sobota, 24 września 2016
"Trzeba wykonywać zwyczajne rzeczy z nadzwyczajną miłością" - "Matka Teresa" - Cristina Siccardi.
Za nami kanonizacja niezwykłej kobiety, kobiety wielkiej duchem, która całe swoje życie poświęciła najuboższym z ubogich, a która swą niespożytą energię i siłę czerpała, jak sama to potwierdzała niejednokrotnie, z wytężonej modlitwy.
Ten wielki akt zaliczenia w poczet Świętych kościoła katolickiego Albanki, Agnesë Gonxhe Bojaxhiu, znanej jako Matka Teresa z Kalkuty stał się dla mnie okazją, by powrócić do przeczytanej już wiele miesięcy temu jej autobiografii :
i ją krótko zaprezentować.
Biografię tę nabyłam sobie chyba dwa lata temu na kiermaszu, który sama prowadziłam, a napisała ją Cristina Siccardi, posiadająca doktorat z filologii nowożytnej o kierunku historycznym, która pisze do różnych periodyków o charakterze kulturalnym i religijnym przy czym specjalizuje się w biografiach.
Nie czytałam innych książek poświęconych Matce Teresie, ale w zasadzie po przeczytaniu tej nie widzę nawet takiej potrzeby, gdyż Siccardi ukazała ją, obecnie już Świętą, w sposób nie tylko bardzo zajmujący, ale przede wszystkim w bardzo wyczerpujący. W książce swej wykorzystała ona listy, jakie ta święta zakonnica pisała i otrzymywała, a w tym niepublikowaną do tej pory korespondencję z rodziną, co znakomicie podniosło walory poznawcze tej biografii, gdyż dzięki zawartym w książce fragmentom korespondencji miałam możliwość poznania stanów emocjonalnych przeżywanych przez Matkę Teresę w trakcie wielu lat swej posługi ubogim a także szerzenia idei chrześcijańskiego miłosierdzia w świecie.
Siccardi pokazała nam drogę jaką przebyła Matka Teresa od narodzin po śmierć. Dzięki tej książce, której podtytuł brzmi "Wszystko zaczęło się w mojej ziemi" miałam możliwość poznania chociaż po części również Albanii z jej dramatyczną historią współczesną, kraju, do którego Matka Teresa - po zapanowaniu w nim komunistycznej nocy - nie miała wstępu. Po wyjeździe do Irlandii, gdzie odbywała nowicjat i przygotowywała się do pobytu w Indiach już nigdy nie zobaczyła swych bliskich przy czy pierwszy kontakt listowy nawiązała z bratem po 15-tu latach, w których jej matka nie miała wiedzy co się z jej córką dzieje. Do samej Albanii powróciła dopiero po zmianach politycznych, gdy znów zaczęto otwierać kościoły i mogła tam również otwierać domy miłosierdzia.
Wszystko zaczęło się w Albanii, w domu rodzinnym Anjeze Gonxhe Bojaxhiu, za przyczyną wychowania jakie otrzymała ona od swej niezwykłej matki, Drane Bernaj Bojaxhiu, kobiety o szlacheckim pochodzeniu, która sama ogromnie religijna ukształtowała swą córkę w duchu miłości do Boga i do ubogich. Decyzja Anjeze o wstąpieniu do klasztoru była jednak ciosem dla jej matki, która co dopiero pożegnała jedynego syna w związku z jego wyjazdem na studia do Austrii. Z początku była przeciwna jej powołaniu do bycia misjonarką, gdyż nie chciała jej utracić, ale widząc determinację Anjeze wyraziła zgodę pod warunkiem, że ta należeć będzie tylko do Boga i do Chrystusa. Po latach, gdy Gonxhe, jako loretanka, zaczęła pracować w szkole w Kalkucie ucząc panienki z zamożnych rodzin a nawet została powołana na dyrektorkę tej szkoły matka zaniepokojona sukcesem córki nie omieszkała ją upomnieć przypominając, w liście z 1938 roku, o tym dla kogo do Indii pojechała.
