czwartek, 22 maja 2014

Przemyślenia obyczajowe J. Fowlesa w "Kochanicy Francuza" .


źródło

        Czytając "Kochanicę Francuza"  zaznaczałam sobie co ciekawsze fragmenty jego różnych arcyciekawych  przemyśleń na różne tematy, ale rzadko w recenzjach cytuję autora więc i tym razem tego nie zrobiłam.

Jednym z takich fragmentów jest ten :

       "Wiktorianie uważali za właściwe traktować poważnie dziedzinę życia, którą my traktujemy dość lekko, a dawali wyraz swej powadze, pokrywając milczeniem sprawy seksualne, podobnie jak my wyrażamy swój stosunek do tych spraw w sposób wręcz odwrotny. Jednak te "sposoby" wyrażania są przecież ściśle umowne. Kryjące się pod nimi fakty pozostają niezmienne.
        Sądzę też, że popełnia się ogólnie jeszcze jeden błąd : stawia się mianowicie znak równania między wysokim stopniem ignorancji seksualnej a niskim stopniem seksualnej rozkoszy. Nie ulega dla mnie wątpliwości, że gdy usta Karola i Sary zetknęły się, żadna ze stron nie wykazała się zbyt wielkim kunsztem miłosnym, nie wyciągałbym jednak stąd wniosku o braku podniecenia seksualnego. W każdym razie znacznie ciekawszy jest stosunek matematyczny między pożądaniem a możliwością jego zaspokojenia. Tutaj znów moglibyśmy sądzić, że nasza sytuacja jest nieporównanie lepsza od sytuacji naszych pradziadków. Jednakże pożądanie uzależnione jest od tego, jak często się je budzi - nasz świat spędza moc czasu na zachęcaniu nas do kopulacji, gdy tymczasem rzeczywistość równie usilnie stara się nas sfrustrować. Nie jesteśmy aż tak sfrustrowani jak wiktorianie? Być może. Ale jeżeli człowiek jest w stanie zjeść tylko jedno jabłko dziennie, z pewnością nie powinien mieszkać w sadzie pełnym jabłoni - kto wie, może jabłka będą mu znacznie bardziej smakowały, gdy dostanie tylko jedno na tydzień.
       Wydaje się więc rzeczą bardzo prawdopodobną, że wiktorianie doznawali znacznie większej, bo rzadziej doświadczanej rozkoszy seksualnej aniżeli my, i że doskonale zdawali sobie z tego sprawę, wobec czego wybrali konwencję hamowania, tłumienia i przemilczania, aby rozkosz ta nie straciła na ostrości. Można by nawet rzec, iż wystawiając na widok publiczny to, co inni zaliczali do sfery najintymniejszej, staliśmy się stuleciem bardziej wiktoriańskim - w pejoratywnym znaczeniu tego słowa - niwecząc bowiem znaczną część tajemniczości, przeszkód, aury spraw zakazanych, zniweczyliśmy też znaczną część rozkoszy. Oczywiście nie można mierzyć porównawczo stopnia rozkoszy, ale może to lepiej dla nas niż dla wiktorianów, że nie można. Przy tym ich system dawał im premie w postaci nadwyżek energii. Owa zagadkowość, owa przepaść między mężczyznami i kobietami, która tak niepokoiła Karola, kiedy Sara usiłowała ją zmniejszyć, bez wątpienia była źródłem większej siły, a częstokroć i większej szczerości we wszystkich innych dziedzinach życia."



____________________________
*str. 309,310,311 książki przeze mnie recenzowanej
  


4 komentarze:

  1. Ciekawe spostrzeżenia:) Trudno powiedzieć jednoznacznie jak to jest, ale wiadomo, że tajemnica uwodzi:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Takie spostrzeżenia przewijają się przez książkę przez co czynią ją bardziej interesującą.
      A tu akurat bym się zgadzała z Fowlesem, gdyż seks, który obecnie traktowany jest jak sport jako zwykłe rozładowanie napięcia przestaje nieść w sobie te aspekty, które kiedyś były czymś co potęgowało pożądanie w dobrym tego słowa znaczeniu.
      Tego wszystkiego współczesne społeczeństwo, po rewolucji seksualnej z lat 60-tych ubiegłego stulecia, się pozbawiło.

      Usuń
  2. Oj, tak Jeke - tajemnica uwodzi. Ale książka zacna, a film na długo zapada w pamięć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dlatego kiedyś panów podniecała kostka stopy, albo nadgarstek, który wychyną z rękawiczki.

      Usuń

Każdy pozostawiony komentarz to balsam na moją duszę. Toteż za każdy serdecznie dziękuję i zapewniam, że czytam je z uwagą i staram się nie pozostawiać ich bez odpowiedzi.