Przeczytałam sporo książek Wiliama Whartona w tym autobiograficznych opowiadających o życiu jego rodziny po przeniesieniu się do Francji. Tym razem w
ramach wyzwania sardegny
Wiliam Wharton opowiada w niej o młodzieńczym okresie swojego życia.
Gdy ma 15 lat umierający dziadek opowiada mu historię rodziny ; jej pochodzenia i nazwiska jakie w Ameryce nosi , z prośbą by to zapisał. W ten sposób powstaje jego pierwsza książka. Po śmierci dziadka Albert nazywany przez babcię Wiliamem / to jego drugie imię / zbliża się bardzo do niej. Babcia uczy go francuskiego a kiedy wyjeżdża na studia , a później do Europy, by wziąć udział w lądowaniu aliantów w Normandii , cały czas utrzymuje z nim kontakt korespondencyjny co pomaga mu przetrwać najtrudniejsze momenty tego okresu życia.
Gdy ma 15 lat umierający dziadek opowiada mu historię rodziny ; jej pochodzenia i nazwiska jakie w Ameryce nosi , z prośbą by to zapisał. W ten sposób powstaje jego pierwsza książka. Po śmierci dziadka Albert nazywany przez babcię Wiliamem / to jego drugie imię / zbliża się bardzo do niej. Babcia uczy go francuskiego a kiedy wyjeżdża na studia , a później do Europy, by wziąć udział w lądowaniu aliantów w Normandii , cały czas utrzymuje z nim kontakt korespondencyjny co pomaga mu przetrwać najtrudniejsze momenty tego okresu życia.
Wiliam z natury przeciwny udziałowi w wojnie niestety bierze w niej udział , jako niespełna dwudziestolatek. Brutalna rzeczywistość wojenna przeraża go i ogarnięty strachem cały czas myśli o przetrwaniu , a nawet o dezercji. Pomocnym w tym czasie okazuje się mu być powtarzanie słów przesłanych mu przez babcię w liście ;"Nigdy, nigdy mnie nie złapiecie" a także przyjaźń z Rolinem, który zostaje jego dowódcą.
Książkę czyta się bardzo dobrze , jak zresztą każdą napisaną przez Whartona.
Osobiście cenię Whartona i jego książki za to, że jak napisano w Wikipedii ; "Przekazywał w nich filozofię życiową, w której najważniejsze jest głębokie i świadome przeżywanie swego życia, wykorzystywanie posiadanych przez siebie talentów i możliwości, a także kultywowanie wartości rodzinnych."
Był czas, że czytałam Whartona, ale tej powieści chyba nie. Dobrze go wspominam, choć powrót pewnie nieprędko, bo gonię i gonię...:)
OdpowiedzUsuńA ja jakoś nigdy nie mogłam się przekonać do jego książek, teraz w ramach tego samego wyzwania czytam "Rubio" i puki co mnie nie zachwyca, ale jeszcze dam temu szansę.
OdpowiedzUsuńZnam, znam, jak każdą książkę Whartona. Każda ma swoje atuty, ale najbardziej utkwił mi w duszy "Tato". Pozdrawiam;-)
OdpowiedzUsuńZgadzam się z Anką, "Tato" jest niezłą książką , ale zbyt kojarzy mi się z książką Philipa Rotha "Dziedzictwo"
OdpowiedzUsuńAkurat "Taty" nie czytałam. Zaczęłam od "Śmierci nie zawinionych" , która to książka dogłębnie mną wstrząsnęła.
OdpowiedzUsuńmam wielki sentyment do tego autora, także z pewnością przeczytam :)
OdpowiedzUsuńOj tez kiedys zaczytywalam sie w ksiazkach tego autora ... moze czas ktoras sobie odswiezyc ;-)
OdpowiedzUsuńznam autora, ale jakoś szczególnie mi nie przypadł do gustu
OdpowiedzUsuńdziękuję za dodanie mnie do linków, bardzo mi miło, pozdrawiam i żegnam się na dzisiaj, troszkę panią już poznałam, jutro ,poczytam resztę
OdpowiedzUsuń