niedziela, 22 kwietnia 2012

Nigdy, nigdy mnie nie złapiecie - Wiliam Wharton.



                     Przeczytałam sporo książek Wiliama Whartona w tym autobiograficznych opowiadających o życiu jego rodziny po przeniesieniu się do Francji. Tym razem w
ramach wyzwania sardegny  
 

                                                                             sięgnęłam po


        Wiliam Wharton opowiada w niej o młodzieńczym okresie swojego życia.
Gdy ma 15 lat umierający dziadek opowiada mu historię rodziny ; jej pochodzenia i nazwiska jakie w Ameryce nosi , z prośbą by to zapisał. W ten sposób powstaje jego pierwsza książka. Po śmierci dziadka Albert nazywany przez babcię Wiliamem / to jego drugie imię / zbliża się bardzo do niej. Babcia uczy go francuskiego a kiedy wyjeżdża na studia , a później do Europy,  by wziąć udział w lądowaniu aliantów w Normandii , cały czas utrzymuje z nim kontakt korespondencyjny co pomaga mu przetrwać najtrudniejsze momenty tego okresu życia.

      Wiliam z natury przeciwny udziałowi w wojnie niestety bierze w niej udział , jako niespełna dwudziestolatek. Brutalna rzeczywistość wojenna przeraża go i ogarnięty strachem cały czas myśli o przetrwaniu , a nawet o dezercji. Pomocnym w tym czasie okazuje się mu  być powtarzanie słów przesłanych mu przez babcię w liście ;"Nigdy, nigdy mnie nie złapiecie" a także przyjaźń z Rolinem, który zostaje jego dowódcą. 

    Książkę czyta się bardzo dobrze , jak zresztą każdą napisaną przez Whartona.


Osobiście cenię Whartona i jego książki za  to, że jak napisano w Wikipedii ; "Przekazywał w nich filozofię życiową, w której najważniejsze jest głębokie i świadome przeżywanie swego życia, wykorzystywanie posiadanych przez siebie talentów i możliwości, a także kultywowanie wartości rodzinnych."

9 komentarzy:

  1. Był czas, że czytałam Whartona, ale tej powieści chyba nie. Dobrze go wspominam, choć powrót pewnie nieprędko, bo gonię i gonię...:)

    OdpowiedzUsuń
  2. A ja jakoś nigdy nie mogłam się przekonać do jego książek, teraz w ramach tego samego wyzwania czytam "Rubio" i puki co mnie nie zachwyca, ale jeszcze dam temu szansę.

    OdpowiedzUsuń
  3. Znam, znam, jak każdą książkę Whartona. Każda ma swoje atuty, ale najbardziej utkwił mi w duszy "Tato". Pozdrawiam;-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Zgadzam się z Anką, "Tato" jest niezłą książką , ale zbyt kojarzy mi się z książką Philipa Rotha "Dziedzictwo"

    OdpowiedzUsuń
  5. Akurat "Taty" nie czytałam. Zaczęłam od "Śmierci nie zawinionych" , która to książka dogłębnie mną wstrząsnęła.

    OdpowiedzUsuń
  6. mam wielki sentyment do tego autora, także z pewnością przeczytam :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Oj tez kiedys zaczytywalam sie w ksiazkach tego autora ... moze czas ktoras sobie odswiezyc ;-)

    OdpowiedzUsuń
  8. znam autora, ale jakoś szczególnie mi nie przypadł do gustu

    OdpowiedzUsuń
  9. dziękuję za dodanie mnie do linków, bardzo mi miło, pozdrawiam i żegnam się na dzisiaj, troszkę panią już poznałam, jutro ,poczytam resztę

    OdpowiedzUsuń

Każdy pozostawiony komentarz to balsam na moją duszę. Toteż za każdy serdecznie dziękuję i zapewniam, że czytam je z uwagą i staram się nie pozostawiać ich bez odpowiedzi.