piątek, 20 czerwca 2014

Wojenna narzeczona - Alyson Richman.


      Dzisiaj będzie o książce, na  którą natknęłam się kiedyś w bibliotece, a która już dawno powinna była do niej wrócić.  Czekała jednak aż coś o nie napiszę. I wreszcie się doczekała.




                Dwoje starszych ludzi spotyka się na weselu swoich wnuków w Nowym Jorku. Mężczyzna, dziadek pana młodego przyglądając się babce pani młodej ma nieodparte wrażenie, że kogoś mu przypomina. Kobieta nie przypomina go sobie, ale on nie rezygnuje i  po chwili drżącym głosem pyta : " Nie pamiętasz mnie?", i dopowiada: " Lenka, to ja Josef. Twój mąż". Tak zaczyna się snuć pełna ciepła i słów o miłości, ale i o cierpieniu opowieść dwojga ludzi, których zły los rozdzielił na samym początku wspólnego życia, by u progu życia pozwolić im znów się spotkać.

          We wspomnieniach Lenki widzimy Pragę u schyłku lat 30-tych. To wspomnienia o szczęśliwym, zamożnym domu, studiach na akademii sztuk pięknych i Josefie, bracie koleżanki, z którym połączyło ją najpiękniejsze uczucie jakim może obdarzyć się dwoje młodych ludzi. Ten czas jednak się kończy i zaczyna się opowieść o coraz trudniejszym bytowaniu Żydów, o prześladowaniu, zakazach i nakazach tylko ich tyczących, które sprawiają, że życie staje się koszmarem. We wspomnieniach Lenki Josef - licząc na to, że jako żona wyemigruje z nim i jego rodziną do Ameryki - oświadcza się o jej rękę i następuje ten najszczęśliwszy dzień w ich życiu, stają się mężem i żoną. Ale Lenka w obliczu coraz większego terroru ze strony niemieckiego okupanta, głucha na prośby męża podejmuje decyzję o pozostaniu w Pradze z rodzicami i siostrą a to kończy się dla niej obozem pracy w Terezinie, gdzie Niemcy przesiedlają wszystkich Żydów z Pragi. Stamtąd po dwu latach trafia do Auschwitz.
              Josef natomiast wspomina to co zaszło w jego życiu od wyjazdu z Pragi. Do Ameryki trafia sam. Jego rodzina ginie wskutek storpedowania przez niemieckiego U-boota statku, którym płynęli, i to już u wybrzeży Irlandii. Z Ameryki pisze do żony listy, ale one wracają do niego. Jakoś musi żyć a więc pracując stara się skończyć studia podjęte w Pradze i zostaje jak jego ojciec lekarzem, położnikiem. Poszukiwania Lenki, które długo i uporczywie kontynuuje przez Czerwony Krzyż, przynoszą tylko informację o tym, że trafiła do Auschwitz, co dało mu podejrzenie, że jego ukochana nie żyje. Spotyka Amalię i po trzech miesiącach znajomości biorą ślub. Małżeństwo z Amelią staje się ratunkiem dla nich obojga, gdyż znajdują się w identycznej sytuacji po stracie wszystkich bliskich. Pobierają się nie z miłości, ale bardziej z potrzeby, by nie czuć się zagubionymi w obcym świecie, wśród obcych sobie ludzi i mieć kogoś przy sobie, gdy zdarzy się im "dzień duchów", jak określała Amelia dzień, w którym dopadały ją przerażające wspomnienia z przeszłości
            
           Wojenna narzeczona Alyson Richman to smutna a jednocześnie poruszająca i wzruszająca opowieść o wielkiej romantycznej, ale i zmysłowej miłości, o rozstaniu i tęsknocie, a także  o holokauście i walce o ludzką godność w miejscach, gdzie ta godność była poniewierana. Opowieść ta napisana pięknym językiem zachwyciła mnie bardzo wywołując w trakcie czytania silne emocje i pobudzając równocześnie do refleksji nad losem narodu żydowskiego w ubiegłym stuleciu. 
            Gros wspomnień Lenki dotyczy pobytu jej i jej rodziny w Terezinie, ogromnym obozie pracy dla Żydów, gdzie panował głód i nędza a wynędzniali przypominający żywe trupy ludzi zapędzani byli do morderczej pracy, i z którego, gdy nie mieli już siły, by pracować wywożeni byli do Auschwitz, gdzie ginęli w komorach gazowych. W tych nieludzkich warunkach, jak wynika ze wspomnień Lenki trwała nie tylko walka o przetrwanie, organizowane jest również życie kulturalne, odbywają się koncerty i wystawiane są sztuki dla dzieci i dorosłych. Staje się to możliwe za sprawą determinacji ludzi kultury, którzy tam trafili. 
Można by dużo pisać na temat fabuły książki i tego co można z niej wynieść również dla siebie. Interesujące w książce jest to, że jej treść nie do końca jest fikcyjna, gdyż powstała na bazie wspomnień między innymi osób, które przeżyły pobyt w Terezinie, a ich nazwiska pojawiają się w książce.  Lenka i jej historia zainspirowana została również na prawdziwej postaci, jaką pisarka wspomina w powieści, a jest nią Dina Gottliebova, która przeżyła Auschwitz dzięki talentowi malarskiemu. Samo zaś spotkania po latach, takie jak książkowych bohaterów też miało miejsce. 
I to właśnie, że nie jest to tylko fikcja dodatkowo pociąga w tej urokliwej powieści o miłości,  życiu i sile determinacji pozwalającej mimo wszystko przetrwać czas zagłady.

