wtorek, 30 kwietnia 2013

Nabożeństwo majowe w Lipcach Reymontowskich.)

źródło



                         Dzisiaj wigilia nabożeństw majowych odprawianych przez cały miesiąc w kościele katolickim ku czci Matki Bożej. Nabożeństwa te mają szczególny urok gdy są tak jak kiedyś w Lipcach odprawiane przy kapliczkach specjalnie na tę okoliczność przystrojonych. Dawniej tych kapliczek było bardzo dużo. Ludność z okolic  gromadnie schodziła się na te pełne uroku nabożeństwa,  co wieczór,  po zakończeniu prac polowych. I zewsząd niósł się śpiew. Jako dziecko uczęszczałam na takie nabożeństwa a i kilka lat temu, gdy przez dwa lata mieszkaliśmy u teściowej, też co wieczór w maju schodziliśmy się rodzinnie do kapliczki, którą się ona i jej siostry opiekowały. Razem z nami w nabożeństwach uczestniczyli również sąsiedzi. W tym roku też  tam śpiewana będzie przepiękna  Litania  Loretańska, która jest podstawową modlitwą na tych spotkaniach.


 
       A tak na początku minionego stulecia S. W. Reymont (Reymont 1953: 219-220). opisywał nabożeństwo majowe ku czci Matki Bożej we wsi Lipce.  (Reymont 1953: 219-220)

            Zebrali się przeto odprawiać nabożeństwo pod cmentarz, kaj obok bramy stojała mała kapliczka z figurą Matki Boskiej. Każdego maja przystrajały ją dziewczyny w papierowe wstęgi a korony wyzłacane i polnym kwieciem obrzucały, broniąc od zupełnej ruiny, gdyż kapliczka była odwieczna, spękana i w gruz się sypiąca, że nawet ptaki już się w niej nie gnieździły, a jeno niekiej, w czas słót jesiennych, pastuch jaki schronienia szukał. Smętarne drzewa, lipy staruchy, brzozy wysmukłe i te pogięte krzyże osłaniały ją nieco od burz zimowych i wichrów. 

        [...] Kowal przyklęknął na przedzie, przed progiem, zarzuconym tulipanami a głogiem różowym, i pierwszy zaczął śpiewać. [...] Ostatnie stada do obór ściągały; od wsi, z pól, z miedz już nie dojrzanych buchały niekiedy jazgotliwe śpiewki pastusze i długie, przeciągłe poryki. Zaś naród śpiewał wpatrzony w jasną twarz Matki, co wyciągała błogosławiące ręce nad wszystkim światem: Dobranoc, wonna Lilija, dobranoc! 




niedziela, 28 kwietnia 2013

Zaproszenie do wygrywajki z książką "Kolacja u Anny Kareniny".)

                               Natura w cudowny sposób nadgania stracony czas.



Tylko ona to potrafi. My utraconego czasu już nie odnajdziemy. Dlatego tak istotne jest by nam czas przez palce nie przeciekał. A jak to jest to sama wiem najlepiej.

           Ale dość filozofowania, filozofem, a raczej filozofką  i tak nie zostanę natomiast mogę zorganizować wygrywajkę, gdyż dawno takowej u mnie nie było. A więc do dzieła.

Zapraszam do udziału w niej osoby blogujące
Nie musicie obserwować mojego bloga, ale byłabym wdzięczna gdyby banerek informujący o zabawie został umieszczony na Waszym blogu.
Zabawa będzie trwać do 30 maja.
W związku z tym, że  jakoś brak mi konceptu do pytań wystarczy tylko zostawić komentarz pod postem.




          Nagrodą  będzie książka / książka nie jest nowa, ale w b. dobrym stanie/ :



a jako dodatek będzie  bransoletka idealna na wiosnę i lato, a także na jesień i zimę




z marmuru w kolorze forsycji na gumce silikonowej i coś słodkiego.

Zapraszam do zabawy.

sobota, 27 kwietnia 2013

Poezja śpiewana na sobotę.)




Jak płonie krzew forsycji
Wśród nagich wiosennych drzew
Jak niebo ogarnia
Pośpiesznych skrzydeł pęd
Razem, za słońcem
Za słońcem wciąż
Razem, za słońcem
Biegnijmy do kresu dnia.

Tak jeszcze stoisz w progu
choć w drodze jesteś znów,
Nic jeszcze nie twoje
Choć to już czasu pół,
Razem, za słońcem
Za słońcem wciąż
Razem za słońcem
Biegnijmy do kresu dnia.

Imię twe? ... tak cień pochwycić w dłonie
Tak po horyzont ciągle biectekst poezja-spiewana.pl


                                       Forsycje - Michał Bajor




Jak płonie krzew forsycji
Wśród nagich wiosennych drzew
Jak niebo ogarnia
Pośpiesznych skrzydeł pęd
Razem, za słońcem
Za słońcem wciąż
Razem, za słońcem
Biegnijmy do kresu dnia.

Tak jeszcze stoisz w progu
choć w drodze jesteś znów,
Nic jeszcze nie twoje
Choć to już czasu pół,
Razem, za słońcem
Za słońcem wciąż
Razem za słońcem
Biegnijmy do kresu dnia.

Imię twe? ... tak cień pochwycić w dłonie
Tak po horyzont ciągle biectekst poezja-spiewana.pl
Jak płonie krzew forsycji
Wśród nagich wiosennych drzew
Jak niebo ogarnia
Pośpiesznych skrzydeł pęd
Razem, za słońcem
Za słońcem wciąż
Razem, za słońcem
Biegnijmy do kresu dnia.
Tak jeszcze stoisz w progu
choć w drodze jesteś znów,
Nic jeszcze nie twoje
Choć to już czasu pół,
Razem, za słońcem
Za słońcem wciąż
Razem za słońcem
Biegnijmy do kresu dnia.
Imię twe? ... tak cień pochwycić w dłonie
Tak po horyzont ciągle biec.

słowa Leszek Długosz muzyka Wojciech Trzciński

                                                                                 /Forsycja z mojego ogrodu/
Jak płonie krzew forsycji
Wśród nagich wiosennych drzew
Jak niebo ogarnia
Pośpiesznych skrzydeł pęd
Razem, za słońcem
Za słońcem wciąż
Razem, za słońcem
Biegnijmy do kresu dnia.

Tak jeszcze stoisz w progu
choć w drodze jesteś znów,
Nic jeszcze nie twoje
Choć to już czasu pół,
Razem, za słońcem
Za słońcem wciąż
Razem za słońcem
Biegnijmy do kresu dnia.

Imię twe? ... tak cień pochwycić w dłonie
Tak po horyzont ciągle biectekst poezja-spiewana.pl
Jak płonie krzew forsycji
Wśród nagich wiosennych drzew
Jak niebo ogarnia
Pośpiesznych skrzydeł pęd
Razem, za słońcem
Za słońcem wciąż
Razem, za słońcem
Biegnijmy do kresu dnia.

