sobota, 15 lutego 2014
Wino śliwkowe - Angela Davis- Gardner - opowieść z nutą orientu.
Książkę, o której dzisiaj piszę czytałam jeszcze w ubiegłym roku a zdobyłam ją za zgromadzone z wymian punkty na portalu finta.pl. Przyciągnęła mój wzrok tytułem a także okładką w orientalnym stylu, a po przybliżeniu sobie treści pomyślałam, że spodoba mi się więc podjęłam decyzję na tak.
Jest rok 1965. Barbara jest młodą Amerykanką, która przebywa na rocznym kontrakcie w Japonii, gdzie jest wykładowcą języka angielskiego w Kodaira College, szkole dla młodych Japonek.W nowym środowisku kulturowo zupełnie odmiennym, niż to z którego sama się wywodzi, czuje się bardzo osamotniona toteż pociechą dla niej jest nawiązanie serdecznej więzi z jedną z wykładowczyń w tym samym collegu, Michi Nakamoto. Michi jednak nagle umiera a jej śmierć jest dla Barbary ciosem, gdyż była ona jedyną przyjazną jej duszą wśród japońskiego grona wykładowczyń, a ponieważ była osoba samotną razem spędzały sporo czasu, a to sprawiało, że Barbara nie czuła się tak całkiem wyobcowana wśród obcych i nie do końca życzliwie nastawionych do siebie osób.
Mimo przyjaźni jaką Michi do niej żywiła Barbara jest zaskoczona jej testamentem, w którym czyni ją spadkobierczynią swej komody tansu, komody, w której jak sama kiedyś powiedziała Barbarze mieści się cała jej historia.
Niewielka komoda, trzy szufladowa, posiadająca wzory śliwkowego kwiecia na okuciach okazuje się być komodą na wino, w której znajdują się rzędy butelek z winem śliwkowym, które w większości wyprodukowała sama Michi. Każda z butelek owinięta jest grubym ryżowym papierem, przewiązanym sznurkiem i opieczętowanym czerwonym woskiem i oznaczona datą, a każda data to jeden rok z życia Michi. By poznać historię swej zmarłej przyjaciółki zapisaną jej ręką na papierze ryżowym Barbara musi znaleźć tłumacza. Więc gdy poznaje Seji i ten proponuje, że będzie jej tłumaczył zapiski Michi wydaje jej się, że to doskonały pomysł. Ale Seji, z którym połączy ją również uczucie, okaże się z pewnych, istotnych dla siebie, dla swojego honoru przyczyn, niewiarygodnym tłumaczem i to stanie się powodem wielu nieporozumień między nimi, gdyż Barbara nie potrafi zrozumieć postępowania kochanka i czuje się oszukana.
"Wino śliwkowe" byłoby tylko zwykłym, dobrze się czytającym romansem osadzonym w świecie orientu, świecie nie tylko kwitnącej wiśni, ale również śliwki i pięknych legend o kobiecie o twarzy lisicy, gdyby nie poznawana razem z Barbarą pełna tragizmu przejmująca historia Michi, która przeżyła w Hiroszimie koszmar po zrzuceniu przez Amerykanów bomby atomowej i tego jaki to potworne wydarzenie miało wpływ na jej późniejsze życie. Ta historia i w ogóle wszystko co dotyczy wspomnień również samego Seji dotyczących tamtego dnia, czyli 6 sierpnia 1945 roku, to najciekawsza część książki i choćby tylko dla niej uważam, że warto ją przeczytać. To straszne wydarzenie odbiło się w różny sposób na tych, którzy go przeżyli i zostali nim naznaczeni już na całe życie do tego stopnia, że nawet nie przyznawali się do tego, że pochodzą z Hiroszimy.
Książka przyciągnęła mój wzrok nie tylko intrygującym tytułem, ale i delikatną japońskością okładki, która zapowiadała, że będę mieć do czynienia z tym co mnie w kulturze japońskiej pociąga i fascynuje. I nie zawiodłam się. A poza tym czytało mi się ją dobrze, gdyż fabuła jej przeplatana wspomnieniami Michi i Seji intrygowała, wciągała a momentami również wzruszała.
Mankamentem książki jednak jest niedbałe tłumaczenie, czego tylko jednym z przykładów jest choćby to, że matka bohaterki rozmawiając z nią przez telefon zwie ją Baśką, co mi aż zazgrzytało.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Fabuła całkiem, całkiem ale niezbyt lubię orientalne klimaty ;) Kto wie, może po tej książce bym się do nich przekonał?
OdpowiedzUsuńNie namawiała bym Cię specjalnie.
UsuńPrzyjemna lektura na wieczór z lampką wina w ręce. Tak mi się wydaje:)
OdpowiedzUsuńDokładnie tak.
UsuńCałkiem miło się zapowiada. Polecę ją mamie, lubi takie książki :)
OdpowiedzUsuńMyślę, że podobała by się jej spodobała.
UsuńNie bardzo mi po drodze z romansami. A jeszcze piszesz o niedoróbkach - to w ogóle be :(
OdpowiedzUsuńKiepskość tłumaczenia się czuje to fakt, ale sama historia bohaterki w połączeniu z obrazkami z Hiroszimy jest interesująca.
UsuńTo może jednak się skuszę, ale jeszcze nie teraz :)
UsuńNie wiem czy przeczytam....
OdpowiedzUsuńMoja miła, gdybyśmy chciały przeczytać wszystko co inni czytali........
UsuńZnajomość Wittlina to zasługa profesora wykładającego u mnie literaturę. :) Jeśli chcesz przeczytać, to koniecznie sprawdź biblioteki! A jeśli bardzo Ci zależy, to podaj adres mailowy - mam wersję "Soli ziemi" w wordzie i z przyjemnością Ci ją prześlę. :) :)
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci bardzo za zaoferowanie pomocy. Wykukałam tanio na allegro i pewno sobie ją kupię. Jest jeszcze jego "Mój Lwów" .Szkoda tylko, że nie u jednego antykwariusza.
UsuńTa książka leży mi na półce od lat. Zawsze w zapasie, ale jakoś nie mogę się do niej zmobilizować. A teraz, kiedy się okazuje ze jest tam opowieść o Hiroszimie, jeszcze mniejszą mam na nią ochotę.
OdpowiedzUsuńZachęcam Cię jednak do przeczytania. To sympatyczna lektura a wspomnienia wydarzeń w Hiroszimie wzbogacają ją.
UsuńNie wiem, co takiego jest w słowie śliwka, ale już samo to słowo wzbudza we mnie miłe skojarzenia, podobnie, jak wino śliwkowe, które piłam po raz pierwszy w bardzo miłej oprawie. Co prawda, ani japońskie klimaty, ani gatunek nie bardzo do mnie przemawiają, ale te ciekawostki o których piszesz sprawiają, iż jeśli wpadnie mi w ręce nie powiem nie.
OdpowiedzUsuńŚliwki kwitnące na początku lutego. Biało różowy delikatny kwiat, gdy wokół czasem jeszcze śnieg. Trudno to sobie wyobrazić.
UsuńTe orientalne akcenty mnie przekonują. Lubię tego typu historie, a w egzotycznej scenerii nawet romans smakuje lepiej. ;)
OdpowiedzUsuń