wtorek, 2 lipca 2019
Małe podsumowanie czerwcowego czytelnictwa .....
Czerwiec minął nam na nietypowej, jak dla tego miesiąca, pogodzie. Afrykańskie lato, które już się zaczęło zanim nastało zwykłe kalendarzowe obezwładniło mnie totalnie. Mogę tylko dziękować Panu Bogu, że nie mieszkam w mieście, w bloku, bo chociaż wprawdzie w miasteczku, ale jednak jak na wsi. A także, że nie muszę już chodzić do pracy. Siedzenie w domu, w taki czas, to istne błogosławieństwo.
Ale czerwiec poza nami, jak i połowa roku, w której to udało mi się przeczytać 23 książki. Gdybym przeczytała była jeszcze jedną wypadło by średnio cztery na miesiąc. Jak na moje możliwości czasowe to całkiem dobry wynik. Byłby może lepszy, gdyby nie odkrycie, że czeka na mnie w sieci mnóstwo bardzo interesujących filmów do obejrzenia, a co ostatnio mnie bardzo wciągnęło.
Cieszy mnie, że udaje mi się realizować wyzwanie trójka e-pik, które mnie niezwykle mobilizuje do wyczytywania książek od lat czekających na swoją kolej w biblioteczce.
Szkoda tylko, że brak weny sprawia, że nie pozostawiam po nich śladu, nawet w formie hurtowej, na blogu, który zamarł na tych upałach całkowicie.
A zatem czerwcowy plan czytelniczy został wykonany
- książka z więcej niż trzema wyrazami w tytule - Zanim dopadnie nas czas - Jennifer Egan
- młodzieżowa przygoda - Kołowrotek - Halina Snopkiewicz
- coś pysznego - Z moim ojcem o jedzeniu Marii Iwaszkiewicz
Lektura tych książek była dużą przyjemnością i dostarczyła mi sporo różnych ciekawych wrażeń a także pozwoliła mi zajrzeć w przeszłość również tą, w której sama uczestniczyłam.
Teraz cokolwiek choćby o dwu z przeczytanych........................................
Haliny Snopkiewicz czytałam, we czasach wczesnej młodości, chyba jedynie "Słoneczniki". Lepiej w tym czasie poznałam powieści Krystyny Siesickiej.
I gdyby nie wyzwanie czytelnicze nie przeczytałabym jej "Kołowrotka", który trafił do domowej biblioteczki z biblioteczki rodzinnej mojej drugiej połowy.
Już nie czytam książek dla młodzieży ani o młodzieży, ale tym razem z przyjemnością powróciłam w odległe czasy gdy sama nią byłam. Nawet wciągnęły mnie : opowieść bohaterki o dniu codziennym dzielonym między zajęcia w szkole a pomoc rodzicom w gospodarstwie, jak również jej dywagacje na różne tematy związane z domem, szkołą i tym jak można by zmienić świat, by stał się lepszy ....Jakież to wszystko inne niż dzisiejsza rzeczywistość...bardziej jednak normalne, gdyż żyło się po prostu wolniej, bez zbędnego pospiechu a także bez tych wszystkich gadżetów, które nie tylko zabierają czas, ale co najgorsze pozbawiają osobistych kontaktów z otoczeniem.
Coś faktycznie pysznego, gdyż nie tylko o jedzeniu, ale również o bardziej i mniej znanych osobach, które przewinęły się przez życie i domy rodziny Iwaszkiewiczów. A wszystko w formie ciekawej, wciągającej gawędy opatrzonej zdjęciami a także ilustracjami zwierającymi autentyczne, pochodzące z kolekcji Autorki, karty jadłospisowe wydawane przy okazji różnych uroczystości oficjalnych i domowych.
Świetna książka, z której wiele można się dowiedzieć różnych ciekawostek o starych potrawach, które odeszły w zapomnienie, kucharzach pracujących u Iwaszkiewiczów, o tym jak obchodzono rodzinne uroczystości i święta oraz o tym czym była kuchnia w życiu Marii Iwaszkiewicz. Maria Iwaszkiewicz w bardzo ciekawy sposób gawędzi w niej o tradycjach, jedzeniu, ludziach i sytuacjach ....i zgadzam się z nią z tym, że kuchnia to centralne miejsce w domu, to jego serce. Ja nie jestem zamiłowaną kucharką i gotuję bardziej, bo muszę, ale kuchnia to miejsce, które od dzieciństwa lubiłam.....i w niej najwięcej przebywam i tu również czytam.....
Przeczytane w ramach czerwcowej
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Nie znam żadnej pozycji.
OdpowiedzUsuńNie jestem zdziwiona....tyle książek napisano już w tym wieku....
UsuńNie udało się przeczytać 7 książek w czerwcu. Ja również, nie znam żadnej z zaprezentowanych przez Ciebie książek.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie i zapraszam w moje skromne blogowe progi. 😊
Ostatnio rzadko bywam nawet na swoim blogu, ale mam nadzieję to zmienić wtedy zacznę znów odwiedzać i Twój Agnieszko....
UsuńO, Egan.
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o peerelowskie młodzieżówki to ja mam podobne wrażenia, że było spokojniej i sympatyczniej.
Znasz Egan.....ta książka ciekawie napisana. Mnie się dobrze czytało....chociaż na LC są różne opinie to uważam, że jest warta uwagi. Może uda mi się cokolwiek o niej napisać.
UsuńNo i ja nie znam tych książek. Podziwiam ilość przeczytanych książek, na serio podziwiam. Ja jestem taka z siebie dumna jak uda mi się w miesiąc przeczytać dwie. Takie blogi, jak Twój powodują, że częściej czytam. Mam tu na blogerze parę książkowych, bardzo motywujecie. :)
OdpowiedzUsuńO tym ile czasu przeznaczamy czasu na czytanie decydują nasze zainteresowania, aktywność zawodowa, ale i poza zawodowa i oczywiście możliwości .....tak, że jest to bardzo indywidualna sprawa i nie ma sobie co z tego tytułu robić wyrzuty.
UsuńCieszy mnie, że do mnie zaglądasz, i że moje posty mogą byc źródłem inspiracji dla Ciebie.
Oj, znam Kołowrotek, co prawda czytałam w młodości, ale zarys fabuły pamiętam.
OdpowiedzUsuńMarii Iwaszkiewicz nie czytałam ale myślę, że warto.
Słoneczne pozdrowienia przesyłam.
Tak, Aniu, warto. Biografie nigdy o takich sprawach nie mówią, a jeżeli już to w jakimś minimalnym stopniu.
UsuńDziękuję za odwiedziny i również pozdrawiam....
Takie wyzwania są niezwykle motywujące, a pogoda - choć momentami może być męcząca - sprzyja temu, by nieco zwolnić, poświęcić trochę czasu na przyjemności (choćby książkowe) i po prostu odpocząć. A to bardzo ważne nie tylko w wakacje. ;)
OdpowiedzUsuńZgadzam się .....
UsuńO tak. Po trzykrotnie tak. Szczęściaro jesteś ze nie chodzisz do pracybgdzie dziś trudno zachować zdrowie nie tylko w upały. 23 książki w pół roku to całkiem niezły wynik zwłaszcza biorąc pod uwagę ze w naszym wieku oczy juz nie tak dobre jak dawniej.podzielam tez smutek z powodu małej ilości śladu na blogu. Sama mam podobnie
OdpowiedzUsuń