Tak jeszcze stoisz w progu
choć w drodze jesteś znów,
Nic jeszcze nie twoje
Choć to już czasu pół,
Razem, za słońcem
Za słońcem wciąż
Razem za słońcem
Biegnijmy do kresu dnia.

Imię twe? ... tak cień pochwycić w dłonie
Tak po horyzont ciągle biectekst poezja-spiewana.pl
Jak płonie krzew forsycji
Wśród nagich wiosennych drzew
Jak niebo ogarnia
Pośpiesznych skrzydeł pęd
Razem, za słońcem
Za słońcem wciąż
Razem, za słońcem
Biegnijmy do kresu dnia.

Tak jeszcze stoisz w progu
choć w drodze jesteś znów,
Nic jeszcze nie twoje
Choć to już czasu pół,
Razem, za słońcem
Za słońcem wciąż
Razem za słońcem
Biegnijmy do kresu dnia.

Imię twe? ... tak cień pochwycić w dłonie
Tak po horyzont ciągle biectekst poezja-spiewana.pl

piątek, 26 kwietnia 2013

Klejnot Wschodu.Pamiętnik. - Maureen Lindley.)

          

      Spore zaległości w notkach o przeczytanych książkach zmuszają mnie do skrócenia  opinii, by cokolwiek wyjść na prostą.

      Dzisiaj więc krótko o przeczytanej  jeszcze w styczniu, w ramach styczniowego wyzwania  trójka e-pik, książce  Maureen Lindley  - "Klejnot wschodu. Pamiętnik", której akcja dzieje się w pierwszej połowie XX wieku na dalekim wschodzie. Książka ta, debiut literacki pisarki, ma formę  pamiętnika opartego na autentycznej, barwnej i nietuzinkowej  historii mandżurskiej  księżniczki, córki jednej z konkubin księcia Su, spokrewnionego z cesarzem Chin. Klejnot Wschodu nazwana w Japonii, do której trafia jako mała dziewczynka, Yoshiko Kawashima od nazwiska krewnego, do domu którego zostaje odesłana przez ojca, by tam nauczono jej  odpowiednich do jej wysokiej pozycji manier, jako piętnastolatka zostaje wprowadzona w życie erotyczne przez  ojca swego opiekuna i od tej pory jej życie to ciągłe kontakty seksualne z mężczyznami i nie tylko. Wpierw wykorzystywana jest przez swego opiekuna i jego znajomych, a po ucieczce z Mongolii dokąd trafia wbrew swej woli jako żona mongolskiego księcia, osiada w Szanghaju, by tam wieść życie luksusowej prostytutki, a w końcu zostać szpiegiem.

       Początkowo książka  nawet mnie wciągnęła, gdyż  autorka dość  interesująco ukazuje styl życia jaki charakteryzował  dwory książęce i domy bogatych rodów  ówczesnych  Chin, Japonii i Mongolii, jak i różnice w ich obyczajach oraz kulturze. Bohaterka z ogromną skrupulatnością zapoznaje nas z tym co jedzono, w co się ubierano, a nawet jakich zapachów używano w tych domach. Dowiadujemy się również jakie zwyczaje panowały wówczas w Chinach a jakie w Japonii wśród mężczyzn jeżeli chodzi o kontakty seksualne, że w Chinach mężczyźni utrzymywali konkubiny, gdy w Japonii korzystali z usług gejsz. I to wszystko  daje możliwość poznania egzotycznych dla nas krajów chociaż w czasach już minionych. A poza tym interesująca jest oczywiście  burzliwa wielce  historia Yoshiko, kobiety o osobowości niezwykle skomplikowanej, kobiety pięknej, lecz o twardym charakterze, zahartowanej przez trudności życiowe, która po odtrąceniu ją przez mężczyznę, którego pokochała nie potrafi już  obdarzyć uczuciem i kieruje się w życiu wyłącznie hedonizmem.

      W trakcie czytania książka zaczęła mnie jednak nużyć swymi  szczegółowymi opisami, jakimi nas raczy autorka a przede wszystkim zniesmaczać mnóstwem nie zawsze delikatnie opisanych scen erotycznych w różnych układach. Dla mnie, mimo iż nie należę do osób pruderyjnych,  książka ma charakter prawie, że pornograficzny, a szkoda, bo gdyby Lindley nie epatowała czytelnika tymi licznymi scenami mocno erotycznymi  byłaby ona o  wiele strawniejsza.

środa, 24 kwietnia 2013

Nostalgiczny przerywnik muzyczny.)



    
            Opinie  o przeczytanych książkach się piszą, może w tym tygodniu ujrzą światło dzienne, a dzisiaj mały przerywnik nostalgiczny. 
        Jeszcze może nie jestem starą kobietą, chociaż  młodzi już tak o mnie pewno myślą, ale już niestety wiele jest za mną i wspomnienia już do mnie wracają.




Miłej środy wszystkim, którzy dzisiaj odwiedzą mój blog życzę.






wtorek, 23 kwietnia 2013

Powiększyłam biblioteczkę o nowe książki.)






     Zdjęcia zrobiłam w niedzielę w trakcie wędrówki po mojej okolicy, ale nie o niej będzie ten post.

     Dzisiaj natomiast o nowych nabytkach książkowych, być może niezbyt interesujących dla tych, którzy czytają tylko i wyłącznie nowości, ale nigdy nie wiadomo. A nuż  komuś się spodoba również to co i mnie.
      Książki, które powiększyły stan mojej biblioteczki to efekt buszowania po allegro oraz wymiany na portalu ciuchowym, na którym udaje mi się czasem wymienić biżuterię na książki.




    Po przeczytaniu "Malowanego welona" Maughama zachęcona stylem jego pisarstwa a także jego biografią postanowiłam przeczytać coś więcej i nabyłam :
"W niewoli uczuć "  dwutomową jego powieść autobiograficzną  oraz
"Honolulu", które jest zbiorem kilku opowiadań. Książki  wydane zostały w latach 1957-8 przez Wydawnictwo Czytelnik.
 
     Natomiast z wymiany przywędrowały mi wczoraj dwie książki wydane przez Świat Książki.
"Zimną góra" Charlesa Fraziera, ekranizacja której jest  niezwykle poruszającym filmem.
"Cappuccino" Marielli Righini, którą muszę przyznać wybrałam tylko dlatego, że akcja dzieje się w Paryżu.









poniedziałek, 22 kwietnia 2013

Chociażbym chodził ciemną doliną, zła się nie ulęknę - psalm 23 .)


                        

(fot. doevos / flickr.com)


1 Psalm. Dawidowy.
Pan jest moim pasterzem, nie brak mi niczego.
2 Pozwala mi leżeć na zielonych pastwiskach.
Prowadzi mnie nad wody, gdzie mogę odpocząć:
3 orzeźwia moją duszę.
Wiedzie mnie po właściwych ścieżkach
przez wzgląd na swoje imię.
4 Chociażbym chodził ciemną doliną,
zła się nie ulęknę,
bo Ty jesteś ze mną.
Twój kij i Twoja laska
są tym, co mnie pociesza.
5 Stół dla mnie zastawiasz
wobec mych przeciwników;
namaszczasz mi głowę olejkiem;
mój kielich jest przeobfity.
6 Tak, dobroć i łaska pójdą w ślad za mną
przez wszystkie dni mego życia
i zamieszkam w domu Pańskim
po najdłuższe czasy. 


