środa, 1 czerwca 2016

"Baśnie" Andersena........nie tylko z okazji Dnia Dziecka....

   


           Od jakiegoś czasu nosiłam się z zamiarem napisania tego postu a inspiracją dla niego był fakt odkrycia w mojej biblioteczce starego, a nawet można powiedzieć, że bardzo starego wydania Baśni Andersena. Ale jakoś mi schodziło i dopiero impulsem stała się propozycja Gosi Zielono Mi bym wzięła udział w polecankach z okazji Dnia Dziecka poprzez stworzenie krótkiego wpisu polecającego jakąś lekturę dla dzieci, który stałby się częścią jej wpisu.  Wychowana na bajkach, baśniach, klechdach i legendach -   w tym również  na tych najbardziej znanych Baśniach Hansa Christiana Andersena, jak : Calineczka, Dziewczynka z zapałkami, Księżniczka na ziarnku grochu, Brzydkie kaczątko, Królowa śniegu, Słowik czy Ołowiany żołnierz  - pomyślałam, że ponieważ jego Baśnie są ponadczasowe pod względem przekazywanych wartości to właśnie one będą tą książką - dla dzieci młodszych, którym się czyta i starszym, które już czytają same - którą ja polecę.

        W swojej biblioteczce posiadam trzy wydania Baśni tego króla bajek, którego w świat baśni jako pierwsza wprowadziła babcia. To pierwsze wydanie pochodzi aż z 1898 roku i pod tytułem Baśnie i powiastki Andersena zostały wydane w Poznaniu - drukiem i nakładem Jarosława Leitgebra. Książka jak wskazuje podtytuł skierowana była Dla młodego wieku. Niestety jest ona w rozsypce, ale zawiera 15 baśni kompletnych i cztery z sześciu ilustracji.....:   




Nie bardzo kojarzę skąd się ten egzemplarz z końca XIX wieku u mnie znalazł, ale prawdopodobnie to spuścizna po wujku, bracie taty, który kiedyś tu, gdzie teraz ja, mieszkał. A znalazłam ją pewno jak kilka innych na strychu.

            Drugie wydanie Baśni jakie posiadam pochodzi z 1976 roku, czasu gdy książki zdobywało się spod lady jako coś za coś. I tak było własnie w mojej sytuacji. Ogromnie chciałam mieć te trzy tomy wydane przez PIW i udało mi się.  Zdobyłam już siódme ich wydanie dzięki temu, że siostra mojego klienta pracowała w księgarni i na dodatek była tam kierowniczką. Kosztowały niebagatelną,  jak na moje możliwości wówczas,  kwotę, bo aż 350 zł a ja nie wiem czy już zarabiałam te słynne socjalistyczne 2000 zł - czy się stoi czy się leży 2000 się należy.




To wydanie Baśni Andersena tłumaczyli Stefania Beylin i Jarosław Iwaszkiewicz a ilustrował Janusz Stanny. Muszę się przyznać, że wówczas, gdy wzięłam po raz pierwszy te trzy książki do ręki ilustracje w nich zamieszczone nie zachwyciły mnie...były jak dla mnie zbyt abstrakcyjne. Dzisiaj odbieram je zupełnie inaczej.

          I trzecie wydanie. To pochodzi z 1985 roku, w tym roku urodziłam swoje pierwsze dziecko więc oczywiście ta książka była kupowana dla dzieci. A czytywałam im sporo. Wydana przez Wydawnictwo Poznańskie prawdopodobnie na bazie wydania PIW-u z 1971 roku....ci sami tłumacze, ale ilustrowana skąpo i raczej koszmarnie.
Mimo twardych okładek widać na niej siermiężność wydawniczą tamtych lat.





Niestety nigdy nie przeczytałam wszystkich baśni smutnego Pana Hansa Christiana Andersena i nadal znam te najczęściej czytane, ale jeszcze nic straconego.... 


A na koniec sam bajkopisarz o tym po co pisze się bajki.




Mamy nie zapominajcie przy okazji  prezentów dla swych i nie tylko swych  dzieci, i to nie tylko w związku z  Dniem Dziecka, o Baśniach Hansa Christiana Andersena.