Mam spore zaległości w prezentacji przeczytanych książek, nie piszę opinii tylko prezentacji, gdyż tylko tym mogę określić to co wypacam w stosunku do zamieszczanych na blogach czytelniczych recenzji i opinii. Im więcej wędruję po blogach i czytam zamieszczane na nich posty tym bardziej popadam we frustrację i tym gorzej mi się niestety pisze. Stąd i te zaległości.
Dzisiaj wreszcie kolejna książka przeczytana jeszcze w lutym. Książka z mojej biblioteczki, wydana przez Książkę i Wiedzę w 1981 roku w serii z Kolibrem.
źródło |
Wprawdzie Martin Zalacain, bohater książki, to postać fikcyjna, ale tło w jakim akcja książki się rozgrywa jest historyczne, gdyż jest nim pełna tragizmu, krwawa wojna domowa w Hiszpanii, jaka miała miejsce w drugiej połowie XIX wieku. Była to wojna kończąca okres wojen tzw. karlistowskich, nazwa ich wywodziła się od Don Carlosa, jednego z pretendentów do tronu Hiszpanii. A były to wojny, jak się dowiadujemy z posłowia "pomiędzy liberałami i konstytucjonalistami a zwolennikami monarchii absolutnej, pomiędzy centralistami, pragnącymi nowoczesnej, zjednoczonej i burżuazyjnej Hiszpanii a zwolennikami feudalnego decentralizmu".
Prio Barojao nie epatuje czytelnika jednakże wojną, lecz powiada w swej książce żywym, naturalnym i prostym językiem, który się odbiera bardziej jako formę mówioną niż literacką o kolejach losu młodego, pełnego temperamentu Baska, który urodził się w Urbi, w biednej chłopskiej rodzinie, bez szans na wykształcenie i lepsze życie niż wiodła jego rodzina. Wychowywany przez matkę, Martin, nauczyciela i prawie ojca znalazł w swym ciotecznym dziadku, zadeklarowanym indywidualiście, który nie tylko był samowystarczalny, ale miał specyficzne i wręcz cyniczne podejście do życia, a który zwykł mawiać:"Niech każdy pilnuje tego, co ma, i kradnie to co może" co było jego prospołeczną teorią, jaką zaszczepił swemu wychowankowi. Martin okazał się inteligentnym i pojętnym uczniem co sprawiło, że wyrósł na chwackiego i dzielnego młodzieńca, który już w wieku 16 lat zarabiał na swoje utrzymanie. Jego pełne brawury wyczyny znane były daleko i szeroko. Od wojny starał się trzymać z daleka, chociaż i wojaczki zakosztował, a swój spryt i odwagę wykorzystywał parając się przemytem broni, handlem a i złodziejstwem również co przyniosło mu nie tylko sławę ale również dobrobyt.
Bohater Baroji to postać niezwykle pasjonująca, taki wzbudzający ogólną sympatię i podziw, jak i uczucia u seniorit, szaławiła i awanturnik, którego jedynym odwiecznym wrogiem był brat wybranki serca, Cataliny. Wrogość ta wynikała z zadawnionej waśni rodzinnej, jaka trwała od wieków między rodzinami Martina i Cataliny. Mimo różnych przeciwności Catalina zostaje w końcu jego żoną, chociaż na krótko, gdyż w wieku 24 lat ginie on, wprawdzie nie z rąk, ale jednakże za przyczyną swego nieprzejednanego wroga, który mu nie darował małżeństwa z siostrą.
"Burzliwy żywot Baska Zalacaina" to śmiało można rzec pełna uroku, epicka ballada, której bohater po wielu barwnych przygodach wprawdzie zdobył wszystko co chciał zdobyć, ale zginął młodo pozostawiając po sobie pamięć uwiecznioną nie tylko w nagrobnym w epitafium :
"W grobie cichym tu spoczywa
Martin Zalacain - Waleczny.
Śmierć wzięła odwet konieczny,
choć był dzielny - sprawiedliwa.