Jak dobrze wiedzieć, że ktoś nad nami czuwa, a gdy się zgubimy to nas odnajdzie.

niedziela, 21 kwietnia 2013

"Malowany welon" Maughama, a "Malowany welon" Currana.)


      Jak pewno większość z Was lubię oglądać ekranizacje przeczytanych książek  Zazwyczaj najpierw czytam książkę, a później oglądam film, gdyż w innym przypadku jakoś trudno mi zabrać się do czytania  książki. Toteż w przypadku "Malowanego welonu" W.Somerseta Maughama, o którym pisałam tu  wpierw sięgnęłam po książkę i w tym przypadku nie tylko dobrze, ale  bardzo dobrze zrobiłam. Książka zrobiła na mnie duże wrażenie i będę do niej wracać, gdyż  zawiera głęboką treść, która nie pozostawia czytelnika obojętnym, co sprawia, że jest to pozycja, którą warto zachować w biblioteczce.
   W zasadzie zaraz po przeczytaniu książki  oglądnęłam film, który dostałam w prezencie od Ali, która czyta.

I jak się okazało  nie był to najlepszy pomysł, gdyż cały czas porównywałam go z książką i mnie dosłownie wkurzało, że realizatorzy aż tak bardzo odeszli od treści książki, iż  nie można mówić o tym, że "Malowany welon" w reżyserii Johna Currana jest nakręcony na podstawie książki Maughama. Film i owszem ma interesująca fabułę, ale ta fabuła ma niewiele wspólnego z treścią książki i od momentu wyjazdu Kitty i Waltera do prowincji, gdzie panuje cholera odchodzi już  od  tej treści całkowicie. Jedynie postaci i niektóre kwestie przez nie wypowiadane świadczą o tym, że film ma coś wspólnego z książką.


źródło

    To zupełnie inna bajka, wprawdzie pięknie opowiedziana, ale brak w niej tej psychologicznej głębi jaka cechuje powieść Maughama.
    W Kitty, w książce,  dokonuje się głęboka przemiana duchowa, która doprowadza ją nawet być może do Boga, przy nie zmienionym stosunku uczuciowym do męża, gdy w filmie mamy do czynienia z  przemianą w sferze jej uczuć i uczuć Waltera. Poza tym gdy w książce  mamy wyraźne odniesienie do chrześcijaństwa, do Boga,  to w filmie daje się zauważyć nawet wydźwięk antychrześcijański. Byłam między innymi bardzo zaskoczona słowami, które włożono w usta przełożonej zakonnic, z których  wynikało, że to nie wiara nią kieruje ale przyzwyczajenie. Jest to zupełne zaprzeczenie tego jak Maugham ukazuje zakonnice i  ich przeoryszę w książce. Zakończenie filmu w stosunku do tego jak Maugham zakończył książkę jest płytkie i nijakie, jakich wiele w innych filmach, gdy zakończenie książki jest pełne optymizmu i nadziei dla Kate, i jej córki, gdyż Kate wierzy, że urodzi córkę.

   W sumie więc muszę stwierdzić, że mnie osobiście film rozczarował, wolałabym jednak by był  w miarę wierną adaptacją książki,  z pewnością byłby  bardziej interesujący i pozostałby dłużej w pamięci. Realizatorzy filmu podążyli  w kierunku happy endu, który jest lepiej widziany przez widzów, a szkoda, gdyż stworzyli wyłącznie piękny obraz jakich już  wiele oglądałam .


sobota, 20 kwietnia 2013

Sobota z poezją. Koguty - Aleksander Fredro zilustrowane moimi fotkami.)



       Wczoraj w trakcie dreptania na pocztę przechodziłam koło zagrody gospodarzy, u których zaopatruję się w mleko. To jedno z niewielu gospodarstw w mojej okolicy, których właściciele utrzymują się wyłącznie z rolnictwa. Zawsze ile razy tam zachodzę podziwiam ptactwo domowe, które po zagrodzie się kręci, a jest go różnorodność  wielka. Wczoraj udało mi się pstryknąć kilka fotek gospodarzom podwórka, a jest ich chyba czterech, pilnujących stada kurzego i przywołujących kury do porządku. To prawdziwie piękne, dumne okazy,  z godnością się prezentujące.

       Niestety nie udało mi się trafić na  walczące koguty ze sobą, jakie opisuje Fredro w swym wierszu, ale nie raz , jako wnuczka chłopów byłam w przeszłości świadkiem takiego widoku.


                                     Koguty

  



Na dziedzińcu przy kurniku
Krzyknął kogut - kukuryku!
Kukuryku! - krzyknął drugi,
I dalej w czuby!
Biją skrzydła jak kańczugi,
Dzióbią dzioby,
Drą pazury
Aż do skóry. 






 
 Już krew kapie, pierze leci -

Z kwoczką uszedł rywal trzeci.
A wtem indor dmuchnął: - Hola! -
Stała się jego woła.
- O co idzie, o co chodzi?
Indor was pogodzi. -                                                               
Na to oba, każdy sobie:                                 
- Przedrzeźniał się mej osobie.     
- Moi panowie -
Indor powie -                                                          
Niepotrzebnie się czubiło,                                                              
Przedrzeźniania tu nie było;
Obadwa z jednej zapialiście nuty,
Boście obadwa koguty. -
Kiedy głupstwo jeden powie,
Głupstwo drugi mu odpowie;
Potem płacą życiem, zdrowiem.
Co rzec na to? Wiem - nie powiem. 

                          Aleksander Fredro






                                            


piątek, 19 kwietnia 2013

Malowany welon - Wiliam Somerset Maugham.)




        Z powieścią Wiliama Somerseta Maughama spotykam się po raz pierwszy co nie znaczy, że nigdy nie słyszałam o tym pisarzu.
Maugham, jak wyczytałam w internecie "był błyskotliwym i jednym z najbardziej poczytnych autorów XX wieku a jednocześnie najbardziej znanym pisarzem w świecie". Z wykształcenia lekarz nigdy nie wykonywał swego zawodu wyuczonego, lecz  poświęcił się pisarstwu. Początki pisania miał trudne, żył nawet w nędzy. Sukces i powodzenie finansowe przyniosły mu dopiero sztuki teatralne. Z czasem jego książki również znalazły uznanie wśród czytelników  a wysoka ich sprzedaż dała mu wygodne życie Prosty styl, jaki cechował jego pisarstwo, pozbawiony liryzmu sprawiał, że mimo sukcesu czytelniczego nigdy nie doczekał się uznania ze strony krytyków literackich. Życie miał barwne, dużo podróżował, między innymi był również w Chinach, w których osadził akcję książki, którą właśnie przeczytałam czyli "Malowanego welonu".

