Nareszcie kum Andrzej, wierny przyjaciel osieroconej rodziny, wyrobił Antkowi miejsce u kowala, w drugiej wsi. Jednej niedzieli poszli tam z wdową i chłopcem. Kowal przyjął ich niezgorzej. Wypróbował chłopca w rękach i krzyżu, a widząc, że na swój wiek jest wcale mocny, przyjął go do terminu bez zapłaty i tylko na sześć lat.
Straszno
i smutno było chłopcu patrzeć, jak płacząca matka i stary Andrzej
pożegnawszy jego i kowala skryli się już za sadami idąc z powrotem do
domu. Było mu jeszcze smutniej, kiedy spał pierwszą noc pod cudzym
dachem, w stodółce, między nie znanymi sobie chłopakami kowala, którzy
zjedli jego kolację i jeszcze dali mu do snu parę kułaków na zadatek
dobrej przyjaźni.
A kiedy na drugi dzień rano ze świtem poszli gromadą do kuźni, gdy
rozniecili ognisko, Antek począł dąć pękatym miechem, a inni, śpiewając z
majstrem Kiedy ranne wstają zorze, poczęli
kuć młotami rozpalone żelazo — w chłopcu zbudził się jakby nowy duch.
Dźwięk metalu, rytmiczny huk, pieśń, której aż las odpowiadał echem —
wszystko to upoiło chłopca… Zdaje
się, że w sercu jego aniołowie niebiescy naciągnęli kilka strun nie
znanych innym chłopskim dzieciom i że struny te odezwały się dopiero
dziś przy sapaniu miecha, tętnieniu młotów i pryskających z żelaza
iskrach.
Ach, jaki by z niego był dziarski kowal, a może i
co więcej… Bo chłopak, choć nowa robota podobała mu się okrutnie, wciąż
myślał o swoich wiatrakach.
Kowal,
dzisiejszy opiekun Antka, był człowiek nijaki. Kuł żelazo i piłował je
ani źle, ani dobrze. Czasami walił chłopców, aż puchli, a najwięcej dbał
o to, żeby się zbyt prędko nie wyuczyli kunsztu. Bo taki młodzik
wyszedłszy z terminu mógłby pod bokiem swemu rodzonemu majstrowi kuźnię
założyć i zmusić go do staranniejszej roboty!…
Na
drugim końcu wsi mieszkał wielki przyjaciel kowala — sołtys, który w
zwykłe dnie prawie nie odchodził od pracy, ale gdy mu co kapnęło z
urzędu, rzucał gospodarstwo i szedł do karczmy mimo kuźni. Bywało tego
raz albo i dwa razy na tydzień.
Idzie sobie tedy sołtys z zapracowanym na urzędzie groszem pod sosnową wiechę i niechcący zbacza do kuźni.
— A
tak — odpowiada sołtys. — Takem ci się zgadał w kancelarii, że muszę
choć odrobinę zęby popłukać. Może pójdziecie i wy od tego kurzu?
—
Ma się rozumieć, że pójdę, przecie zdrowie jest najpierwsze —
odpowiadał kowal i nie zdejmując fartucha szedł wraz z sołtysem do
karczmy.
A
kiedy już raz wyszedł, mogli chłopcy na pewno gasić ogniska. Żeby
robota była najpilniejsza, żeby się walił świat, ani majster, ani sołtys
przed wieczorem nie wyszli z karczmy, chyba że sołtysowi narzuciła się
jaka urzędowa czynność.
_______________________________________
Zdjęcia przedstawiają kuźnię w mojej miejscowości, która dzisiaj służy za skład, ale w czasach mojej młodości, a może i dłużej spełniała swoją funkcję, a do dzisiaj jeszcze o byłym, a żyjącym jeszcze jej właścicielu mówi się kowal, chociaż to raczej jego ojciec był faktycznie kowalem a on mu pomagał.
Fragment z "Antka" Bolesaława Prusa pochodzi ze strony wolne lektury.pl
Niedaleko Lublina, w Wojciechowie, jest muzeum kowalstwa i co roku odbywają się warsztaty, więc tradycja nie ginie:
OdpowiedzUsuńhttp://www.gokwojciechow.pl/kowalstwo/ogolnopolskie-imprezy-kowalskie/108-ogolnopolskie-warsztaty-kowalskie
A wybrany przez Ciebie piękny fragment z "Antka" upewnia mnie w przekonaniu, że mój pomysł, by przeczytać po raz kolejny "Lalkę" jest bardzo dobry. :)
Proza Prusa zachwyca, to prawda i warto do niego wrócić.
OdpowiedzUsuńDziękuję za link.
Proza Prusa zachwyca, zgadzam się. W zeszłym roku czytałam "Placówkę", a dwa lata temu powtórzyłam sobie "Lalkę" :)
UsuńKiedy czytam takie fragmenty jak ten, zawsze mi smutno, bo ci oddawani do terminu chłopcy byli tacy młodzi. Byli jeszcze dziećmi. Gdyby żyli w naszych czasach, uczyliby się jeszcze w szkole podstawowej i w gimnazjum...
To gorzka prawda. Dzieci z nizin społecznych wieku XIX i pewno do połowy XX wiodły żywot nie do pozazdroszczenia. Dzisiejszym dzieciom jednakże też czasem nie ma czego zazdrościć i to u nas w kraju, nie tam gdzie zacofanie jeszcze i bieda.
UsuńRacja w Wojciechowie byłam kilka razy co roku odbywa się tam świetna impreza :)A "Antka" czytałam w tamtym roku w celu odświeżenia :)
OdpowiedzUsuńPomyśle o skompletowaniu dzieł Prusa, chyba powinno się w domu je mieć.Może tanio jakieś stare wydanie by się trafiło w jednakowych okładkach. Gdyż pojedyncze książki mam.
Usuńuwielbiałem Prusa :-)
OdpowiedzUsuńTo ciekawe, ale mojemu synowi bardzo podobała się "Lalka".
UsuńCiekawe jak długo ten zabytek się uchowa. Świetny fragment do zdjęcia:)
OdpowiedzUsuńDopóki młodzi gospodarze nie postawią sobie nowego budynku gospodarczego, chyba, że im nie pozwolą. Sama jestem ciekawa, muszę kiedyś zagadać w tej sprawie.
UsuńBardzo klimatyczne miejsce :)
OdpowiedzUsuńTeksty Prusa są wspaniałe! Gratuluję pomysłu na post, taki klimatyczny, tak swojsko się u Ciebie zrobiła. Kuźnia - cudeńko!
OdpowiedzUsuńTyle razy koło niej przechodziłam i nagle mnie olśniło. Jeszcze tylko dopasowałam tekst nawet nie pamiętając, że w "Antku" taki piękny fragment się znajduje.
UsuńJa też uwielbiam Prusa!
OdpowiedzUsuńPrusa swoją droga uwielbiam, ale mój ukochany, nieżyjący od lat dziadek był kowalem, cieszył się we wsi ogromnym szacunkiem. A kuźnię pamiętam doskonale do dziś. To jedne z tych wspomnień, które nigdy nie zbledną. Szkoda, że nie wrócą.
OdpowiedzUsuńSzkoda. I ta kuźnia pewno kiedyś zniknie.
Usuń