czwartek" i jest tam właściwie identyczna scena pogrzebu i wcześniejszych starań o wydanie ciała. I to nie dziwi, jeśli oba filmy są oparte na autentycznych wydarzeniach. I tym wpisem przypomniałaś mi o książce "Czarny czwartek", która kupiłam zaraz po obejrzeniu filmu i teraz wpisuję ją na listę do przeczytania w najbliższym czasie.

    To, o czym piszesz w zakończeniu postu jest rzeczywiście smutną ale prawdziwą refleksją nad naszą powojenną historią.

    Ps. Z niecierpliwością oczekuję na Twoją recenzję powieści Dobraczyńskiego, a także książki Douglasa. Mnie obie bardzo się podobały i też pewnie kiedyś do nich powrócę. A Douglasa polecam jeszcze "Wielkiego Rybaka" o św. Piotrze - też ciekawa pozycja.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Popatrzę w takim razie za tą książka. Boję się, że dzisiaj mogłoby być podobnie, dyby coś się nie daj Boże wydarzyło. Wystarczy wspomnieć marsz 11 listopada. Zrobiono wszystko, żeby go zakłócić.
      Dobraczyńskiego czytam więc będzie wpis po świętach, jeszcze mam dwa zaległe wpisy o przeczytanych książkach.A do Douglasa wrócę pewno w wielkim poście, jak Bóg pozwoli. O "Wielkim Rybaku" wiem - w nowym roku będę znów powiększać bibliotekę to o nim nie zapomnę.)

      Usuń
  3. Wydarzenia odbiły się echem i w moim mieście- coś się mówiło, gdzie indziej- szeptało, chłopaki powołani do wojska oglądali się za siebie na przepustkach... (obowiązywał nakaz noszenia mundurów na przepustkach i urlopach) Brat miał łzy w oczach, ale nic nie wolno mu było opowiadać o wydarzeniach- zresztą w obawie o nasze bezpieczeństwo nie mówił nic. Pamiętam tamte dni, kiedy przyjechał na przepustkę i... nie poznawałam brata; był jakiś obcy, daleko odbiegający myślami... gdy dziś przymknę oczy, wspominając tę brata przepustkę, te trzy dni pobytu z nami, to mogłabym odtworzyć każda rysę na jego twarzy, każdy grymas "bólu", każdą wylaną łzę bezsilności i szarość strachu przesłaniająca blask jego oczu na zawsze...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Brat bał się... (za szybko kliknęłam :p) bał się rozkazu strzelania do strajkujących; ale też bał się "pod ścianą" za niewykonanie rozkazu. Dzięki Bogu takowy nie wyszedł, bowiem mieli dość tych z ZOMO do rozganiania manifestów. Te wydarzenia bardzo zmieniły brata- po powrocie z wojska był innym człowiekiem- obcym i zamkniętym w sobie (zostało mu do dziś- woli słuchać jak rozmawiać- jakby był niemową :/)

      Usuń
    2. Brat miał traumatyczne przeżycia...przecież był młodym człowiekiem, bardzo młodym.
      Szczęście, że nie musiał brać udziału w akcjach...
      Ja byłam półtora roku po maturze i nie pamiętam tamtych wydarzeń.chociaż pamiętam, że po nich doszedł do władzy Gierek i jego po wyborze już widziałam w TV.
      Film zrobił na mnie ogromne wrażenie. To straszne traktowanie ofiar i ich rodzin wstrząsało.

      Usuń

Każdy pozostawiony komentarz to balsam na moją duszę. Toteż za każdy serdecznie dziękuję i zapewniam, że czytam je z uwagą i staram się nie pozostawiać ich bez odpowiedzi.