      "Malowany welon" po raz pierwszy wydany był w Polsce w 1935 roku  i wówczas książka nosiła tytuł "Malowana zasłona". Odnoszę wrażenie, że był to trafniejszy tytuł, który wywodzi się od motta do książki  - ...malowana zasłona, którą żyjący Życiem zowią.

       Czytane na blogach opinie na temat książki raczej nie pozostawiają wątpliwości, że książka niezbyt się podoba. Być może tłumaczy to stwierdzenie jakie  znalazłam tu :
"Malowany welon po raz pierwszy został wydany w Polsce pod tytułem Malowana zasłona w 1935 roku w tłumaczeniu Franciszki Arnsztajnowej. W 2007 roku Świat Książki postanowił skorzystać z tego przekładu przy reedycji powieści i praca tłumaczki ponownie ujrzała światło dzienne. Choć zazwyczaj upływ czasu znaczy tekst atrakcyjnym dla czytelnika nalotem utraconej przeszłości, tak w przypadku tego tłumaczenia podkreśla li tylko jego śmieszność. Ta powieść jak żadna inna aż prosi się o nowy przekład. Kiedy czyta się ją bowiem w oryginale i porównuje z polskim tłumaczeniem, ma się wrażenie, jakby to były dwa zupełnie różne utwory. Przekład jest moim zdaniem fatalny – błędy, niekonsekwentne tłumaczenie imion (Charles, Charlie, Karol) – i pozbawiony jakiegokolwiek literackiego polotu. Jest zwyczajnie toporny, rozprasza i utrudnia lekturę, znakomitej skądinąd, powieści." 

      Ja w oryginale czytać nie mogę, czego przychodzi mi  tylko żałować, ale mimo to książka mnie nie rozczarowała i czytało mi się ją dobrze i szybko, może właśnie zw względu na prostotę jej języka, ale również na jej treść, interesującą i  pobudzającą do refleksji nad złożonością postaw ludzkich, a jedynie irytowała faktycznie ta niekonsekwencja w tłumaczeniu imienia jednego z  istotnych jej bohaterów.

      Główny wątek książki, której akcja dzieje się w latach 20-tych ubiegłego stulecia,  wydaje się być banalnym. Oto młoda Angielka, Kitty Garstin, wchodzi w wiek krytyczny i by uciec przed staropanieństwem, a co za tym idzie jawnie okazywanym niezadowoleniem matki, która z jej zamążpójściem wiązała duże nadzieje, z domu pozbawionego miłości, w którym mąż i ojciec traktowany jest z pogardą, gdyż nie zapewnia pożądanego standardu życiowego, postanawia wyjść za mąż za niekochanego, ale zakochanego w niej Waltera Fane. Razem z mężem, który jest bakteriologiem wyjeżdża do Chin, gdzie ten ma posadę. Już po trzech miesiącach małżeństwa Kitty uświadamia  sobie, że wychodząc za Waltera popełniła fatalny błąd. Dzieli ich bowiem można rzec wszystko, a nie łączy nic. Ona, osóbka o wesołym usposobieniu, rozmowna, lubiąca bywać w towarzystwie, do czego była przyzwyczajona w Londynie a on nieśmiały, powściągliwy zarówno w rozmowie jak i zachowaniu, i wciąż zajęty pracą co staje się  powodem jej frustracji i nudy, które doprowadzają do  romansu z poznanym, na którymś z przyjęć, Charlesem  Townsendem. Charles jest  zupełnym  przeciwieństwem  nudnego męża i  Kitty, która nie tylko, że nie żywi uczucia do męża lecz wręcz nim gardzi, oddaje się całkowicie namiętności, jaka ją połączyła z kochankiem. Walter odkrywszy zdradę żony zmusza ją pod  groźbą wystąpienia o rozwód  do wyjazdu z nim na nową placówkę w  chińskiej prowincji, gdzie panuje epidemia cholery. Kitty zawiódłszy się na kochanku, który nie spełnia  pokładanych w nim nadziei i ani myśli się z nią ożenić, mimo strachu przed epidemią, zdesperowana,  decyduje się wyjechać razem z Walterem.

       W nowych, trudnych warunkach życia, załamana brakiem miłości ze strony kochanka, pozbawiona nawet uczucia męża, któremu złamała serce, a który poświęca się teraz  wyłącznie pracy, Kitty zaczyna zmieniać powoli swój stosunek do życia. Przychodzi jej to wprawdzie z trudnością, gdyż nie wie co sądzić o podłożu pomysłu  męża z przyjazdem do miejsca gdzie grozi im śmierć, ale poznany tam Waddington, z którym się zaprzyjaźnia oraz francuskie zakonnice, którym z czasem pomaga w ich pracy zmieniają jej spojrzenie na męża. Zaczyna dostrzegać i doceniać jego zaangażowanie w pracę,  jak i inne pozytywne cechy, których wcześniej u niego nie zauważała, jednak definitywnie upewnia się, że nigdy go nie pokocha a jedynie czego od niego oczekuje to wybaczenia i przyjaźni. Gdy okazuje się, że jest w ciąży nie chcąc męża okłamywać stwierdza, iż nie wie czyje to dziecko, co nie poprawia ich stosunków.
Z czasem przyzwyczaja się do warunków w jakich jej przyszło bytować i środowiska z jakim się styka, uznaje  nawet fakt życia w ośrodku groźnej zarazy za zupełnie coś normalnego, a to wszystko za sprawą pracy w klasztorze i codziennych kontaktów z katolickimi siostrami zakonnymi, a szczególnie ich przeoryszą. Praca, dzięki której ma zajęcie i nie nudzi się, daje jej  poczucie, że "rozwija się i rośnie duchowo",  czuje się potrzebna,  ale wówczas przychodzi śmierć męża i sprawia, że wbrew sobie musi powrócić do świata, który w tak niezwykłych okolicznościach opuściła.

      "Malowany welon" to nie romans opowiadający o trójkącie małżeńskim lecz  dramat obyczajowy o podłożu psychologicznym, w którym całą historię opowiedzianą w książce poznajemy  z punktu widzenia jej bohaterki. Pozostałe postaci poznajemy przez pryzmat jej odczuć i ocen. Kitty nie darzy uczuciem ani swoich rodziców, ani młodszej siostry a mąż jej jest obojętny, i jak sama przyznaje nie wie dlaczego nie może go pokochać. Jako próżna egoistka kieruje się wyłącznie swoimi uczuciami  i swoim  dobrem,  nie potrafi być wierna, ale nawet uczciwa wobec męża  co w efekcie doprowadza do podjęcia przez niego  dramatycznej decyzji, a ta  kończy się jego śmiercią, śmiercią,  której ona wprawdzie  nie chce, ale która mimo wszystko daje jej nadzieję, że jej przyszłe życie ułoży się pogodniej, gdyż wspólne życie nie dałoby im szczęścia.

