poniedziałek, 17 sierpnia 2015

Modliszka we fragmencie wspomnień Oli Watowej .........



źródło

                 " W lepiance z gliny i krowiego łajna, w której byliśmy ściśnięci we troje, stały pod ścianami nasze wyrka. Miniaturowe okienko zawiesiliśmy ciemną rogożą, która chroniła nas przed rażącymi promieniami słońca. Od pewnego czasu zasiadał na tej rogoży duży owad, który zabarwieniem niewiele się od niej różnił. Uczepiony nieruchomo, zdawał się być martwy. Ale żył. Cała dolna część była niewspółmiernie duża, w kształcie jaja zaostrzonego i upstrzonego na końcu. Któregoś dnia miała wyskoczyć z niego modliszka.
                   Stary Kazach - podobno szaman - który nas odwiedzał, ujrzawszy owada powiedział z zabobonnym strachem, że jest to szczególny rodzaj modliszki i że, broń Boże, nie należy mu robić krzywdy, nie ruszać, nie wyrzucać - przyniosłoby to nam bowiem nieszczęście. Obserwowaliśmy więc tajemniczego gościa i nie ruszaliśmy".[1]

                   "Minęło kilka tygodni. Któregoś dnia z ogromnego jaja na ciemnej rogoży wyskoczyła modliszka. Z niepojętą szybkością zakleiła kokon i przylepiła zew wszystkich stron do rogoży. Była teraz piękna jak baletnica, zwinna, szczupła i, wydawało się, lotna nawet bez skrzydeł. I zaraz zaczęła pożerać muchy zabijając je z doskonałą nieomylnością swoim bardzo długim i ostrym szpikulcem, zagłębiając go zawsze w to samo centralne miejsce. Była monstrualnie żarłoczna, bezbłędna maszyna do pożerania. I chociaż muchy dokuczały nam niemiłosiernie, Aleksander nie wytrzymywał potwornego spektaklu. Modliszka ucieleśniała jakby całą drapieżność świata, ludzi, losu. Zabijała ze szkaradną, lodowatą obojętnością. Nic w niej nie było z namiętności myśliwego, żadnego napiętego czyhania na ofiarę ani drgającej, okrutnej wizji jej losu. Więc któregoś dnia zdjęty obrzydzeniem wyrzucił ja na dwór w brudny pył drogi.
                  Przepowiednia szamana niestety szybko się ziściła. Po dwóch tygodniach Aleksander zachorował na cięzki tyfus i teraz oto leżał w szpitalu walcząc ze śmiercią".[2]

 ________________________________

Cytowany przeze mnie fragment pochodzi z mojej książki "Wszystko co najważniejsze" Oli Watowej wydanej przez wydawnictwo Czytelnik w 1990 roku.
[1] str.89
[2] str.97

* - rogoża - mata pleciona z sitowia, łyka lub innych łodyg/za słownikiem  PWN/

5 komentarzy:

  1. Przypomniałaś mi książkę pt. "Modliszka", którą czytałam w sanatorium razem ze współlokatorkami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie znam...poczytam o niej u Ciebie.....bywają kobiety modliszki...

      Usuń
  2. Z fragmentu wnioskuję, że musi być ciekawa pozycja :))) Chętnie przeczytam, muszę ją tylko znaleźć ;) A opis przypomniał mi, że któregoś roku 'spotkałam" modliszkę w zaskakującym miejscu- przed wejściem do naszej galerii pomorskiej; oczywiście zrobiłam kilka zdjęć, ale wyszło tylko jedno- i je mam do dzisiaj- nigdy bowiem nie wiem, czy się nie przyda do posta czy jako grafika do jakiejś papierzastej pracy :p Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo Ci Jadziu polecam książkę. Wrzucę może jeszcze inne fragmenty, a jak się uda to coś o wspomnieniach Oli Watowej w ogóle..zrobiły na mnie duże wrażenie a i wiedzy sporo z nich wyniosłam.....

      Usuń
  3. Nigdy nie widziałam modliszki na żywo, ale ona ma coś w sobie...

    OdpowiedzUsuń

Każdy pozostawiony komentarz to balsam na moją duszę. Toteż za każdy serdecznie dziękuję i zapewniam, że czytam je z uwagą i staram się nie pozostawiać ich bez odpowiedzi.