"Mama Drane wskazała jej drogę. Co robi siostra Teresa? Uzyskała dyplom, jest profesorką, dyrektorką? Przez wszystkich szanowaną i cenioną. A ubodzy, dla których przybyła do dalekich Indii? Co z nimi? Słowa matki wstrząsnęły nią do głębi".[str.97] I już w trakcie wojny miała okazję rozpocząć swą misję. Ale dopiero w 1946 roku, gdy jechała pociągiem do Dardżylingu na coroczne rekolekcje, po raz pierwszy Chrystus wezwał ją do pełnienia misji miłosierdzia. "Głos" mówił jej, że ma opuścić Instytut Sióstr Loretanek i oddać się całkowicie ubogim. I tak zaczęła się mistyczna droga siostry Teresy, jako Matki Teresy z Kalkuty. Droga usłana różami i cierniami. Droga, w której czuła obecność Boga w swoim życiu i również doświadczyła wielkiej ciemności, gdy Bóg wydawało się zamilkł.
Cristina Siccardi pisze o Matce Teresie jako o kobiecie i wielkiej mistyczce a także poetce, która mądrość mieszkającą w swym sercu potrafiła pięknie wyrazić w myśli, z której teraz korzystamy, i w poezji, ale przede wszystkim w działaniu. Ukazuje czytelnikowi jej niezwykłą inteligencję i ogromną charyzmę a zarazem wielką skromność, które sprawiły, że znał ją i podziwiał cały świat. Książka pozwoliła mi poznać całe dzieło życia tej wielkiej świętej zakonnicy i aż trudno mi było momentami uwierzyć, że ta drobna - wydawałoby się krucha - kobieta potrafiła wykazując niesamowity hart ducha, przekraczający nawet jej możliwości fizyczne, uczynić tak wiele dla innych.
Szczerze zachęcam do sięgnięcia po tę pozycję biograficzną. Jest interesująca, a ponieważ napisana jest z wielkim polotem, wynikającym z dużej wiedzy jej autorki bazującej na dużej liczbie materiałów, świetnie się ją czyta...trudno się od niej oderwać a dogłębne poznanie tej świetlanej postaci, na tle naszej współczesności, wiele daje samemu czytającemu pobudzając do pogłębionej refleksji. A także pozwala czerpać całymi garściami z przeogromnego bogactwa duchowego jej bohaterki, Matki Teresy z Kalkuty. Ja tak ją odebrałam i chętnie do jej kart powracam.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
To była niezwykła postać. Mimo że nie czytam biografii, to zrobię wyjątek dla tej, o ile trafi w me ręce.
OdpowiedzUsuńJest z pewnością wiele innych biografii, ale ta mi bardzo odpowiada.
UsuńOj nie do końca ta matka Teresa była taka święta.
OdpowiedzUsuńA co tak bez podpisu.
UsuńPostać Matki Teresy wzbudza tak wiele kontrowersji, że już sama nie wiem w co wierzyć.
OdpowiedzUsuńZaczęła wzbudzać kontrowersje dopiero, gdy Kościół ją beatyfikował.
UsuńJakoś wcześniej, przez wiele, wiele lat nic złego na jej temat nie słyszeliśmy, ani nie czytaliśmy....była szanowana, doceniana była jej działalność przez ONZ, otrzymała nagrodę Nobla. To jak się maja do tego jakieś sensacyjne informacje upubliczniane przez pewnego Kanadyjczyka. Komuś się nie podoba, że Kościół stawia nam wzory ludzi, którzy żyją dla innych.
Trzeba myślę najpierw samemu zdobyć wiedzę z dobrych źródeł, by nie dać się "skołować" celebrytom typu Pani Młynarska. Musimy się zastanawiać, gdzie szukać autorytetów.
Przecież Siccardi chyba nie zakłamywała postaci Matki Teresy i jej historii, bo i po co. Polecam Ci tę książkę Aniu, bo się świetnie ją czyta i jest kopalnią wiedzy o swej bohaterce i jej działalności.
Chętnie przeczytałam Twoje streszczenie biografii, gdyż własnie wczoraj czytałam o M.Teresie w książce Sz. Hołowni....dawno temu czytałam Jej biografię. Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńMiło mi.
UsuńI ja Cie pozdrawiam.