    Dla  Kitty, której wychowanie, jakie wyniosła z domu, zdeterminowało jej niewłaściwą postawę wobec życia pobyt  w ekstremalnie trudnych warunkach staje się szkołą prawdziwego życia, życia, które wyłania się zza  "malowanej  zasłony " jej życia poprzedniego. Zaczyna dostrzegać coś więcej niż czubek swojego nosa, dostrzega świat wokół siebie, to co się wokół niej dzieje,  a z czasem dokonuje się w niej  diametralna przemiana, która pozwala jej spojrzeć z nadzieją w przyszłość mimo, iż przyjdzie jej samotnie wychowywać dziecko.Świadczy o tym decyzja jaką podejmuje po powrocie do Londynu jako osoba zupełnie inna niż ta, która go opuszczała.

     Przypadł mi do gustu styl jakim Maugham napisał '"Malowany welon" i sposób w jaki przedstawił rozwój emocjonalny i duchowy bohaterki swej powieści. Uważam, że ta książka mimo, iż napisana w pierwszej połowie XX wieku nie straciła nic na swej świeżości i warta jest czytania również dzisiaj.
  

Książkę przeczytałam w ramach wyzwań  :


czwartek, 18 kwietnia 2013

O tulipanach i nie tylko oraz wiersz Beaty Obertyńskiej.)



     Wydawałoby się, że powiew wiosny sprawi, iż witalność weźmie we mnie górę i będę działać na różnych polach, a tu figa. Nadal lenistwo fizyczne i umysłowe. Czyżby to wiek był tego przyczyną. Najchętniej nadal spędzałabym czas przy komputerze i czytając książki, a tu ogród wzywa.
Post o przeczytanym "Malowanym welonie" Maughama piszę od kilku dni i nie mogę go skończyć.
Realizacja wyzwania sardegny czyli kwietniowa trójka e-pik wprawdzie na finiszu, ale jeszcze pozostaje cegła z wydawnictwa PROMIC do przeczytania, którą chciałam zaliczyć koniecznie  w kwietniu .
 Potrzebny mi jest solidny kop. Podziwiam coraz bardziej osoby, które czytają pod recenzje. Nie jest to łatwe.

 / zdjęcia z mojego ogrodu/




Tulipan

Jak ptak jesteś – o piórach z purpury i złota!
Nakrapianyś – jak skóra cudownego węża!
Jak płomień – którym wiatr bezgłośnie miota!
Jak płomień – co w pośpiechu ostygłby i stężał!

Chrzęścisz cicho jedwabiem pod zakrzepłym żarem,
siarkę mieszasz z krwi pąsem w chlasty, bryzgi, smugi,
aż powalony wreszcie własnym, szkarłatnym ciężarem,
masz w sobie coś z Mefista i chorej papugi...

Beata Obertyńska z tomu „Otawa”, 1945

środa, 17 kwietnia 2013

Ojciec - Karol Arentowicz.)



    
        Karol Arentowicz, jak się zorientowałam to  jeden z pseudonimów autora książki, którego nazwisko brzmi Janusz Imiołczyk. Doktor nauk humanistycznych, rozczarowany jałowością prowadzonych  badań  naukowych rozstał się z nauką i zajmował się przez lata czymś innym, jak sam wyznaje pisze tylko o tym co według niego jest istotne. Jako Karol Arentowicz wydał dwie książki. Pierwsza z nich to "Bajki dla niektórych dorosłych", a druga to właśnie "Ojciec", w której to książce  próbuje odpowiedzieć na niezwykle istotne  pytanie, jak ważna jest rola ojca w wychowaniu, a jeżeli jest ważna  do dlaczego i jaki wpływ na dziecko ma to jakiego miało ojca.

       Wpierw  Arentowicz pisze o swoim ojcu i dowiadujemy się, że ten zajmował się nim i jego młodszym bratem poświęcając  im w miarę możliwości sporo swego wolnego czasu, a szczególnie w niedzielę, kiedy to organizował im różne rozrywki. To ojciec, jako zagorzały  kibic sportowy rozbudzał w nich zainteresowanie do kibicowania, ale również brał udział w ich sportowych zabawach.W podsumowaniu autor stwierdza, że ojciec,  mimo iż nie był idealnym człowiekiem odegrał pozytywną rolę w jego życiu i dzięki niemu nauczył się być uczciwym, mieć szacunek wobec poglądów innych, jak również odpowiedzialności za swoje wybory.

      Następnie kilkanaście stron  poświęca dwu najgorszym według niego ojcom w historii świata. Jeden z nich nazywał się Alois Schicklgruber i był ojcem Adolfa Hitlera, a drugi - Wissarion Dżugaszwili, był ojcem Józefa Stalina. To Ci ludzie, którzy traktowali swych synów w niezwykle brutalny sposób, stwarzając im piekło na ziemi, mieli jego zdaniem największy wpływ na najnowszą  historię ludzkości.

      W dalszej części swej książki Arentowicz podejmuje w oparciu o teksty wyjęte z biblii  próbę oceny Boga, jako ojca Jezusa, ale również ludzkości stwierdzając, że trudno nie zadać pytania, jak Bóg, który jawi się bardziej jako Karzący niż Miłujący, mógł być ojcem Jezusa, który nie tylko głosił "religię dobra i miłości", ale sam tak postępował. Jego zdaniem wpływ na to jakim był Jezus miał jego ziemski ojciec, Józef, który był nie tylko pobożnym Żydem, ale również  niezwykle dobrym człowiekiem.

       Książkę kończy  jakby swoistą spowiedzią z tego jakim sam był ojcem dla swojej córki przy czym nie rozgrzesza się, lecz uczciwie ukazuje swoje błędy, jak również to, że nie stworzyli z żoną dobrej, szczęśliwej rodziny, w której córka mogłaby się czuć bezpiecznie.