Wśród Basków trwać będzie wieczna
pamięć o nim ciągle żywa,
i choć te zwykłe nazwiska
księga historii pomija,
przechodniu z jego plemienia,
zdejm czapkę - chwała nie mija! "
"Burzliwy żywot Baska Zalacaina" mimo lekkiego, balladowego stylu, zawierający pieśni sławiące czyny Basków, a także różne opowiastki z ich życia ukazujące ich naturę, wprowadza również czytającego w XIX wieczny świat Basków, którzy, jak się okazuje różnią się niepomiernie od Hiszpan. Baskowie, jeden z najbardziej tajemniczych narodów Europy, zamieszkujący wokół zatoki Biskajskie j/ Hiszpania i Francja/ zawsze cenili sobie niezależność i do dzisiaj walczą o swoje prawa do autonomii. Odgrywali ważną rolę w historii Hiszpanii i to nie tylko w wojnach domowych, ale jak pisze Pio Baroja "Baskowie, zgodnie ze swą wrodzona skłonnością, stawali w obronie staremu przeciwko temu, co nowe. Zawsze tak było. Zawsze po stronie starego obyczaju i .... przeciwko nowym ideom". Toteż w wojnach karlistowskich stali po stronie karlistów chcących zachować feudalny decentralizm, który zapewniał im odrębność prawną i przywilej, jakie Kraj Basków i Nawarra posiadały.Niestety przegrali. Sam Pio Baroja był agnostykiem i zaciętym antyklerykałem co stawiało go po stronie liberałów i takim, nie zewnętrznie, gdyż związany z kościołem, ale w głębi duszy, liberałem i antyklerykałem był bohater jego książki, Martin Zalacain.
Książkę czytało mi się łatwo i z dużą przyjemnością, a sprawił to właśnie między innymi prosty, lekko krotochwilny styl, jakim posługiwał się Baroja, o którym pisałam wcześniej, ale przede wszystkim interesująca i pełna fantazji postać bohatera oraz jego niewiarygodne, pełne przygód życie.
Była to moja pierwsza książka hiszpańskiego pisarza, ale nie ostatnia równie być może i Baroji, gdyż Hiszpanie to intrygujący naród i tak różny od nas, że warto ich poznać bliżej.
Książkę przeczytałam w ramach wyzwań :
Książkę czytało mi się łatwo i z dużą przyjemnością, a sprawił to właśnie między innymi prosty, lekko krotochwilny styl, jakim posługiwał się Baroja, o którym pisałam wcześniej, ale przede wszystkim interesująca i pełna fantazji postać bohatera oraz jego niewiarygodne, pełne przygód życie.
Była to moja pierwsza książka hiszpańskiego pisarza, ale nie ostatnia równie być może i Baroji, gdyż Hiszpanie to intrygujący naród i tak różny od nas, że warto ich poznać bliżej.
Książkę przeczytałam w ramach wyzwań :
Moja droga, zacznę od tego, co napisałas na początku. Nigdy, przenigdy nie czuj się źle czytając posty na innych blogach! Każda osoba jest inna, są takie które mogą poświęcić blogowaniu i czytaniu mnóstwo czasu, są takie, które postrafią naprawdę szybko czytać. Nie znaczy to jednak że ich blogi są automatycznie lepsze. Sama przestałam odwiedzać nawet kilka bardzo znaych bo nier odnajduję w nich niczego innego jak tylko nieustanną gonitwę a do Ciebie zawsze wracam z przyjemnością. Nie ma powodów byś czuła się źle ze względu na Twoje recenzje. Tak, to zdecydowanie są recenzje i choćby ta jest najlepszym przykładem na to, że są one nie tylko wnikliwe ale i bardzo ciekawe. Jeśli mi nie wierzysz, to zaufaj portalowi nakanapie, który nie powierzyłby Ci książki, gdyby nie był przekonany do Twoich umiejętności.
OdpowiedzUsuńWiesz i ja czasem się na tym łapię że się gonię i martwię czy "wyrobię" z recenzją kolejnej książki. Jakby świat miał się zawalić, jeśli napiszę ją nawet kilka dni później. Nasze blogowanie ma być przyjemnością, musimy to sobie stale przypominać. :-)
Co do samej książki to zainteresowała mnie jej tematyka. Pewnie trudno będzie ją zdobyć bo ani biblioteki w okolicy dobrej nie mam ani z czegoś takiego jak Finta skorzystać nie mogę. Ale tytuł sobie odnotowałam, może jeszcze będzie okazja...
