Dzisiaj wreszcie kilka słów o przeczytanej książce. Upalne, z pogodą momentami wręcz afrykańską, lato sprzyjało czytaniu czegoś lekkiego, niezbyt obciążającego totalnie rozleniwionego a przez to rozkojarzonego umysłu. Toteż sięgnęłam po ten oto kryminalik, który przywędrował do mnie, jako jedna z książek z pakietu książek wygranych ostatnio u anetapzn :
Wyd.DAMIDOS - sprzekł.Jan S. Zaus |
Akcja tej niewielkiej książki dzieje się współcześnie autorowi a toczy się w Londynie i kręci głównie wokół Tower, w którym znajdują się klejnoty koronne angielskich władców, wśród których znajduje się jeden stanowiący szczególny obiekt pożądania egzotycznego księcia indyjskiego Rikisivi. Jak się okazuje książę, wychowanek angielskich ekskluzywnych szkół, który znany jest ze swego nie kryształowego charakteru pożąda nie tylko jednego z klejnotów koronnych, ale również uroczej Hoppy Joyner, narzeczonej jednego z oficerów służących w Tower, Dicka Hallowela. Dick to prawy oficer, ale ma przyrodniego brata, Grahama, hulakę i złodzieja, który ledwo wychodzi z więzienia daje się za sprawą pięknej i intrygującej Diany, którą kiedyś odbił swemu bratu, a która jest jego żoną, o czym nikt oprócz nich wydaje się nie wiedzieć, wciągnąć w kolejną awanturę mającą im przynieść spore pieniądze. Graham tym razem ma wykraść, kierując się drobiazgowo opracowanym planem przez typa spod ciemnej gwiazdy o nazwisku Trayne, właściciela londyńskich szulerni i przestępcy, któremu do tej pory nie można było udowodnić żadnego z popełnionych przestępstw, klejnot dla Rikisivi. Porwania natomiast Hoppy podejmuje się Colley - inny ciemny typ, który dla pieniędzy zrobiłby wszystko. Oba przestępstwa oprócz jednego zleceniodawcy łączy również sposób, w jaki mają łupy być dostarczone księciu, który wrócił do swojego kraju czyli do Indii. A tym sposobem jest statek kolejnego obrzydliwego typa, jakim jest Eli Boss, niemniej niebezpieczny dla kobiet niż sam indyjski książę.
Brama zdrajców ma interesującą, wielowątkową fabułę, gdyż wątek kryminalny rozwiązywany przez wielce oryginalnego inspektora Scotland Yardu, jakim jest mrs. Ollorby intrygująco wpisuje się w dominujący jednak wątek obyczajowy, w którym mamy do czynienia z romansami, intrygami i tajemnicami więc muszę przyznać, że dobrze mi się ją i szybko czytało mimo, iż litery książka ma mało przyjazne dla oczu.
Wysokich lotów literatura to może i nie jest, ale dała mi to czego od takich książek oczekuję, dobrą rozrywkę w typowo angielskim klimacie z przewidywalnie dobrym zakończeniem.
I gdyby jeszcze nie było tych paskudnych literówek.
Rzadko czytuję kryminały, ale miejsce akcji przyjemne i dobrze mi się kojarzy:) I lubię dobre zakończenia...
OdpowiedzUsuńWiem dlaczego. Szkoda, że to nie ja mam te zdjęcia, które Ty masz. Mogła bym je wykorzystać w tym poście.
UsuńDopiero od jakiegoś czasu zapoznaję się z gatunkiem "kryminały", dlatego dobrze wiedzieć po co w przyszłości sięgać :)
OdpowiedzUsuńJa natomiast wracam do ich czytania. Dobre kryminały to znakomita lektura.
UsuńZ chęcią sięgnę w wolnej chwili. W tym momencie jestem zawalona książkami.
OdpowiedzUsuńJak każda z nas. Ja też bym nie czytała, gdyby nie to, że przybyła do mnie.
UsuńTo coś dla mnie - muszę poszukać i przeczytać.
OdpowiedzUsuńPowodzenia.
UsuńTak. Literówki potrafią zepsuć dobry humor.
OdpowiedzUsuńNiestety zdarzają się wszystkim wydawnictwom.
UsuńZakazany autor, ciekawe :) Ja nadal nie mam nastroju na kryminały (wyjątek robię dla audiobooków), ale to rzeczywiście był dobry pomysł na upały, kiedy nie chce się myśleć ;)
OdpowiedzUsuńJa rzadko sięgam po te formę, ale nawet może trochę żałuje, że przedkładam jednak nad nie inny typ literatury i je traktuję marginesowo..
UsuńBrzmi ciekawi :) Ale literówek to ja nie lubię :/
OdpowiedzUsuńKurcze przeczytałabym tą książkę
OdpowiedzUsuńSpytaj w bibliotece.
UsuńJestem i podczytuję Cię systematycznie:-)
OdpowiedzUsuńAutora sobie zapiszę i przy najbliższej bytności w bibliotece poszukam.
OdpowiedzUsuńMnie też literówki i błędy drażnią w trakcie czytania, to przez ten rentgen w oczach.
On nie tak pisał, jak produkował swoje awanturnicze kryminałki. Sama jestem ciekawa ile ich u nas przetłumaczono.
UsuńNazwisko autora kojarzyłam ze Szkocją i wydawało mi się również znajome, no ale skoro kryminały to nie czytałam. Tutaj panowała przez lata niepodzielnie Agata w mojej biblioteczce i mojej lekturze. Ostatnio doszedł Akunin, ale generalnie obracam się w innych kręgach. choć nad Tamizę i do Tower chętnie powrócę.
OdpowiedzUsuńSzkocja to mi się kojarzy z Walterem Scottem, którego lubiłam czytać drzewiej i coś nawet jego mam.
UsuńGdyby można było szybciej czytać to powróciła bym do wielu książek kiedyś czytanych.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że mi się spodoba :)
UsuńPs. "Akcja tej niewielkiej książki dzieje się współcześnie autorowi" Nie potrafię zrozumieć sensu tego początku zdania
Powinna Ci się spodobać. Starałam się nie ujawnić więcej z fabuły książki ze względu na Ciebie, by Ci nie zabrać frajdy czytania.
UsuńWspółcześnie autorowi to w tym przypadku w latach 20-tych ubiegłego stulecia.
Książka w poniedziałek do Ciebie pofrunie.
Nazwisko pisarza znane, ale chyba nie czytałam jeszcze jego kryminałów.
OdpowiedzUsuń