       Najważniejszą częścią książki jest jednak  rozdział "Dziedzictwo", gdyż  w nim właśnie autor zadaje nam pytania i sam także na nie odpowiada, na podstawie jak sam pisze wniosków, jakie wyciągnął z własnych przeżyć oraz z doświadczeń Jezusa, Hitlera i Stalina. Trudno się nie zgodzić z tym co Arentowicz tu pisze. Sadzę, że większość z nas zadaje sobie podobne pytania. Osobiście jestem przekonana jak i on, że rola ojca w rodzinie jest nie do przecenienia z czego sami ojcowie niestety sobie z tego nie zdawali i nadal nie zdają sprawy,  a to jaki stworzyli razem z matkami dom warunkuje niejednokrotnie czy życie ich dorosłych dzieci będzie udane i dobre, czy też nie. Tak samo jak on  uważam, że dzieci, a szczególnie synów wychowuje się przykładem a nie mentorstwem. Ta prawda wydaje się być oczywista.
Z częścią wniosków jednak bym polemizowała, gdyż nie uważam ich za aż tak oczywiste
 Po pierwsze, to sprawa Hitlera i Stalina. Nie zostałam przekonana, że to despotyczni, odczłowieczeni można nawet rzec, ojcowie i pełne przemocy oraz nie poszanowania osoby dzieciństwo sprawiło, że obaj stali się największymi zbrodniarzami w dziejach świata. Myślę, że to mimo wszystko spłycona teoria w sytuacji, gdy weźmiemy jednak pod uwagę fakt, że obaj interesowali się okultyzmem,  a co za tym idzie w ich życiu prawdopodobnie zaistniały demony. Nie można tego nie brać pod uwagę, gdyż takie dzieciństwo miało i ma wielu, a takimi zbrodniarzami  się nie stało i raczej nie stanie.
Po drugie, w przypadku Jezusa autor  nie bierze, być może jako sceptyk, pod uwagę,  iż nawet jeżeli Bóg jawi się nam z kart Starego Testamentu, jako ten, który za dobro wynagradza, a złe karze, czyli jako ojciec surowy, lecz  sprawiedliwy to jednak właśnie on wybrał nie tylko Maryję na matkę Jezusa, ale również Józefa na jego ziemskiego ojca, który zgodnie z jego planem miał nauczyć widocznie Jezusa "religii dobra i miłości". I to dlatego między innymi Kościół katolicki stawia  właśnie Józefa za wzór wszystkim ojcom.
A po trzecie Arentowicz nie zastanawia się nad  naturalnymi  skłonnościami każdego człowieka do dobra czy też zła,  wynikającymi z jego natury jaką uzyskuje za sprawą  kompilacji genów. W związku z czym moim zdaniem  upraszcza twierdząc, że apodyktyczny ojciec to zawsze  apodyktyczny syn. Zły ojciec to i zły syn. Przykładem tego mogą być mój ojciec i jego brat, którzy byli wychowywani obaj przez bardzo apodyktycznego ojca. Mój ojciec niestety był apodyktycznym cholerykiem o  trudnym charakterze, natomiast jego brat był niezwykle pogodnym człowiekiem o miłym usposobieniu. A poza tym częściowo, w mniejszym lub większym stopniu naturę ojca odziedziczyłam ja i jestem przekonana, że nie jest to wpływ tego, iż mój ojciec był oschłym, gwałtownym człowiekiem, który dziećmi w zasadzie się nie zajmował, lecz odziedziczonych genów. Co nie znaczy, że mój dziadek nie był przyczyną kompleksów mojego ojca, a mój moich.

       Mimo moich wątpliwości i tego, że nie ze  wszystkim zgadzam się z autorem, tę niewielką książeczkę napisaną inteligentnie i błyskotliwie a   na dodatek przystępnym i zrozumiałym językiem, gdyż nie jest to rozprawa naukowa, lecz własne refleksje i wnioski, czytało mi się  szybko i bardzo dobrze. Jej interesująco podana treść mnie wciągnęła a co ważne pobudziła do refleksji i przemyśleń. I to jest w niej cenne.
A poza tym należy przypisać autorowi na plus, to że uczciwie ostrzega czytelnika o treściach, które mogłyby urazić jego uczucia religijne.
       "Ojciec" Karola Arentowicza to książka do której będę wracać i którą polecam, szczególnie mężczyznom, ojcom i przyszłym ojcom. Co nie znaczy, że nie polecam jej kobietom.

Recenzja została napisana dla portalu  nakanapie.pl
od którego książkę otrzymałam za co dziękuję.


                                             

wtorek, 16 kwietnia 2013

Od świtu czuję sie jak słuchaczka "Ptasiego radia" z wiersza Juliana Tuwima.)



         Od świtu budzą mnie ptaki, a jakie można zobaczyć tu, które na różne tony wyśpiewują w naszym,


jeszcze tak  niestety nie wyglądającym,  brzeziniaku przydomowym,  aż przyszedł mi na myśl znakomity wiersz Juliana Tuwima, który znałam kiedyś na pamięć a później czytałam swym dzieciom.


Ptasie radio

Halo, halo! Tutaj ptasie radio w brzozowym gaju,
Nadajemy audycję z ptasiego kraju.
Proszę, niech każdy nastawi aparat,
Bo sfrunęły się ptaszki dla odbycia narad:
Po pierwsze - w sprawie,
Co świtem piszczy w trawie?
Po drugie - gdzie się
Ukrywa echo w lesie?
Po trzecie - kto się
Ma pierwszy kąpać w rosie?
Po czwarte - jak
Poznać, kto ptak,
A kto nie ptak?
A po piąte przez dziesiąte
Będą ćwierkać, świstać, kwilić,
Pitpilitać i pimpilić
Ptaszki następujące:

Słowik, wróbel, kos, jaskółka,
Kogut, dzięcioł, gil, kukułka,
Szczygieł, sowa, kruk, czubatka,
Drozd, sikora i dzierlatka,
Kaczka, gąska, jemiołuszka,
Dudek, trznadel, pośmieciuszka,
Wilga, zięba, bocian, szpak
Oraz każdy inny ptak.

Pierwszy - słowik
Zaczął tak:
"Halo! O, halo lo lo lo lo!
Tu tu tu tu tu tu tu
Radio, radijo, dijo, ijo, ijo,
Tijo, trijo, tru lu lu lu lu
Pio pio pijo lo lo lo lo lo
Plo plo plo plo plo halo!"

Na to wróbel zaterlikał:
"Cóż to znowu za muzyka?
Muszę zajrzeć do słownika,
By zrozumieć śpiew słowika.
Ćwir ćwir świrk!
Świr świr ćwirk!
Tu nie teatr
Ani cyrk!

Patrzcie go! Nastroszył piórka!
I wydziera się jak kurka!
Dość tych arii, dość tych liryk!
Ćwir ćwir czyrik,
Czyr czyr ćwirik!"

I tak zaczął ćwirzyć, ćwikać,
Ćwierkać, czyrkać, czykczyrikać,
Że aż kogut na patyku
Zapiał gniewnie: "Kukuryku!"

Jak usłyszy to kukułka,
Wrzaśnie: "A to co za spółka?
Kuku-ryku? Kuku-ryku?
Nie pozwalam, rozbójniku!
Bierz, co chcesz, bo ja nie skąpię,

Ale kuku nie ustąpię.
Ryku - choć do jutra skrzecz!
Ale kuku - moja rzecz!"
Zakukała: kuku! kuku!
Na to dzięcioł: stuku! puku!
Czajka woła: czyjaś ty, czyjaś?
Byłaś gdzie? Piłaś co? Piłaś, to wyłaź!
Przepióreczka: chodź tu! Pójdź tu!
Masz co? daj mi! rzuć tu! rzuć tu!

I od razu wszystkie ptaki
W szczebiot, w świegot, w zgiełk - o taki:
"Daj tu! Rzuć tu! Co masz? Wiórek?
Piórko? Ziarnko? Korek? Sznurek?
Pójdź tu, rzuć tu! Ja ćwierć i ty ćwierć!
Lepię gniazdko, przylep to, przytwierdź!
Widzisz go! Nie dam ci! Moje! Czyje?
Gniazdko ci wiję, wiję, wiję!
Nie dasz mi? Takiś ty? Wstydź się, wstydź się!"
I wszystkie ptaki zaczęły bić się.
Przyfrunęła ptasia milicja
I tak się skończyła ta leśna audycja. 