U@alison2 umiesz dziewczyno podnieść mnie na duchu. Ktoś może odniósłby wrażenie, że się napraszam pochwał, ale to tak nie jest, po prostu tak czuję. Cała rzecz polega na tym, że przy pisaniu brakuje mi słów do wyrażania myśli.Wychodzi moje oderwanie od literatury i nie tylko przez mnóstwo lat, gdy nie miałam ani czasu ani chęci, z różnych przyczyn do czytania. Oczywiście mówię sobie, że nic nie muszę, a przede wszystkim nie muszę dużo pisać. Ale to sie tak tylko mówi, a chciałoby się co innego.
UsuńA jeżeli chodzi o recenzję dla portalu nakanapie.pl to "Ojca" przeczytałam i już się martwię, jak ja te recenzje napiszę, gdyż łatwo nie będzie bo to nie powieść, a wynurzenia zresztą bardzo interesujące.
To prawda, ja też sobie powtarzam że nie muszę a jednak mnie coś "ciśnie". Nie lubię tego stanu bo nie po to zakładałam bloga by się udręczać. Jednak trudno jest tak z miejsca powiedzieć sobie że już się nie przejmuję... Ale trzeba próbować, inaczej blogowanie stanie się bardziej przykrym obowiązkiem niż przyjemnością.
UsuńCo do Ojca to ja już dawno temu pisałam do niego recenzję. Już nie do końca pamiętam co tam pisałam, i nie twierdzę że jest wyjątkowo dobra ale ... może akurat Cię zainspiruje więc zapraszam :-)
Dziękuję, przeczytam, gdyż taka inspiracja pobudzi moje myślenie.)
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńMoże i masz rację z tą deprechą. Może jak zaświeci w końcu słońce to zacznę bardziej pozytywnie myśleć. A do Baska wróć bo warto.)
UsuńDopisuję się do koleżanek wyżej - każdy jest inny, każdy inaczej pisze, a ja również nie lubię blogów, gdzie książki czyta się na wyścigi, zasypuje tylko nowościami i pisze jakieś enigmatyczne oceny, bo mam wrażenie, że pisanie o tym jaka to książka jest fajna jest na siłę i pod recenzję dla wydawcy.. Nie ma co się porównywać, bo każdy pisze inaczej i tyle :) Chociaż przyznam, że często myślę podobnie o sobie :) I podobnie jak Ty - szczerze, a nie po to by słuchać zapewnień że jest inaczej. Ale może to też ta zima :) Trzymam za nas obie kciuki zatem :) hi hi
OdpowiedzUsuńJuż mi ulżyło, że to nie tylko ja czasami poddaję się takiej niskiej samoocenie.)
UsuńŚwietna recenzja i przede wszystkim ciekawą książkę wzięłaś na warsztat. Uwielbiam takie tematy. Już czuję, że jeśli po nią sięgnę, to albo bardzo mi się spodoba, albo wręcz bardzo przeciwnie :)
OdpowiedzUsuńDziękuję za miłe słowo. Wyciągam po trochę z półki to co mam już od lat i aż się prosi by zostać w końcu przeczytanym.
UsuńMyślę, że raczej spodobała by Ci się. Z pewnością wyciągnąłbyś z niej wiele innych walorów, o których ja nawet nie wspomniałam. A wtedy chętnie by przeczytała to co byś napisał.)
Jest już na liście. Co z tego, skoro lista równie długa, jak droga Polski do normalności :)
UsuńTo podobnie jak u mnie. Biblioteka spuchła, a przeczytanych książek nie ubywa.)
UsuńMam tę książkę w swoich zbiorach, gdyż zbieram pozycje wydane w ramach serii Koliber. Na pewno kiedyś przeczytam.
OdpowiedzUsuńMoja się doczekała czytania to może i Twoja też się doczeka.
Usuń