       Kończąc post odniosę się do tytułu książki, gdyż trudno przejść obok niego obojętnie. The lost wife to tytuł oryginału. Niestety sama nie potrafię przetłumaczyć. Ale korzystając z tłumacza automatycznego znalazłam ten tytuł przetłumaczony dosłownie i brzmi on : Przegrana żona. Można by jeszcze zastosować tu synonimy : straconazabłąkanazaginiona,zagubiona czy może utracona, ale zawsze byłaby to jednak żona a nie narzeczona.
Skąd więc ta Wojenna narzeczona, która z treścią książki nie ma nic wspólnego? Trudno zgadnąć.


Dla porównania jeszcze okładka wydania anglojęzycznego.
Jakże w innym nastroju i klimacie. 


________________________________________________
Okładka wydania anglojęzycznego pochodzi ze strony .



20 komentarzy:

  1. Książka jest poruszająca i przygnębiająca, sprawiła, że na jakiś czas biorę wolne od tematyki holocaustu. Chociaż od czasu do czasu - nie mówię nie.
    Wydaje mi się, że polski wydawca nie chciał spojlerować. Nie wiem, czasami nie rozumiem na jakiej zasadzie tłumaczy się tytuły.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, że trochę przygnębia i trudno by często po takie pozycje sięgać.

      Usuń
  2. czasem mam ochotę na własnie takie romantyczne, poruszające historie, mimo że tematyki wojennej unikam jak ognia :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W zasadzie wojny w niej nie ma, jest tylko dość realnie przedstawione życie obozowe, ale ten realizm nie jest szokujący. Dlatego dobrze się jednak odbiera to co pisarka napisała o warunkach w jakich bytowano głównie w Terezinie.

      Usuń
  3. Kojarzę serial o takim samym tytule, tyle że całkowicie innej fabule. A ta książka? Hm, może być ciekawa, mimo tytułu. Ja bym się tu nie czepiała, bo ładniej to brzmi. I polska okładeczka bardzo ładna (w końcu tamci nie mogli sfotografować Auschwitz. W każdym razie chyba przeczytam, bo temat mi jak najbardziej odpowiada :)
    http://zakurzone-stronice.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też szukałam filmu, ale faktycznie jest, ale oparty na zupełnie innych wspomnieniach.
      A może to też nie Praga?

      Usuń
  4. Niedawno miałam ją w rękach w bibliotece i zrezygnowałam z jej pożyczenia, teraz koniecznie muszę na nią polować.

    OdpowiedzUsuń
  5. Na pewno przeczytam, lubię książki o takiej tematyce. Siła emocji, które rodzą się w warunkach wojny, wydaje się być stokroć większa niż w czasie pokoju, gdy na miłość zawsze jest dobry czas i nic jej nie stoi na drodze. A jednak bywa, że im łatwiej o uczucie, tym mniej w nim siły. Dlatego tak imponuje determinacja w walce o miłość, gdy nie jest to na nią dobry czas.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To książka, którą się szybko czyta a ponieważ wciąga bardzo to w dwa dni można ją przeczytać spokojnie.

      Usuń
  6. Książkę muszę polecić mojej zaczytanej babci :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Ksiażki nie znam, ale okładka z wydania anglojęzycznego ciekawsza. W tle Most Karola...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Okładka daje wyraz temu, jak różne spojrzenia można mieć na to jak wyrazić treść książki w obrazie.

      Usuń
  8. Książka idealnie trafia w mój gust czytelniczy:)
    Kolejna książka do niekończącej się listy...:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie sądziłam, że ja przeczytam, ale skoro była w bibliotece to skorzystałam, gdyż byłam jej ciekawa.

      Usuń
  9. Zaiste tytuł mylący. Natomiast Twoja recenzja nadzwyczaj zachęcająca.

    OdpowiedzUsuń
  10. I ja mam podobnie, jak mnie coś razi.

    OdpowiedzUsuń
  11. Ostatnio temat wojny w książkach mnie prześladuje, ale w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Przepiękna historia. A i obie okładki bardzo przypadły mi do gustu:)

    OdpowiedzUsuń

Każdy pozostawiony komentarz to balsam na moją duszę. Toteż za każdy serdecznie dziękuję i zapewniam, że czytam je z uwagą i staram się nie pozostawiać ich bez odpowiedzi.