źródło pochodzenia  zdjęcia


I tak mam przez cały dzień aż do zachodu słońca.

poniedziałek, 15 kwietnia 2013

Święty Jan Nepomucen na rynku mojego miasta.)


               Wczoraj korzystając z dobrej pogody, nawet trochę słonecznej odbyliśmy rodzinny spacer i przy okazji trzasnęłam kilka fotek. Będę je wykorzystywać w przybliżaniu mojej miejscowości. Dzisiaj pokażę zdjęcia 
figury Świętego Jana Nepomucena, która stoi na rynku Czchowa, w którym mieszkam, a który jak można przeczytać tu, to  średniowieczne miasto królewskie: „Przepięknie usytuowane miasto na wzgórzach lewego brzegu Dunajca, dziś przyciągające wzrok - widoczną w dzień i oświetloną po zmroku - basztą. Miasto to jest dziełem średniowiecza. Należy do jednych z najstarszych w Małopolsce. Przeżyło okresy wielkiego rozkwitu i smutnego zapomnienia. W ostatnich latach zaczyna ożywać na nowo – głównie za sprawą średniowiecznego zamku, zburzonego w czasie najazdów szwedzkich w XVII wieku." Więcej historii zamieszczę przy okazji następnego posta.

            Średniowieczna drewniana figura Jana zwanego "Nepomukiem" jest, jak informuje tablica umieszczona obok niej, pamiątką ocalenia miasta przed zniszczeniami wojennymi .












       Ale, jak znalazłam tu  ponoć na pytanie skąd się wzięła ta figura na czchowskim rynku  oprowadzający turystów odpowiadają tak :" Były różne wersje odpowiedzi, miał chronić przed powodzią, stać na straży tajemnicy spowiedzi, natomiast najbardziej prawdopodobną (dalej od wody, nie w bezpośrednim otoczeniu kościoła, ale na samum rynku – historycznym placu publicznym) – wydaje się wersja, iż ten święty jest patronem dobrego słowa, w sensie słowa nie skażonego oszczerstwem, obmową, plotką.
W Encyklopedii Hagiograficznej z 1947 roku, udostępnionej przez Proboszcza Parafii Czchów czytamy:
„Jan Nepomucen (Ioannes Nepomucenus)
Urodzony około 1348r., syn sędziego z Pomuk (Nepomuk). W 1370r. przyjął tonsurę i został notariuszem sądu arcybiskupiego, w 1377r.oficjałem tegoż sądu, a w 1380r. wyświęcony na kapłana, był altarystą katedralnym, potem proboszczem św. Galla w Pradze i duszpasterzem kupców niemieckich. Studiował w Padwie.
W 1386r. rektor ultramonatów, w 1387r. „decretorum doctor”, jednocześnie był kanonikiem kolegiaty św. Idziego w Pradze, a po rezygnacji z tej kanonii, kanonikiem na Wyszehradzie. W 1389r. został wikariuszem generalnym arcybiskupa, w 1390r. zamienił parafię św. Galla na archidiakonat w Saaz. Jako wikariusz gen. i zaufany arbpa Jenzensteina został wmieszany w walkę, jaka już od 1384r. rozgorzała pomiędzy arbpem a królem Wacławem. Doszło do tego, że 20 marca 1393r. został razem z oficjałem Nikodemem Puchnikiem i proboszczem z Miśni uwieziony i poddany torturom. Tej samej nocy wrzucono go z mostu Karola do Mołdawy. Nie zdołano wyświetlić przyczyny tak surowego wyroku. Może nią była odważna obrona immunitetu Kościoła, może nie wydanie tajemnicy spowiedzi królowej Zofii, którą małżonek posądzał o niewierność… Po śmierci uważano Jana za męczennika. Był czczony jako patron dobrej sławy, stąd figury jego umieszczano na placach publicznych, gdzie szczególnie łatwo było o grzechy języka."



Brak czasu niestety zmusza mnie do korzystania gotowych tekstów. Pozostaje mi tylko umiejętność   skorzystania z  nich i by to było z godnie z prawem. Mam nadzieję, że tak jest.

Post ten dedykuję wielkiej miłośniczce "Nepomucków "  ali2010, posiadaczce wielce interesującego bloga Ala czyta.

sobota, 13 kwietnia 2013

Sobota z ks. Janem Twardowskim - "Poczekaj".)






Poczekaj
 
Nie wierzysz - mówiła miłość
w to że nawet z dyplomem zgłupiejesz
że zanudzisz talentem
że z dwojga złego można wybrać trzecie
w życie bez pieniędzy
w to że przepiórka żyje pojedynczo
w zdartą korę czeremchy co pachnie migdałem
w zmarłą co żywa pojawia się we śnie
w modnej nowej spódnicy i rozciętej z boku
w najlepsze najgorsze
w każdego łosia co ma żonę klępę
w niebo i piekło
w diabła i Pana Boga
w mieszkanie za rok
Poczekaj jak cię rąbnę
to we wszystko uwierzysz

 ks. Jan Twardowski




źródło

czwartek, 11 kwietnia 2013

Co czytałam zanim załozyłam blog - kontynuacja prezentacji mojego wcześniejszego czytelnictwa.)





         Nareszcie udało mi się wypocić recenzję"Ojca" i wysłać do nakanapie.pl,  po akceptacji będę mogła ją umieścić na blogu. Teraz pora może Na "Malowany welon", a zaległości jeszcze poczekają chwilę.
A dzisiaj w ramach  kontynuacji prezentowania mojego czytelnictwa z czasów zanim założyłam blog czytelniczy przedstawiam dwie książki z mojej biblioteczki , które wywarły na mnie swą treścią duże i niezapomniane wrażenie.

Pierwsza to :


Książka wydana została w 1993 roku przez "PALABRA"
Wydawnictwo Misjonarzy Klaretynów,Wydawnictwo"EXTER"
Tą książką wydawnictwo otwarło nowy cykl wydawniczy zwany z angielska>>Fiction/Bible Biografphy<<.

Ellen Gunderson  Traylor   ukazuje w swej niezwykłej i poruszającej książce Marię z Magdali, jej dzieciństwo, dramat związany ze zmuszaniem ją do nierządu, opętaniem z którego uwolnił ją Jezus oraz miłości jaką obdarzyła swego wybawiciela, nauczyciela i mistrza. Ta miłość przekracza ramy tego co znamy z biblii. Fikcja bowiem miesza się tu z prawdą biblijną a wyobraźnia pisarki prowadzi czytelnika po menandrach życia Marii w sposób niezwykle intrygujący, sugestywny .

Książkę czyta się z zapartym tchem.

A druga to :




Książka wydana przez wydawnictwo M w 1993 roku.


 "Przerwany taniec" to autobiograficzna opowieść Julie Sheldon, tancerki baletowej o dramatycznych zmaganiach się przez trzy lata z chorobą, która przykuła ją do łóżka do tego stopnia, że musiała przebywać na oddziale intensywnej terapii. Julia opisuje swoje dzieciństwo, naukę w szkole baletowej, małżeństwo i swoje marzenia, które na długi czas przekreśliła ciężka i nieuleczalna choroba.
Julii udało się całkowicie   powrócić do zdrowia, a stało się to za sprawą  modlitwy wstawienniczej zanoszonej przez Jima  Glennona, dyrektora posługi uzdrawiania w katedrze św Andrzeja w Sydney.
Książka niezwykła, interesująco napisana, która porusza do głębi i daje do myślenia na temat uzdrawiającej mocy Boga.



 A w ogrodzie wiosna nareszcie ukazała swoje oblicze, gdy z pod śniegu wyłoniły się krokusy.


Zdjęcia okładek książek pochodzą z portalu lubimyczytać.pl.
Krokusy to moje zdjęcie.

środa, 10 kwietnia 2013

W trzecią rocznicę katastrofy pod Smoleńskiem.)



       Pamiętam i nigdy nie zapomnę  co robiłam , gdy dowiedziałam się, że samolot lecący  do Smoleńska z  Prezydentem na pokładzie  rozbił się, a w katastrofie zginął Prezydent Rzeczypospolitej, Lech Kaczyński, jego małżonka, Maria, oraz wszystkie osoby mu towarzyszące, elita narodu,  a także załoga samolotu.

      Szok i niedowierzanie trwa we mnie do dzisiaj chociaż dzisiaj mija już 3 lata od katastrofy, wyjaśnienia przyczyn której nie możemy się doczekać.







wtorek, 9 kwietnia 2013

Takie sobie wtorkowe marudzenia i odrobina humoru na poprawienie nastroju.)


      Po wczorajszej słonecznej aurze, dającej  nadzieję na cieplejsze dni dzisiaj poranek powitał nas znów padającym śniegiem i za oknem mam ponownie tak: a na zdjęciu jest pigwa, która na



początku maja potrafi wyglądać już tak .














        Od kilku dni noszę się jak kura z jajem  z napisaniem recenzji do "Ojca" Karola Arentowicza. Książeczka niewielka, którą szybciutko przeczytałam, gdyż ciekawie napisana zawiera treści, które żywo mnie interesują, ale recenzja, która udało mi się zacząć pisać prosta do napisania dla mnie nie jest, gdyż niby się zgadzam  z autorem co do jego stwierdzeń zawartych w niej , a jednak nie do końca, a nawet się nie zgadzam. A portal nakanapie.pl czeka na tę recenzję, którą powinnam napisać w ciągu dwu tygodni od otrzymania książki a ja zwlekam, już chyba nie bardzo mam co liczyć na następną książkę od nich. Może w końcu dzisiaj ją napiszę, taką mam przynajmniej nadzieję.
        A tak w ogóle to przeczytałam już zgodnie z założonym planem na kwiecień  "Malowany welon" Maughama a nawet oglądnęłam film nakręcony na podstawie książki, ale tylko na podstawie, gdyż film,  który jest świetny opowiada jednak  zupełnie inną historię, której bohaterami są również bohaterowie książki i czytam "Kolację z Anna Kareniną". Książka wciąga, ale ja mam niestety ograniczony czas na czytanie toteż minie kilka dni zanim ją skończę..

  A na koniec humor, taki z męskiego punktu widzenia :
źródło

 

poniedziałek, 8 kwietnia 2013

Na dzisiejszy poniedziałek - Jan Dobraczyński o Zwiastowaniu.)

Autor: Jan Panieński (1900-1925) [Public domain], undefined


   "Było popołudnie i ona szła za swymi owcami.Tym razem wystrzelił przed nią nie  kwiatem, ale  złocistym słupem ognia. Cofnęła się zalękniona. Ale poznała jego głos. Powiedział:
    - Witaj, Miriam. Najwyższy jest z tobą....
    Osunęła się na kolana. Przycisnęła drżące wargi do głazu, który wychylał z traw swój szorstki grzbiet.
     - Czy to może być.... - szepnęła.
     - Tak jest - głos z ognia rozbrzmiewał stanowczo, jakby był głosem hazzana, który wygłasza wyrok sądu. Słup stał ciągle nad nią, płonął, choć się nie spalał. Usłyszała :
      - Nie bój się. Zostałaś wysłuchana. To ty poczniesz Syna....
      Słowa spadały na jej pochyloną głowę lśniącą kaskadą. Ścierały ją  w proch i obdarzały na nowo życiem. A przecież  zaledwie przebrzmiały, uniosła głowę. Była dalej tą samą zuchwałą dziewczyną, która nie lękała się pytać, czy można prosić Najwyższego.
      - Ale przecież ja... ja wyrzekłam się....oddałam Mu....Więc jak ....jak sie to może stać?
      Głos nad nią nabrał jeszcze większego niż przedtem majestatu. A jednocześnie zdawał się dyszeć podziwem dla tego, co sam wymówił.
      - On sam pochyli się nad tobą. Sam uczyni wszystko. Bo wszystko jest w Jego mocy. Jaka ty jesteś szczęśliwa, Miriam! On chce ci dać znak. Twoja ciotka urodzi syna, choć minął jej czas. Abyś  ty wiedziała... Miriam, czy ty to pojmujesz? On cię pyta, czy się zgadzasz. Pyta...
      Wzruszenie ścisnęło jej gardło, łzy napełniły powieki. Znowu schyliła głowę, wcisnęła czoło w ostry mech porastający kamień. Słup ognia wciąż stał nad nią, ale zdawał się chylić w kornym ukłonie. Otoczyła ją cisza tak głęboka, jakby świat cały wokoło niej wstrzymał oddech. Z ustami przy kamieniu wyszeptała:
      - Jestem tylko służebnicą. Co Pan postanowił niech mi się stanie.
      Nie padł grom, tylko coś niby palący wiatr przemknęło nad nią i owiało ją swym tchnieniem. Słup ognia przygiął się jeszcze niżej, a potem zmalał, zbladł, znikł. Od razu zerwała się struna ciszy. Świat wokoło Miriam wrócił do życia, przemówił tysiącem dźwięków.Słyszała szum powiewu, świergotanie ptaków, tupot kopytek owczych. Wolno podnosiła głowę. Nikogo już przy niej nie było. Trawa nie zgorzała w miejscu, gdzie stał płomienny słup. Niebo nie spadło strącone podziwem dla słów, które usłyszała. Słońce świeciło jak przedtem. Stado wokoło niej pobekiwało. Wiatr przynosił z dołu od miasta głos bawiących się dzieci i nawoływania nosicieli wody."

                                                                         Jan Dobraczyński, "Cień ojca", str.63- 64 PAX 1985 roku

 Za dziewięć miesięcy od dzisiejszego Zwiastowania w kościele katolickim znów będziemy obchodzić Boże Narodzenie.

O książce przeczytać można  tu.